czwartek, 14 października 2021

W ciemność, Claudia Gray - recenzja

Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę!


Gdy ogłoszono projekt obejmujący między innymi powieści ukazujące czasy świetności Jedi, pomysł wydawał mi się nie tyle karkołomny, co zwyczajnie nudny. No bo co można jeszcze napisać ciekawego o zakonie reprezentowanym przez rycerzy i mistrzów przedstawionych w filmach czy serialach animowanych? Zresztą, nie ukrywam, że za Jedi specjalnie nie przepadam, więc mój sceptycyzm był w pełni zrozumiały. Piszę “był”, bo po lekturze kolejnych pozycji ukazujących się w tym cyklu, stwierdzam, że coraz bardziej lubię Wysoką Republikę.

W ciemność Claudii Gray to kolejna książka cyklu, skierowana raczej do młodszego czytelnika. Ale gwiezdnowojenne powieści oznaczane jako young adult niejednokrotnie pozytywnie mnie zaskakiwały. Wymienię tu tylko rewelacyjne Rebel rising czy Leia. Princess of Alderaan, które - mam wciąż cichą nadzieję - zostaną docenione i doczekają się kiedyś polskiego tłumaczenia. Autorka dała się już poznać od bardzo dobrej strony między innymi Utraconymi gwiazdami, Więzami krwi i Master and Apprentice, a jej powieści czyta się wyśmienicie, tak więc oczekiwałam naprawdę dobrej lektury. Niestety trochę się zawiodłam.

Podcinanie skrzydeł

Nie mogę napisać, że W ciemność to zła powieść, bo tak nie jest. Czyta się ją dobrze, ale mam wrażenie, że autorce nie pozwolono rozwinąć skrzydeł. Charakterystyczna cechą powieści z cyklu Wysoka Republika jest to, że w każdej książce wprowadza się nowych bohaterów. Nie inaczej jest tutaj, ale wyraźnie zabrakło miejsca na pogłębienie ich charakterów, choć autorka robiła co mogła.

Głównym bohaterem, a raczej jednym z kilkorga ważnych postaci, jest padawan Reath Silas. Raeth od przeżywania przygód woli książki, dawne opowieści i ogólnie nie cieszy go myśl opuszczenia Coruscant i wyjazdu na odległą placówkę jaką jest Latarnia Gwiezdny Blask. Niestety, marzenia to jedno, a rzeczywistość to co innego. Reath wyrusza w podróż statkiem o nazwie… Statek wraz z jego załogą: kapitanem Leoxem Gyasi, Affie Hollow i Geodą, a także mistrzem Vitusem i rycerzami Orlą Jareni oraz Dezem Rydanem. Jak widać, samych postaci pierwszoplanowych jest kilka, a do tego dochodzą jeszcze te, które bohaterowie spotkają na stacji kosmicznej czy przedstawione we wspomnieniach Orli i Cohmaca, trudno więc oczekiwać pogłębienia charakterów postaci przy takiej objętości książki.

Claudia Gray w dość wiarygodny sposób przedstawia relacje łączące bohaterów czy ich dążenia, chciałoby się jednak więcej. Bardzo polubiłam postać mistrza Cohmaca Vitusa, który, można powiedzieć jest “dżedajowym” odpowiednikiem archeologa. I mam nadzieję, że jego postać pojawi się jeszcze na kartach którejś powieści lub dostanie samodzielny tytuł (tak, marzy mi się gwiezdnowojenna powieść archeologiczna!). Ale moje serce podbiła… skała. Geoda jest tak absurdalną postacią, że z miejsca go polubiłam. Nieoczekiwanie ta istota wnosi element humorystyczny i dość abstrakcyjny do całej opowieści. Takiego bohatera jeszcze w Gwiezdnych wojnach nie było.

Niestety, nie mogę napisać wiele o czarnych charakterach, żeby nie psuć przyjemności z lektury, podobnie jak o tytułowej ciemności. Powiem tylko, że są dość zaskakujący i przerażający (gdyby tylko autorka miała więcej miejsca na rozwinięcie ich wątków...). 

Historia się rozszerza

Podoba mi się kierunek, w jakim zmierza seria, czyli rozszerzanie uniwersum o wydarzenia toczące się w mniej więcej tym samym punkcie dziejowym (podobnie rzecz miała się z powieściami osnutymi wokół budowy Gwiazdy Śmierci). Łączenie wątków znanych z poprzednich powieści, czyli Nihilów, wypadku w nadprzestrzeni i reperkusji, jakie niesie on dla różnych planet czy statków sprawdza się bardzo dobrze i pozwala nam spojrzeć na dane wydarzenie z różnych perspektyw - w tym przypadku przede wszystkim z perspektywy Jedi. Jednocześnie zniszczenie Szlaku Dziedzictwa umożliwia rozszerzenie znanej nam przestrzeni o nowe, dość niespodziewane miejsca i rasy.

Czytać czy nie czytać?

W ciemność to ciekawa pozycja, choć po jej przeczytaniu czuję lekki niedosyt - jest po prostu zbyt mało stron by lepiej rozwinąć wiele wątków. Rozumiem jednak, że taki zabieg podyktowany został przez wybór docelowego czytelnika (choć liczba i grubość książek określanych jako young adult na półkach księgarskich wskazuje, że i z typowymi cegłami młodzież da sobie radę). Mam jednak nadzieję na ponowne spotkanie z przedstawionymi tutaj bohaterami w którejś z kolejnych powieści, bo szkoda by było marnować iskrzący się w nich potencjał.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.