Siedem dzwonków Abhorsena
Ranna – Siewca Snu, sprawiający, że słuchacze
zapadają w sen.
Mosrael – Dawca Życia, utrzymujący równowagę między
Życiem i Śmiercią.
Kibeth – Wędrowiec, ofiarowujący możliwość
przemieszczania się.
Dyrim – Mówca, przywracający Zmarłym mowę.
Belgaer – Włodarz Myśli, przywracający pamięć i
zdolność myślenia.
Saraneth – Narzucający Więzy, zmuszający do
posłuszeństwa.
Siedem dzwonków pomaga strzec granic
ustanowionych pomiędzy Życiem a Śmiercią[2]. Nieoczekiwanie narzędzie każdego Abhorsena zostaje przekazane Lirael. Mieszkająca
dotąd na Lodowcu Clayrów i mająca stać się jedną z widzących przyszłość, otrzymuje
zupełnie nowe dziedzictwo – zostaje wybrana następczynią Abhorsena. I niemal zupełnie
sama musi sobie z nim poradzić.
Losy Lirael, przedstawione w poprzedniej
części cyklu, połączyły ją nieodwołalnie z księciem Samethem. Próba
uratowania przyjaciela Sama, Nicolasa, staje się jednocześnie misją, w której
oboje muszą stawić czoła nie tylko wzbudzającemu strach nekromancie Hedge’owi,
ale również pradawnemu złu, które ten chce obudzić.
Opowieść rozpoczyna się mocnym uderzeniem –
zamachem na królewską parę przebywającą z misją dyplomatyczną w południowej
części Ancelstierre. Akcja jednak szybko przenosi się do Starego Królestwa i
domu Abhorsenów. Stamtąd czytelnik wyrusza wraz z dwojgiem bohaterów w podróż
nad Czerwone Jezioro i dalej za Mur, gdzie rozegra się finał tej historii.
Wydawać by się mogło, że wędrówka przez
różne krainy stanie się okazją do przedstawienia lokalnej ludności i różnic
pomiędzy poszczególnymi częściami Starego Królestwa, tak się jednak nie dzieje.
Autor odmalowuje obraz wszechogarniającej Śmierci, zniszczenia i ciszy, w
którym nie ma miejsca na codzienne czynności prostych ludzi.
I to jest właśnie minus powieści
zamykającej cykl Gartha Niksa. Brak szerszej perspektywy, opisów zwyczajnego
życia czy funkcjonowania miast i miasteczek, sprawia, że misja ratowania
świata, jaką podejmują bohaterowie, wydaje się obejmować jedynie ich samych
oraz kilkoro występujących w fabule członków rodziny. Stare Królestwo jest
krainą śmierci, a życie, jeśli gdziekolwiek wspominane, zamyka się tylko w
kilku tak naprawdę nic nieznaczących zdaniach.
To, co stanowiło o wyjątkowości pierwszej
części serii, tutaj nuży i powszednieje. W Sabriel Nix podjął próbę oswojenia śmierci, nadania jej pewnego
sensu i pokazania, że jest to naturalna kolej rzeczy. W Abhorsenie nekromanci traktują ludzi jak narzędzie, a śmierć
zbiera ogromne żniwo. Ofiary można liczyć w setkach i tysiącach, jednak są to
postacie anonimowe, przez co groza czy współczucie, które powinny czytelnika
ogarniać, z czasem zanikają zastępowane przez monotonię. Opisy kolejnych
zgonów czy gubienia kończyn przez ożywione trupy, jeden podobny do drugiego,
nie wzbudzają żadnych uczuć. Śmierć jest bezimienna i w swej masowości zbyt
„normalna”, by wywrzeć większe wrażenie i spowodować choć chwilę zadumy nad jej
formą czy sensem.
Wydawać by się mogło, że w tym morzu
beznadziei i destrukcji nie ma już miejsca na działanie. Sprzedajni politycy
wysyłają mieszkańców Południa za Mur niczym rzeźne zwierzęta, a nikt nie
potrafi nic zrobić, żeby temu zapobiec. Dyplomatyczne zabiegi podjęte przez
królewską parę, Touchstone’a i Sabriel, zostają brutalnie zerwane, a zło bezkarnie
szerzy się na terenach Starego Królestwa. Zarówno Sameth, jak i Lirael, wiedzą,
że nie mają wystarczającego doświadczenia i wiedzy, by próba powstrzymania nekromanty
mogła się powieść, jednak mimo wszystko postanawiają ją podjąć. Zawsze jest lepiej coś robić niż stać
bezczynnie[3],
mówi Podłe Psisko, towarzysz następczyni Abhorsena, i zgodnie z tą zasadą
postępują bohaterowie. Bo nigdy nie wiadomo, czy heroiczny sprzeciw jednej
osoby nie poruszy lawiny zdarzeń.
Abhorsen to historia
o walce śmierci z życiem, ale przede wszystkim jest to opowieść o odnalezieniu
swego miejsca w społeczeństwie. Mieszkając i wychowując się na Lodowcu Clayrów,
Lirael czuła, że nie należy do tego miejsca. Sameth, desygnowany na następcę
matki, wiedział, że jest to funkcja mu narzucona, natomiast on sam nie odczuwa
żadnego powołania w tym kierunku. Oboje próbują grać swoje role, jednak w pewnym
momencie muszą zdecydować, czy będą udawać, czy jednak wykażą się odwagą i przejmą
stery własnego życia, by robić to, do czego zostali stworzeni.
Garth Nix stworzył świat niezwykły,
przepełniony prastarą magią – dziką i nieujarzmioną (Wolna Magia) oraz uporządkowaną
i skodyfikowaną (Magia Kodeksu). Na tych dwóch siłach oparł istnienie kilku
krain i całego książkowego cyklu. Niestety, zabrakło tu trochę czynnika
ludzkiego, zwyczajności i magii życia codziennego, by był to obraz wart
ponownej kontemplacji. Dzwonki Abhorsenów kuszą swymi dźwiękami, jednak nie
jest to pokusa, którą trudno odeprzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.