środa, 25 marca 2015

"Abhorsen", Garth Nix - recenzja

Siedem dzwonków Abhorsena


Ranna – Siewca Snu, sprawiający, że słuchacze zapadają w sen.
Mosrael – Dawca Życia, utrzymujący równowagę między Życiem i Śmiercią.
Kibeth – Wędrowiec, ofiarowujący możliwość przemieszczania się.
Dyrim – Mówca, przywracający Zmarłym mowę.
Belgaer – Włodarz Myśli, przywracający pamięć i zdolność myślenia.
Saraneth – Narzucający Więzy, zmuszający do posłuszeństwa.
I Astarael – Dzwonek Smutku, odsyłający w Śmierć wszystkich, którzy go słuchali[1].

Siedem dzwonków pomaga strzec granic ustanowionych pomiędzy Życiem a Śmiercią[2]. Nieoczekiwanie narzędzie każdego Abhorsena zostaje przekazane Lirael. Mieszkająca dotąd na Lodowcu Clayrów i mająca stać się jedną z widzących przyszłość, otrzymuje zupełnie nowe dziedzictwo – zostaje wybrana następczynią Abhorsena. I niemal zupełnie sama musi sobie z nim poradzić.

Losy Lirael, przedstawione w poprzedniej części cyklu, połączyły ją nieodwołalnie z księciem Samethem. Próba uratowania przyjaciela Sama, Nicolasa, staje się jednocześnie misją, w której oboje muszą stawić czoła nie tylko wzbudzającemu strach nekromancie Hedge’owi, ale również pradawnemu złu, które ten chce obudzić.

Opowieść rozpoczyna się mocnym uderzeniem – zamachem na królewską parę przebywającą z misją dyplomatyczną w południowej części Ancelstierre. Akcja jednak szybko przenosi się do Starego Królestwa i domu Abhorsenów. Stamtąd czytelnik wyrusza wraz z dwojgiem bohaterów w podróż nad Czerwone Jezioro i dalej za Mur, gdzie rozegra się finał tej historii.

Wydawać by się mogło, że wędrówka przez różne krainy stanie się okazją do przedstawienia lokalnej ludności i różnic pomiędzy poszczególnymi częściami Starego Królestwa, tak się jednak nie dzieje. Autor odmalowuje obraz wszechogarniającej Śmierci, zniszczenia i ciszy, w którym nie ma miejsca na codzienne czynności prostych ludzi.

I to jest właśnie minus powieści zamykającej cykl Gartha Niksa. Brak szerszej perspektywy, opisów zwyczajnego życia czy funkcjonowania miast i miasteczek, sprawia, że misja ratowania świata, jaką podejmują bohaterowie, wydaje się obejmować jedynie ich samych oraz kilkoro występujących w fabule członków rodziny. Stare Królestwo jest krainą śmierci, a życie, jeśli gdziekolwiek wspominane, zamyka się tylko w kilku tak naprawdę nic nieznaczących zdaniach.

To, co stanowiło o wyjątkowości pierwszej części serii, tutaj nuży i powszednieje. W Sabriel Nix podjął próbę oswojenia śmierci, nadania jej pewnego sensu i pokazania, że jest to naturalna kolej rzeczy. W Abhorsenie nekromanci traktują ludzi jak narzędzie, a śmierć zbiera ogromne żniwo. Ofiary można liczyć w setkach i tysiącach, jednak są to postacie anonimowe, przez co groza czy współczucie, które powinny czytelnika ogarniać, z czasem zanikają zastępowane przez monotonię. Opisy kolejnych zgonów czy gubienia kończyn przez ożywione trupy, jeden podobny do drugiego, nie wzbudzają żadnych uczuć. Śmierć jest bezimienna i w swej masowości zbyt „normalna”, by wywrzeć większe wrażenie i spowodować choć chwilę zadumy nad jej formą czy sensem.

Wydawać by się mogło, że w tym morzu beznadziei i destrukcji nie ma już miejsca na działanie. Sprzedajni politycy wysyłają mieszkańców Południa za Mur niczym rzeźne zwierzęta, a nikt nie potrafi nic zrobić, żeby temu zapobiec. Dyplomatyczne zabiegi podjęte przez królewską parę, Touchstone’a i Sabriel, zostają brutalnie zerwane, a zło bezkarnie szerzy się na terenach Starego Królestwa. Zarówno Sameth, jak i Lirael, wiedzą, że nie mają wystarczającego doświadczenia i wiedzy, by próba powstrzymania nekromanty mogła się powieść, jednak mimo wszystko postanawiają ją podjąć. Zawsze jest lepiej coś robić niż stać bezczynnie[3], mówi Podłe Psisko, towarzysz następczyni Abhorsena, i zgodnie z tą zasadą postępują bohaterowie. Bo nigdy nie wiadomo, czy heroiczny sprzeciw jednej osoby nie poruszy lawiny zdarzeń.

Abhorsen to historia o walce śmierci z życiem, ale przede wszystkim jest to opowieść o odnalezieniu swego miejsca w społeczeństwie. Mieszkając i wychowując się na Lodowcu Clayrów, Lirael czuła, że nie należy do tego miejsca. Sameth, desygnowany na następcę matki, wiedział, że jest to funkcja mu narzucona, natomiast on sam nie odczuwa żadnego powołania w tym kierunku. Oboje próbują grać swoje role, jednak w pewnym momencie muszą zdecydować, czy będą udawać, czy jednak wykażą się odwagą i przejmą stery własnego życia, by robić to, do czego zostali stworzeni.

Garth Nix stworzył świat niezwykły, przepełniony prastarą magią – dziką i nieujarzmioną (Wolna Magia) oraz uporządkowaną i skodyfikowaną (Magia Kodeksu). Na tych dwóch siłach oparł istnienie kilku krain i całego książkowego cyklu. Niestety, zabrakło tu trochę czynnika ludzkiego, zwyczajności i magii życia codziennego, by był to obraz wart ponownej kontemplacji. Dzwonki Abhorsenów kuszą swymi dźwiękami, jednak nie jest to pokusa, którą trudno odeprzeć.

Recenzja ukazała się na łamach Creatio Fantastica nr 1 (48) 2015


[1]              Abhorsen, s. 39-40.
[2]              Abhorsen, s. 20.
[3]              Abhorsen, s. 373.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.