sobota, 7 września 2013

"Elfy. Tom I" Bernhard Hennen - recenzja

Postanowiłam, że od dzisiaj będę prezentować Wam recenzje krążące w internecie w formie kolejnych postów. Na końcu recenzji zawsze znajdziecie link do konkretnego portalu. A jeśli chcecie zapoznać się z wcześniejszymi recenzjami, to znajdziecie je TUTAJ

Z czasem będą pojawiać się również odrębne, samodzielne recenzje, które znajdziecie tylko i wyłącznie na moim blogu. Myślę, że to urozmaici treść bloga, który będzie nie tylko blogiem rękodzielniczym (a w tym kierunku ostatnio zmierzał), ale bardziej różnorodnym. Co o tym sądzicie?

Dzisiaj zapraszam Was do zapoznania się z recenzją pierwszego tomu cyklu "Elfy" Bernharda Hennena, która niedawno ukazała się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów. Cała recenzja opublikowana została na portalu Efantastyka (do którego odwiedzania niezmiennie zachęcam).


Elfy od dziesięcioleci stanowią jedną z najważniejszych ras w większości światów fantasy i wydawać by się mogło, że napisano już o nich wszystko. W Warhammerze występują m.in. Mroczne Elfy, w Sadze o wiedźminie – Aen Seidhe, w World of Warcraft – Nocne Elfy… Nie zapomniałam oczywiście o wzorze dla nich wszystkich, czyli pierworodnych Dzieciach Iluvatara – dumnych elfach, bez których krainy stworzone przez J.R.R. Tolkiena nie byłyby tym samym.

Wygląd elfów jest tak różny, jak różna jest ich historia. Mają jednak kilka cech, które bardzo często stanowią wspólne elementy dla większości uniwersów. Zazwyczaj charakteryzuje je wysoki wzrost i smukła budowa ciała, spiczaste uszy, długie włosy, a ich ulubione rozrywki to śpiew, sztuka i łucznictwo. No i są oczywiście nieśmiertelne.

Bernhard Hennen w pierwszym tomie cyklu „Elfy” postawił przed sobą nie lada wyzwanie, bo co jeszcze można napisać o spiczastouchych? Jak już wspomniałam, rodzajów elfów było tak wiele, iż wydaje się, że nie sposób wymyślić czegoś nowatorskiego. Na szczęście autor nie udziwnia nic na siłę i prezentuje elfy w duchu tolkienowskim. A więc bohaterowie powieści są smukli, mają wielkie zamiłowanie do piękna, mieszkają w koronach drzew niczym mieszkańcy Lothlorien i żyją wiecznie. Co ciekawe, ostatnia cecha została nieco zmodyfikowana – owszem, żyją kilkaset lat, jednak po śmierci odradzają się w nowych wcieleniach.


Autor czerpie garściami z przeróżnych mitologii i kultur, co bardzo mi się podobało, ponieważ wprowadziło nieco różnorodności do, często hermetycznych, światów fantasy. Widoczne są wpływy greckie (mitologiczne stworzenia, m.in. centaur lub fauny) czy wikińskie (kreacja świata ludzi i jednego z bohaterów, Mandreda). Bardzo dużą rolę w całej historii odgrywają drzewa, które nie tylko potrafią porozumiewać się z elfami czy ludźmi, ale także nauczać magii oraz leczyć. Wyraźne są różne zapożyczenia z literatury fantastycznej, ale jakie dokładniej – tę zagadkę pozostawiam do rozwiązania czytelnikom.

Okładka powieści jest intrygująca. Utrzymana w dwubarwnej tonacji odzwierciedla dualizm światów, w których toczy się akcja. Z lewej strony przedstawiono wikiński motyw utrzymany w ciemnej i mrocznej tonacji (symbol mający zapewne reprezentować świat ludzi), z prawej zaś w jasnych barwach – strzeliste góry i wieże (fragment krajobrazu Alfenmarchii). Okrwawiony miecz wbity w skałę prawdopodobnie symbolizuje zagrożenie, które znienacka spada na krainę elfów, i jest jednym z najważniejszych wątków fabularnych.

Główni bohaterowie historii to człowiek Mandred, jarl osady Firnstayn oraz Nuramon i Farodin – dwóch elfów zakochanych w jednej kobiecie, Noroelle (co ciekawe, pomimo że obaj rywalizują o jej względy, to jednak są przyjaciółmi i razem podejmują się niemal niewykonalnego zadania). Ich uczucie to siła napędowa powieści i główny wątek, który zapewne będzie kontynuowany w kolejnych tomach. Jednak niech Was nie zwiedzie ten opis, bo „Elfy” to nie tylko historia romantyczna – to także opowieść o wyrzeczeniach, odwadze i dziwnych ścieżkach tkanych przez los, a akcja toczy się przez wiele lat.

Autor, prezentując akcję, stosuje dwa sposoby narracji – w charakterystyce świata ludzi dominują zdania proste i krótkie, natomiast Alfenmarchia opisywana jest zdaniami złożonymi, barwnym, czasem niemal poetyckim stylu. Początkowo taki pomysł na prowadzenie opowieści bardzo mnie irytował (szczególnie zdania proste, właściwie równoważniki zdań), ale z każdym mijającym rozdziałem przyzwyczajałam się do tego. Od czasu do czasu autor przedstawia nieco zmienioną wersję historii – przekazywaną we fragmentach sag lub kronik. Pomysł ten przypadł mi do gustu, ponieważ dzięki temu mogłam obserwować, jak dzieje głównych bohaterów obrastają w legendy lub zostają zmienione na potrzeby świątynnego dziejopisarstwa.

Żeby nie było tak miło, zaznaczę, że „Elfy” mają kilka drobnych mankamentów i niedociągnięć. Czasem irytowała mnie nieracjonalność zachowań bohaterów czy zbyt ogólnikowe opisy. Autor wyraźnie skupia się na odmalowywaniu piękna i niezwykłości świata elfów, natomiast niewiele mówi o krainach ludzi, ich kulturze czy zwyczajach. Zwróciłam uwagę na wiele literówek, ale że miałam okazję czytać egzemplarz recenzencki przed ostateczną korektą, to spodziewam się, że błędy zostaną poprawione zanim całość pójdzie do ostatecznego druku.


Podsumowując, powieść czytałam z przyjemnością, ponieważ niezwykle rzadko zdarza się, by współcześni autorzy prezentowali obraz elfów w duchu tolkienowskim. Nie wiem czy taka postawa to wynik szacunku do Mistrza, czy raczej niechęci podążania jego śladami. W tym miejscu chylę czoła przed panem Hennenem, który nie bał się kopiować dobrych wzorców. I z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg przygód niezwykłej trójki.

Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka

Zapraszam również do komentowania czy podoba Wam się taki pomysł czy nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.