Pomnik cesarzowej Achai to nowy cykl Andrzeja Ziemiańskiego. Trylogia Achaja rozczarowała mnie, więc do powieści tego autora podchodziłam z rezerwą. Dwa pierwsze tomy nowej serii były ciekawe, a jak ma się sprawa z trzecim? Przeczytajcie sami.
Najwyższy czas przejść na dietę
Tytuł recenzji, choć może nieco dziwny,
wcale nie jest przypadkowy. Od wielu lat widoczna jest tendencja pisarzy
tworzących szeroko pojętą fantastykę do tworzenia ogromnych, wręcz
monumentalnych cykli powieściowych. Trylogia to już za mało, by opisać
konkretną historię. Teraz modne są tetralogie, heksalogie czy septalogie.
Wydawnictwa liczą, że im więcej, tym lepiej, a wielbiciel prozy danego autora i
tak to kupi. Nieważna jest jakość, ważna jest ilość tomów, najlepiej jak
najbardziej opasłych.
Co prawda, serii Pomnik cesarzowej Achai Andrzeja Ziemiańskiego daleko jeszcze do takiego Koła czasu Roberta Jordana
(czternaście tomów w wersji oryginalnej), ale jest na dobrej drodze, by
przybliżony wynik osiągnąć (ilością woluminów, a nie rozmachem). Bo jak się
okazuje tom trzeci nie jest ostatnim, zagadka jest daleka od rozwiązania, a
pomnika jak nie było, tak nie ma. Ale po kolei.
Poszukiwania tytułowego monumentu nadal
trwają. Kai, Tomaszewski i Wyszyńska przeszukują opuszczony w dziwnych
okolicznościach statek MS Gradient. Tajemnicę mogą nieco rozjaśnić rolki
filmów nakręconych przez osoby znajdujące się na jednostce, a obecnie
zaginione. Doktor Siwecki dowiaduje się, że na dzikusach z lasu prowadzone są
eksperymenty medyczne. Shen wraz z przyjaciółkami poszukuje biblioteki Zakonu,
w której zbiorach mogą znaleźć wiele odpowiedzi na nurtujące je pytania. Rand
stale rozwija siatkę szpiegowską docierając do wielu polskich oficerów, a
czarownicy przygotowują się do wyprawy na tereny tubylców. Wszystkie działania
mają na celu odnalezienie miejsca ukrycia pomnika. Czy go odnajdą?
Powyższy akapit zawiera tak naprawdę
streszczenie fabuły zawartej w trzecim tomie, bo książka niewiele więcej wnosi
do całej historii. Niestety autor popełnia te same grzechy, które miały miejsce
w trzeciej części cyklu Achaja. Bez owijania w bawełnę, szczerze trzeba
przyznać, że przez większość stron woda leje się strumieniami, rzekami i
wodospadami. Akcja wlecze się w tempie ślimaczym, miejscami robi się nużąca, a
niektóre działania bohaterów wręcz irytują. Wielka szkoda, ponieważ dwa
pierwsze tomy serii zapowiadały bardzo ciekawy i wciągający cykl, z oryginalną
fabułą i nawet ciekawymi bohaterami.
Książka jest bardzo nierówna. Z jednej
strony postacie nadal ewoluują, czasem w dość nieoczekiwany dla czytelnika
sposób (Shen z marionetki w rękach innych osób przeistacza się w samodzielnie
myślącą bojowniczkę o wolność), dowiadujemy się także czegoś nowego o znanych
już bohaterach (tajemnicza inżynier Wyszyńska). Na drugim biegunie znajdują się
jednak nowi bohaterowie, którzy niewiele wnoszą do ogólnej fabuły. Wyrzucenie
kilku pobocznych i nieistotnych wątków oraz postaci wyszłoby książce na dobre,
bo stają się tylko niepotrzebnymi zapychaczami miejsca i spowalniaczami akcji.
W języku, jakim posługuje się Ziemiański,
zaszła istna rewolucja. Dla piszącej te słowa jest to zmiana zdecydowanie in
plus. Można zaryzykować stwierdzenie, że autor nieco złagodniał, aczkolwiek
„łagodność” to raczej rezultat konstrukcji fabuły tego tomu i braku
spektakularnych walk czy relacji z rzezi. Twórca oszczędza czytelnikowi
brutalnych i naturalistycznych scen na rzecz charakterystyki zachowań czy
opisów krajobrazu. Zmiana najlepiej widoczna jest w scenach przedstawiających
wyścig dwóch grup – Tomaszewskiego i czarowników - do świątyni potworów. I
zdecydowanie jest to najlepszy fragment w całej książce.
Niestety, autorowi gorzej idzie w kwestii
głębszej psychologizacji postaci. O ile motywacje bohaterów są dość dobrze
wyjaśnione, to wątki romantyczne wyglądają jak żywcem wyjęte z prozy dla
nastolatków. Infantylizm nie bardzo pasuje do Ziemiańskiego i jego bohaterów.
Miłośnicy Pomnika cesarzowej Achai być
może poczują się zawiedzeni najnowszym tomem, ponieważ jest napisany w
łagodniejszym tonie i nieco zbyt przegadany. Gdyby podkręcić tempo akcji,
książka na pewno byłaby lepsza w odbiorze i o wiele ciekawsza. A tak czytelnicy
dostają kolejne rozrośnięte ponad miarę tomiszcze, któremu nie zaszkodziłaby
poważna dieta odchudzająca.
Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.