środa, 7 marca 2018

"Szamanka od umarlaków", Martyna Raduchowska - recenzja

Ida ma Pecha. A właściwie to Pech ma Idę. I nie zamierza jej opuścić 


Szamanka od umarlaków, wznowiona nakładem wydawnictwa Uroboros, to właściwie klasyczna pozycja z gatunku urban fantasy. Mamy więc przenikające się dwa światy: zwyczajnych ludzi i magicznych. Ida Brzezińska miała pecha urodzić się w drugim świecie, ale zamierza żyć w tym pierwszym. Pech jednak ma zupełnie inne plany i nie da dziewczynie zapomnieć o swoich korzeniach, a także studiować jak najzwyklejszej dziewiętnastolatce. O nie, studia z psychologii nie mieszczą się w jego planach. Z parapsychologii - no, może bardziej.

Ida, wychowywana w rodzinie z wielowiekową magiczną tradycją, ku konsternacji rodziców nie wykazuje nawet śladu magicznych zdolności. Co gorsza, nie zamierza nawet wychodzić za mąż i rodzić dziedzica, który kontynuowałby tradycję. Ucieka zatem do Wrocławia by studiować psychologię na tamtejszym uniwersytecie. Niestety, szybko okazuje się, że choć talentu magicznego w niej za grosz, ma inne zdolności - jest medium, a do tego dysponuje rzadkimi umiejętnościami szamanki od umarlaków.

Szermierka słowna

Raduchowska w swojej powieści odeszła od dość popularnej w tym gatunku narracji pierwszoosobowej. I na całe szczęście, bo wychodzi to książce zdecydowanie na dobre. Ma lekkie pióro, jej styl jest zabawny, pełen humoru (nawet w mało ciekawych sytuacjach, bo autorka nie stroni od bardziej drastycznych czy makabrycznych opisów) i wręcz ocieka ironią. Ta mieszanka sprawia, że powieść chce się przeczytać właściwie od razu, bez przerw na zbędne przecież posiłki czy sen. Na szczęście Szamanka od umarlaków nie jest knigą pokroju dzieł G.R.R. Martina, więc lektura zajmie najwyżej dwa wieczory. Dwa bardzo przyjemnie spędzone wieczory, dodajmy, szczególnie w czasie jesiennej aury.

Sama fabuła choć oparta na klasycznym schemacie nie do końca jest przewidywalna. Co prawda nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji, ale jest tu zdecydowanie kilka bardzo dobrze wkomponowanych zwrotów akcji, które zdecydowanie utrudniają oderwanie się od czytania zmuszając czytelnika do powtarzania magicznego już “skończę tylko rozdział i idę spać”.

Żywi i... nie do końca żywi

Bohaterowie powieści są pełnokrwiści (jakkolwiek by to nie brzmiało biorąc pod uwagę fakt, że część z nich to duchy), aczkolwiek miejscami mocno osadzeni w konwencji i do niej dopasowani. Ciotka Tekla to oczywiście wymagająca i wiecznie zrzędząca nauczycielka, duch o oryginalnym imieniu Duch jest dość tajemniczy, a czarny charakter… Cóż, tu niestety nie mogę psuć niespodzianki i nie zdradzę kim on jest.

Sama Ida jest niewyróżniającą się na pierwszy rzut oka młodą kobietą. Ale to tylko pierwsze wrażenie. Jej charakterystyczny cięty język, hart ducha (pomimo różnych wahań czy obaw) czynią z niej łatwą do polubienia postać. Z jednej strony trudno uwierzyć, że ta niepozorna dziewczyna widzi duchy i potrafi z nimi rozmawiać, z drugiej jest to na tyle zaskakujące, że naprawdę kibicujemy, by Idzie udało się rozwiązać całą zagadkę. A ta do łatwych nie należy i ze strony na stronę komplikuje się coraz bardziej.

Lustereczko, powiedz przecie…

W książce bardzo istotna jest magia. Ale jeśli spodziewacie się magii w stylu Harrego Pottera, to nieco się rozczarujecie. Świat czarodziejów opisany jest pobieżnie, chociaż można domyślić się na jakich zasadach funkcjonuje, a i kilka paskudnych zaklęć się znajdzie.

Magia, jaką posługuje się Ida, wywodzi się raczej z szamanizmu i spirytyzmu, związana jest z duchem i zaświatami. Raduchowska powoli odkrywa przed czytelnikiem, na czym polegają obowiązki szamanki od umarlaków, ale także bardzo umiejętnie dawkuje informacje związane ze światem magicznych. Trochę szkoda, bo zanosi się na to, że ten świat jest bardzo ciekawy, jednak z drugiej strony bohaterka związana jest z innym rodzajem magii, więc zagłębianie się w tamtą rzeczywistość jest bezcelowe. Mam nadzieję, że drugi tom przygód Idy wniesie więcej informacji w tej materii.

Czary mary, diabeł stary

Szamanka od umarlaków to pozycja godna polecenia wielbicielom gatunku, ale również osobom, które przygodę z urban fantasy zamierzają dopiero rozpocząć. Sympatyczna, nieprzerysowana i nie “marysójkowa” bohaterka, ciekawa intryga z naprawdę czarną magią w tle - czego więcej trzeba? A więc jeśli szukacie dobrej lektury na maksimum dwa wieczory, Szamanka… jest idealnym pomysłem.

Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz.pl

5 komentarzy:

  1. Urban fantasy jest jeszcze mało przeze mnie odkryta. Już kilka razy widziałam tą książkę i tak się zastanawiam czy warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem warto. Sympatyczne, zabawne i z ciekawą intrygą. A na pewno polecam "Demona Luster", czyli kontynuację. Ale o tym za tydzień ;)

      Usuń
  2. Oj, do klasyki urban fantasy to zdecydowanie jej daleko. To przede wszystkim komedia, która przy okazji ma sporo problemów technicznych. To debiut, co po prostu widać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzie chodziło mi o formę powieści ;) I tak, widać, że to debiut, ale uważam, że udany. A że Raduchowska pisać potrafi i rozwija warsztat, widać doskonale w "Demonie Luster".

      Usuń
  3. Dzięki. Maggie ;) Szukam czegoś co mogłabym przeczytać sama jak i podrzucić mojej 14nastoletniej córce. Myślisz, że się nada??

    OdpowiedzUsuń

Komentarze obraźliwe będą usuwane.