środa, 8 marca 2023

"Cień królowej", E.K. Johnston - recenzja

Cień powieści


Gdy na rynku ukazał się pierwszy tom trylogii o Padme Amidali, jeszcze w języku angielskim, stwierdziłam: wow, wreszcie coś o monarchii, intrygach politycznych i rozgrywkach w Senacie. Zapowiada się niezła lektura!

O święta naiwności…

A mogło być tak pięknie...

Cień królowej to wprowadzenie do historii Padme znanej nam z II i III epizodu. Poznajemy okoliczności, w jakich Amidala została senatorem. Obserwujemy jej początki w Senacie, pierwsze lata służby oraz dowiadujemy się, czym się zajmowała. Mamy też początek przyjaźni z Bailem Organą czy Mon Mothmą. Brzmi dobrze, prawda? Nie przeczę, pomysł pokazania losów Padme sam w sobie jest intrygujący. I byłby to zapewne lepszy cykl, gdyby ta historia trafiła w ręce zdolniejszego pisarza. Niestety, E.K. Johnston dobrą pisarką nie jest, co pokazała już m.in. w Ahsoce.

Na obronę autora i dla spokoju sumienia napiszę, że nie jestem targetem tej serii. Teen dramy już dawno mam za sobą, young adult czytam okazjonalnie. Ale gdyby nawet Cień królowej był taką teen dramą! Jedyne, co można o tym cyklu powiedzieć, to to, że… wieje nudą.

Postacie z papieru

Zacznę od głównej bohaterki. W zasadzie trudno powiedzieć co takiego jest w Padme, że dwórki podążą za nią nawet w ogień. Nie widać tego w ich relacjach. Padme nie jest charyzmatyczna, powiedziałabym wręcz, że brak jej tej ikry, którą mogliśmy podziwiać w Mrocznym widmie. Mało tego, jest wyniosła i czasami antypatyczna. Chętnie oferuje pomoc potrzebującym, jednak jeśli weźmiemy pod uwagę relacje z innymi senatorami (szczególnie z Clovisem) to jest po prostu zimna i zadufana w sobie.

A wystarczyło pokazać nie tyle samą Padme, co jej dwórki: co je motywuje, ich rozterki, stosunek do roli, jaką muszą wykonywać. Niestety, pomimo różnych zdolności, jakie przejawiają, wszystkie są do bólu takie same: wręcz idealne, zgadzają się ze sobą we wszystkim (przypominam, że były nastolatkami, które przebywały ze sobą przez kilka lat niemal non stop - to prędzej czy później rodzi konflikty). Nawet głębsza relacja z Sabe jest pozbawiona emocji, płaska, sztuczna i nudna. Postacie są do bólu papierowe, a romans drugoplanowych bohaterów nic nie wnosi do całej historii.

Polityka? Poproszę!

Najciekawszym wątkiem wydawać by się mogła polityka. Senat pokazany od wewnątrz, rozgrywki, sojusze i wrogowie, różne interesy załatwiane przy okazji kontraktów na planetach - o, to temat naprawdę interesujący! I znów powtórzę: temat, który powinien wykorzystać zdolniejszy pisarz. Gdzieś tam pojawia się Palpatine (jeszcze jako kanclerz), jest kuriozalna sprawa ciągnącego się procesu Nute’a Gunraya, ale te wątki są pozbawione emocji, szczypty porządnej intrygi, którą czytelnik mógłby się ekscytować.

Moda i fatałaszki

W Cieniu królowej na pewno odnajdą się wielbiciele strojów. Powieść jest przesiąknięta opisami kreacji królowej czy towarzyszących jej dwórek. Dowiadujemy się, ile warstw mają niektóre suknie, jak szybko można zrobić skomplikowany makijaż czy nie mniej skomplikowaną fryzurę. Wszystko podane dość szczegółowo i… monotonnie. 

Czytać?

Cień królowej miał ciekawy koncept, jednak został on zaprzepaszczony przez źle dobraną autorkę. Ze strony na stronę wieje nudą, intrygi pisane na kolanie i z mało satysfakcjonującym finałem, a postacie są zbyt papierowe i zerojedynkowe. Pierwszy tom był dla mnie rozczarowaniem i nie zachęca do sięgnięcia po kolejne (które mimo to przeczytam, bo ponoć są nieco lepsze). Po lekturze Cienia... aż chce się przygotować petycję fanowską z prośbą o wydanie na naszym rynku świetnych powieści z tego gatunku Leia. Princess of Alderaan albo Rebel rising, by pokazać, że w uniwersum Star Wars są zdecydowanie lepsze pozycje z gatunku young adult.

1 komentarz:

Komentarze obraźliwe będą usuwane.