Dać szansę nowemu RoboCopowi
Gdy po raz pierwszy usłyszałam o remake’u RoboCopa, pomyślałam: o nie, znowu? Czy w Hollywood nie mają
już żadnych nowych pomysłów? Film Paula Verhoevena z 1987 roku nic nie stracił
na swojej aktualności i chociaż efekty specjalne nieco trącą myszką, to jednak
jest to klasyka gatunku, którą wciąż świetnie się ogląda.
Podchodząc do oglądania RoboCopa z
2014 roku, miałam mieszane uczucia i nie uniknęłam porównań z oryginałem.
Jednak pisząc tę recenzję, postanowiłam odciąć się od dzieła Verhoevena i nową
wersję historii o policjancie potraktować jako osobny, odcięty od orygniału
twór. Dlaczego? Po pierwsze, w sieci można znaleźć wiele recenzji
porównawczych, po drugie, mimo wielu podobieństw fabularnych, jest to jednak inny
film.
Akcja produkcji toczy się w 2028 roku w Detroit. Międzynarodowa
korporacja OmniCorp, na której czele stoi Raymond Sellars (w tej roli Michael
Keaton), jest wiodącym producentem w branży robotyki. Wytwarzane przez nią drony
i maszyny już od lat wspierają zagraniczne siły militarne, przynosząc wytwórcom
milionowe zyski. Jednak rynek amerykański jest dla nich zamknięty, ponieważ w
życie weszła ustawa, która mówi, że policjant bez emocji nie może skutecznie
bronić obywateli, bo nie czuje moralnej różnicy między dobrem a złem. Dla
korporacji to jednak nie problem. Aby obejść prawo, tworzą za pomocą
kontrowersyjnych technologii superglinę – połączenie człowieka i maszyny. Za
„materiał” służy im ciężko ranny Alex Murphy (Joel Kinnaman), kochający mąż,
wzorowy ojciec i doskonały policjant. I wszystko byłoby pięknie, gdyby w
maszynie bezgranicznie oddanej służbie sprawiedliwości wciąż nie krył się
prawdziwy człowiek.
Film obejrzałam z prawdziwą przyjemnością. Chociaż fabuła
nie jest odkrywcza (patrz: oryginalny RoboCop i jego
kontynuacje) to jednak zmagania człowieka z maszyną zawsze wydawały mi się
interesujące. Nieodległa przyszłość została przedstawiona w sposób realistyczny
– w dobie coraz nowszych technologii twórcy poszli tylko o mały kroczek dalej i
pokazali bardzo prawdopodobną wizję świata. Świetnie dopasowana muzyka
podkreślała dynamikę scen, a wątki humorystyczne, wprawdzie nieliczne, ale występujące
w odpowiednich momentach, dawały nieco wytchnienia od walk i mrocznego przesłania
całej historii.
Największym plusem RoboCopa jest
obsada. W tytułowej roli wystąpił mniej znany aktor Joel Kinnaman, który może
nie dorównuje doświadczeniem starszym kolegom, ale moim zdaniem sprawdził się wyśmienicie.
Wcielający się w naukowca targanego moralnymi dylematami Gary Oldman czy Samuel L. Jackson jako kontrowersyjny
prezenter telewizyjny, nie zawiedli oczekiwań i wypadli bardzo dobrze. Jednak
największą niespodzianką okazał się ostatnio rzadko występujący Michael Keaton,
znany raczej z ról sympatycznych i dobrych bohaterów, a przede wszystkim jako Batman.
Tutaj gra główny szwarccharakter, właściciela korporacji OmniCorp, który dla
zdobycia pieniędzy nie cofnie się przed niczym.
Niestety film ma też pewne poważne wady. Przede wszystkim
są to uproszczenia i podawanie widzowi wszystkiego na tacy. Rozumiem, że twórcy
chcieli dotrzeć do szerszej publiczności (czytaj: zarobić więcej kasy) i film
był wyświetlany w kategorii PG-13, ale jednak dobrze byłoby oglądać na ekranie
zmagania wewnętrzne bohaterów i domyślać się kipiących w nich emocji. Podobnie
rzecz się ma z przemocą – sceny akcji, choć efektowne, ograniczają się raczej
do rozwalania kolejnych robotów. Odniosłam również wrażenie, że jak na
bezwzględnie podporządkowaną prawu maszynę RoboCop traktuje przestępców nad
wyraz łagodnie i wybiórczo.
Wydanie DVD zawiera standardowy zestaw opcji i dodatków:
wybór języka, napisów i formatu obrazu. Dodatki zamykają się w zwiastunie, scenach
usuniętych i krótkiej prezentacji produktów OmniCorp (naprawdę ciekawie
zrobionej) – na więcej można liczyć, gdy ukaże się wydanie dwupłytowe.
RoboCop to naprawdę kawałek dobrze
zrobionego kina rozrywkowego z pewnym przesłaniem – kombinacja człowieka i
maszyny nie zawsze wychodzi innym na zdrowie.
Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka
Ciekawa recenzja, zachęcająca do obejrzenia filmu...
OdpowiedzUsuńWarto obejrzeć i zobaczyć jak ta współczesna wersja wygląda...