Droga na skróty
Gdy w jednej z Facebookowych grup pojawił się post o mapach w Sercu Lodu wywołując dyskusję na temat zasadności (i jakości) map w powieściach fantasy, bez wahania zaczęłam bronić autora. Mapa to tylko dodatek, liczy się treść, dowodziłam, nawet jeśli sama mapa jest słabej jakości, bardzo szkicowa i przypomina znany nam świat. To treść jest najważniejsza, a reszta - mapy czy ilustracje - są wyłącznie jej uzupełnieniem.
Nie będę opisywać fabuły, bo jest typowa dla fantasy. Bohaterowie wyruszają w daleką podróż, żeby zdobyć artefakt ukryty w dziczy i pokonać złego kapłana/czarnoksiężnika. Brzmi znajomo, prawda? Owszem, jest to motyw wielokrotnie przerabiany przez pisarzy fantasy, jednak nawet znając schemat, koniec końców powieść może okazać się ciekawa (ile razy już tak było, gdy autor umiejętnie bawił się konwencją i przerabiał wydawać by się mogło oklepane już motywy?). Nie w tym wypadku. Gdyby nie obowiązek recenzencki, rzuciłabym powieść Saulskiego w kąt. Przeczytanie jej zajęło mi dobre dwa tygodnie (a ma zaledwie 341 stron) i to wyłącznie z wspomnianego recenzenckiego obowiązku.
Problemem tej powieści jest… wszystko. Saulski obrał drogę na skróty w każdym aspekcie. Mam wrażenie, że pisząc, odhaczał z listy kolejne lokacje, banalne, kreślone grubą kreską postacie czy wydarzenia. Przez to powieść nie angażuje, a irytuje.
Drugim moim zarzutem wobec Serca Lodu jest język, jakim posługuje się Saulski. Krótkie, często szczekliwe zdania, powinny podkreślać akcję, ale nie dominować. Niemal cała powieść napisana jest w tym stylu, a czytanie zwyczajnie męczy (nawet bohaterowie mówią równoważnikami zdań i choć pochodzą z różnych szczebli społecznych czy kultur, ich sposób mówienia jest w zasadzie taki sam). Być może dla młodszych czytelników przyzwyczajonych do tego, by wszystko działo się szybciej i mocniej, jest to atut, jednak ja byłam lekturą zmęczona. Opisy, które ledwie zarysowują postać, ubiór czy miejsce, nie dają możliwości poznania tamtego świata, chwili na przyjrzenie mu się czy zgłębienie ledwie muśniętych różnic kulturowych (a było tu ogromne pole do popisu!). Autor nie daje złapać oddechu, chwili wytchnienia nawet w trakcie scen pozbawionych szybkiej akcji - gna na łeb, na szyję, przez co powieść sporo traci na ważności i doniosłości poszczególnych scen.
Absolutnie nie mówię tu, by rozpisywać się jak Robert Wegner (którego osobiście cenię za rozmach i drobiazgowość w tworzeniu świata), ale dokładniejsze i bardziej szczegółowe nakreślenie zróżnicowania krain, relacji między bohaterami czy podkreślenie napięcia, jakie towarzyszyło oblężonym w mieście mieszkańcom. Rozumiem, że pewną barierą może być zamknięcie historii w jednym tomie, ale jednak dogłębne opisy dałyby czytelnikowi możliwość emocjonalnego przywiązania się do czytanej historii, wczucia się w świat. Tego zwyczajnie zabrakło.
Trzecia wada to postacie. Doświadczony przez życie wojownik, walczący kapłan z sekretami, tajemniczy mnich, który zdobył ogromną moc i zmusza do walki zjednoczone strachem dzikie plemiona - to wręcz gotowy przepis na dobrą powieść! Niestety, postacie są papierowe, nijakie. Żadna nie wzbudziła we mnie większych emocji - czy to negatywnych czy pozytywnych. Kto ma być dobry - jest dobry, kto zły - pozostaje nim cały czas. Bohaterowie nie rozwijają się, żadne nie wyciąga wniosków (wyjątkiem jest Boghna, ale i jej nawrócenie jest tak nagłe, że wygląda nienaturalnie), tkwią tam, gdzie zaczęli, a ich perypetie zamiast zainteresować, nużyły. Na koniec dodam, że wątek romantyczny (tak, i taki się przecież musi pojawić) wydaje się dodany tylko dlatego, że i ten punkt należy odhaczyć na liście Rzeczy, Które Koniecznie Muszą Się Znaleźć W Powieści Fantasy.
Saulski w każdym aspekcie powieściowym obrał drogę na skróty. Nakreślił pewne ramy dla wykreowanego świata, jednak nie rozwinął go. Nakreślił kilka pochodzących z różnych kręgów społecznych postaci, które również nie doczekały się rozwinięcia. Nakreślił mapy, które - i tu muszę przyznać rację dyskutantom z wyżej wspomnianej grupy - są niemal kalką ze znanego nam świata (przytoczę kilka znajomo brzmiących nazw: Espada i Porta ulokowane na mapie mniej więcej w miejscu “naszego” Półwyspu Iberyjskiego, Lonbardia...), co wygląda jak kolejne odhaczenie motywu fantasy, który musiał się w powieści pojawić (jak to tak, fantasy bez mapy?).
Cenię Saulskiego za Kroniki Czerwonej Kompanii, które były dobrą rozrywką. Jednak czytając Serce Lodu towarzyszyło mi wrażenie, że mam przed sobą fanfik i to niezbyt dobrze napisany. Trudno mi przez to określić, kto jest odbiorcą tej powieści. Osoby młodsze, zaczynające dopiero przygodę z fantasy mogą po lekturze tej książki zniechęcić się do gatunku uważając, że jest on zbyt płytki, natomiast dla osób, które fantasy czytają, będzie to historia wtórna, bez polotu i zwyczajnie nijaka.
Czytając powyższą recenzję można odnieść wrażenie, że nic mi się w tej powieści nie podobało. Nie do końca jest to prawdą. Świetna grafika okładkowa i wydanie w twardej oprawie to zdecydowanie plusy. Do tego sam zarys historii świata i zaskakująca koncepcja tytułowego Serca Lodu (gdyby tylko te wątki zostały odpowiednio rozwinięte…). Jednak zachwyty towarzyszące promocji powieści, zapowiedzi sugerujące, że jest to niepowtarzalna historia, nijak się mają do rzeczywistości. Dla mnie Serce Lodu to jedno z największych powieściowych rozczarowań ostatnich miesięcy.
Recenzja ukazała się na portalu Fahrenheit
Autor: Arkady Saulski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data premiery: 15 marca 2019
Liczba stron: 341
ISBN: 978-83-7964-401-8
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data premiery: 15 marca 2019
Liczba stron: 341
ISBN: 978-83-7964-401-8
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.