środa, 14 marca 2018

"Demon Luster", Martyna Raduchowska - recenzja

Diabeł tkwi w lustrach


Lubię urban fantasy. Połączenie dwóch konwencje literackich w jeden, ciekawe postacie detektywów, którzy często stają przed bardzo nietypowymi sprawami czy cała parada nadprzyrodzonych istot - to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Jednak z tym gatunkiem mam jeden problem - bardzo często kolejne tomy są albo odgrzewanym kotletem, albo bohaterowie nagle zaczynają uzyskiwać kolejne supermoce, zaklęcia i co tam jeszcze, stając się nadludźmi (w jeszcze większym stopniu niż dotychczas). Gdzieś w tym wszystkim gubi się sens tego typu powieści - zagadka i sprawa kryminalna.

Ale o co chodzi?

W pierwszym tomie poznaliśmy Idę Brzezińską, młodą szamankę od umarlaków, pochodzącą z magicznej rodziny, ale mającą bardzo rzadki dar. Szkolona przez ciotkę Teklę uczy się jak przeprowadzać dusze zmarłych na drugą stronę rzeki. Niestety, Pech chciał (piszę Pech, bo to konkretna istota), że Ida zostaje wplątana w skomplikowaną sprawę, w której pojawiają się opętani przez demony i wreszcie najgroźniejszy z nich - Demon Luster.

Tom drugi to bezpośrednia kontynuacja pierwszego. Ida musi się tłumaczyć ze swoich działań funkcjonariuszom WONu (Wydziału Opętań i Nawiedzeń), a raczej w jego Wydziale Wewnętrznym. Nie jest to proste, tym bardziej, że wiele szczegółów dotyczących sprawy Kwiatkowskiego musi ukrywać. A potem… Cóż, musi tylko wypełnić nieśmiertelną przysięgę, odnaleźć przejście do piekieł Demona Luster i przyprowadzić duszę Jednookiego. Tylko tyle. I aż tyle.

Dramatis personae

Oczywiście główną bohaterką jest Ida. Nadal niedoświadczona, ale zdeterminowana, by wykonać swoje zadanie. Jednak jej pobudki wcale nie są szlachetne - musi odnaleźć zaginioną duszę, bo w przeciwnym wypadku jej własna rozsypie się w niebycie. I to mi się w niej podoba - nie wyższe racje i górnolotne ideały, chęć ratowania świata, ale własne, egoistyczne (i jakże naturalne) pragnienie chronienia przede wszystkim siebie. To jest bardzo… ludzkie i prawdziwe.

Na nieco innym biegunie stoi Kruchy. Kruszyński, agent WONu, to facet z tragiczną przeszłością, zdeterminowany, by Idzie pomóc. Ale znów, jeśli spodziewacie się, że wszystko potoczy się przewidywalnie - nic bardziej mylnego. Motywacje Kruchego są nieco bardziej skomplikowane niż zwyczajowe ratowanie damy z opresji.

Plejada interesujących postaci jest większa - ciotka Tekla, nadal opiekująca się Idą, antypatyczna Ruda, czarownica współpracująca z Kruchym, Kwiatuszek (kojarząca mi się z Luną Lovegood, aczkolwiek tylko z wyglądu), sam Demon Luster… O każdej postaci można napisać wiele, ale nie zrobię tego, bo to popsułoby przyjemność czytania. Wystarczy napisać, że w powieści Raduchowskiej bohaterowie mają świetne tło psychologiczne i ich motywacje są bardzo dobrze uzasadnione, a przez to bliższe czytelnikowi.

Kryminał, a jakże!

Tym, co najbardziej urzekło mnie w Demonie Luster, jest zagadka kryminalna. Ida próbując ratować swoją skórę (a raczej duszę) wpada na trop niezłej afery. Tytułowy demon nie jest bowiem zwyczajnym diabłem z piekła rodem. I tu znów nie mogę zbyt wiele napisać, by nie psuć niespodzianki i przyjemności z odkrywania kolejnych elementów układanki.

Raduchowskiej udało się stworzyć niesamowity, oryginalny w pewien sposób, a na pewno bardzo skomplikowany czarny charakter. Tu nic nie jest proste i oczywiste. Świetnie oddała także realia prowadzenia podobnych śledztw przenosząc rzeczywiste sposoby postępowania do swojego świata. W wielu miejscach wyraźnie widać wpływ wykształcenia w dziedzinie kryminologii i psychologii. Sprawy są opisane drobiazgowo, każdy aspekt przemyślany i w rezultacie całość jest spójna i logiczna.

Nie zna życia, kto nie miał do czynienia z Wewnętrznym

Kolejny motyw typowy dla kryminałów, których bohaterowie nie są prywatnymi detektywami, a państwowymi funkcjonariuszami, dotyczy Wydziału Wewnętrznego. Prędzej czy później bohaterowie będą mieli do czynienia z funkcjonariuszami tej jednostki. Nikt nie lubi być kontrolowany i prześwietlany przez (często byłych) kolegów, a więc Wewnętrzny nie cieszy się dobrą sławą (jeśli przypomnicie sobie choćby Zabójczą broń czy sporo innych filmów czy seriali sensacyjnych, to wiecie, o co chodzi).

Nie inaczej jest tutaj. Całego smaczku sprawie dodają ambicje jednego z oficerów, wzajemne animozje z przeszłości czy zwyczajna wredota. Wszystko bardzo dobrze rozpisane i rozegrane i tu kolejny ukłon w stronę autorki za bardzo przemyślaną fabułę.

Czy ciąg dalszy nastąpi?

Mam nadzieję, że tak, bo Raduchowska potrafi stworzyć interesujących bohaterów, skomplikowane sprawy i oddać wzajemne relacje postaci w nieoczywisty sposób przy czym nie popada w nadmierny sentymentalizm. Aż się chce powiedzieć - jak to w życiu bywa, nic nie jest proste. Do tego Ida, pomimo nietypowego i kłopotliwego daru, nie jest kolejną superczarownicą, która zdobywa moce i zaczarowane gadżety, a rozgrywa wszystko za pomocą intelektu i drobiazgowej analizie. Śmiem twierdzić, że to rzadkość w tym gatunku literackim.

Po pierwszym tomie przygód Idy Brzezińskiej czekałam na kolejny, ale bez większych emocji. To nie tak, że nie mogłam spać po nocach czy odliczałam dni do premiery. Nie. Powieść była ciekawa, ale nie na tyle bym zżyła się z bohaterami i bardzo za nimi tęskniła. Jako debiut Szamanka od umarlaków była świetna, jednak dopiero Demon Luster pokazał w pełni talent autorki do tworzenia takich historii. I tym razem zaostrzył mój apetyt na więcej.

Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.