Na stronie Efantastyki ukazała się moja recenzja książki "Białe drzewo" Katarzyny Manikowskiej.
Autorka w powieści wykorzystuje motywy podróży w czasie i historii alternatywnej, ale jak to jej wychodzi przekonacie się czytając recenzję. Jeśli ktoś również czytał "Białe drzewo" i nie zgadza się z moją opinią, czekam na komentarze :)
A już wkrótce nowa karta kalendarza i zakładki :)
A już wkrótce nowa karta kalendarza i zakładki :)
Podróże w czasie od lat niezmiennie
fascynują kolejne pokolenia historyków. Pytanie „co by było, gdyby” jest nadal
bardzo popularne, a książki przedstawiające historię alternatywną powstają jak
grzyby po deszczu. Każdy miłośnik minionych czasów wiele by oddał za możliwość
chwilowego zajrzenia za zasłonę wieków do swojej ulubionej epoki i spotkania
którejś z ważnych postaci historycznych.
Przemysław Pakosz, główny bohater Białego
drzewa, historykiem nie jest, ale za to z pomocą matematycznych wzorów odkrywa
możliwość odbycia podróży w czasie. Haczyk tkwi w tym, że podróż tę można odbyć
tylko w jedną stronę. Drogi powrotnej nie ma, ale kto chciałby wracać do Polski
roku 1991, w której nadal trwa stan wojenny?
Powieść składa się z dwóch odrębnych i
bardzo różnych części. Pierwsza opowiada o budowie wehikułu czasu, której
podjął się wspomniany już profesor matematyki Przemysław Pakosz. Dla humanisty
przebrnięcie przez niemal sto pięćdziesiąt stron ścisłych wywodów to prawdziwa
męka. Moja „przygoda” z matematyką zakończyła się szczęśliwie (i dla niej, i
dla mnie) na poziomie liceum, więc zachwyty autorki nad logarytmami, funkcjami
i równaniami kompletnie do mnie nie trafiły.
Część druga to zupełne przeciwieństwo
pierwszej – jest zdecydowanie bardziej „przyjazna” humaniście. Poznajemy w niej
dzieje Przemka z Wilczna, prostego chłopskiego syna, który dzięki swoim
pomysłom i uporowi zostaje rycerzem księcia Łokietka. Oczyma chłopca oglądamy
Polskę tamtych czasów i przeżywamy przygody w Ziemi Świętej i Arabii. Ta
historia wydała mi się o wiele ciekawsza, tym bardziej, że pani Manikowska nie
zapomniała o takich szczegółach, jak różnice językowe pomiędzy dawną a
współczesną polszczyzną oraz opisie detali średniowiecznych miniatur.
Jednak obie części posiadają wspólną wadę,
która wydaje mi się, niestety, dość znacząca. Kreacje głównych bohaterów są zbyt
jednoznaczne: obaj posiadają kryształowe charaktery i okazują się niezwykle
prawi. Ktoś może pomyśleć: cóż to za wada? A jednak, gdy się czyta o kolejnych
pomysłach i niesamowitych sposobach wychodzenia z wszelkich opresji, to aż chce
się zgrzytać z irytacji zębami – czy jest to wystrychnięcie na dudka
komunistów, czy oratorska ucieczka sprzed sądu arcybiskupiego. Z kolei postacie
negatywne są po prostu głupie – nieważne czy mowa o komunistach, czy
Krzyżakach. Przeciwnicy okazują się nieoczytani i bez wykształcenia, łatwo nimi
manipulować i wiele można im wmówić. Autorka wrzuca wszystkich do jednego worka
i postacie są albo białe, albo czarne – praktycznie nie ma nikogo, kto
znajdowałby się pomiędzy.
Wyjątkową postacią Białego drzewa jest
Józef Søren, który w dość enigmatyczny sposób wprowadza czytelnika w fabułę
powieści. Z rozdziału zerowego może wynikać, że jest on głównym jej bohaterem –
nic bardziej mylnego. Søren występuje w części pierwszej i jest jednym z
uczestników eksperymentu profesora Pakosza, często wspominana się go w części
drugiej jako romantycznego husarza. Z ostatnich kart powieści można wysnuć
wniosek, że kolejna książka, jeśli taką autorka postanowi napisać, będzie
opowiadać o jego losach. To jedna z ciekawszych postaci, ale na kartach
„Białego drzewa” nie odgrywa znaczącej roli.
Podsumowując, powieść czytało mi się
dobrze, gdy już przebrnęłam przez matematyczną część. Pani Manikowska wspaniale
operuje językiem i stosuje wiele ciekawych porównań. Jednak nie podobała mi się
pewna zawarta w tej powieści naiwność dzielenia wszystkiego na czarne lub
białe. Wieki średnie są idealizowane – Łokietek, znany z wybuchowego i
okrutnego charakteru, okazuje się nadzwyczaj wyrozumiały dla szalonych pomysłów
głównego bohatera; średniowiecze nie ma zapachu i otarć od jazdy w siodle,
bohaterowie nie miewają większych dylematów moralnych, a wszystko zawsze im się
udaje. I to, niestety, staje się na dłuższą metę nużące.
A czym jest tytułowe „białe drzewo”? Tę
zagadkę pozostawiam do rozwiązania czytelnikom.
Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.