sobota, 21 czerwca 2014

"Dziwny przypadek papierowego Yody", Tom Angleberger - recenzja

Ścieżką Jasnej Strony podążaj


Książek, których akcja toczy się w uniwersum Gwiezdnych wojen jest mnóstwo. Kiedyś sama kupowałam niemal każdą nową pozycję zapychając niemiłosiernie półki, ale teraz starannie je selekcjonuję. Podobnie jest z albumami czy przewodnikami - fani mogą jedynie narzekać na brak pieniędzy, by kupić to wszystko. Co jednak z książkami o samych fanach? O byciu wielbicielem Star Wars i życiu z tym na co dzień? Delikatnie mówiąc, posucha.

Dziwny przypadek papierowego Yody to niejako książka o tym, jak to jest być fanem. Głównymi bohaterami są uczniowie, którzy korzystają z rad Yody zrobionego z papieru.  Dzieciaki zastanawiają się, czy pacynka jest prawdziwa - przecież daje same dobre rady i niejednokrotnie uratowała ich z opresji! Pomaga jak nikt inny i wszystko wie. A może jednak nie? Może to oszustwo Dwighta, dziwnie zachowującego się chłopaka, który jest fanem origami i zrobił Yodę?

Książka jest swoistym archiwum opowieści zebranych przez chłopca o imieniu Tommy, które mają dowieść prawdziwości papierowego Yody lub go ostatecznie pogrążyć. Każda historia opowiedziana przez jednego z uczniów kończy się komentarzem sceptycznie nastawionego do "yodowatego wygniota" Harvey'a, a także zabawnymi rysunkami ilustrującymi daną sytuację.

Tom Angleberger jest fanem zarówno Gwiezdnych wojen, jak i origami, a jego książka to zabawna kompilacja obu. Pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy. Bohaterowie to dzieciaki, które albo znają wszystkie filmy na pamięć i przerzucają się cytatami z nich, albo na widok papierowej pacynki pukają się w głowę. Dzieci jak to dzieci - mają różne problemy, a papierowy Yoda pomaga im się z nimi uporać - dodam, że z różnym skutkiem. Książeczka ma bardzo pozytywny wydźwięk i pokazuje, że na błędach można się uczyć, a porażki nie zawsze są złem. Całość czyta się bardzo przyjemnie i niezykle szybko, ponieważ pozycja ma nieco ponad sto pięćdziesiąt stron, a do tego litery są dość duże (co ciekawe, każda historia, a także komentarze Harvey'a mają inną czcionkę, tak, jakby miały imiotwać różne charaktery pisma). I nic w tym dziwnego, bo jest to produkt skierowany przede wszystkim do dzieci.

Dla kogo jest to książka? Jak wyżej wspomniałam, na pewno dla młodszych fanów Yody, ale takich, których znudziły już ciągłe walki Jedi i klonów i szukają czegoś nowego. To doskonała odskocznia od bohaterskich rycerzy Jedi i toczonych przez nich wojen. To także książka dla rodziców, którzy chcą zaszczepić w swoich pociechach miłość do Gwiezdnych wojen lub po prostu chcących sprawić latoroślom ciekawy prezent. Poza tym książka pozwala spojrzeć na fanostwo najmłodszych z nieco innej strony. Czytając ją świetnie się bawiłam i sama niejednokrotnie zastanwiałam się czy papierowy Yoda jest prawdziwy czy też nie.

A na końcu autor przygotował niespodziankę. Każdy czytelnik sam może zrobić sobie papierowego Yodę, ponieważ książka zawiera instrukcję krok po kroku. Spróbowałam. Nie wyszedł mi. Chyba Ciemna Strona jest we mnie zbyt silna... Może uda mi się zrobić Dartha Papera, głównego bohatera drugiej części przygód uczniów z gimnazjum McQuarriego. Ale o tym napiszę Wam w jednej z następnych recenzji.

1 komentarz:

  1. Jak dla mnie brzmi całkiem... zabawnie? :D
    Wielką fanką Star Wars nie jestem, oglądałam tylko jeden film i grałam w dwie gry z tego Universum, ale ta pozycja wzbudziła moją ciekawość. Nawet mimo tego że jest bardziej dla młodzieży.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Komentarze obraźliwe będą usuwane.