Festyn Biskupiński za nami, jesień przed nami, a przy okazji jednego i drugiego powstało nowe mydło.
Mydełko nazywać się będzie Łyżka dziegciu, ponieważ dziegieć jest właśnie jego najważniejszym składnikiem (słoiczek pełen tego specyfiku udało nam się dostać na festynie archeologicznym).
O tym, jak się produkuje dziegieć nie będę Wam pisać (chociaż to ciekawy temat), ale wspomnę co nieco o właściwościach tej lepkiej cieczy.
Przede wszystkim dziegieć jest stosowany do leczenia chorób skóry (np. łuszczycy). Posiada właściwości bakteriobójcze i antyseptyczne.
Tak wygląda mydło wylane do formy i przygotowane do krojenia. W rzeczywistości jest bardziej szare i pachnie wspaniale - dymem z ogniska.
Charakterystyczne plamki to dziegieć właśnie, a dokładniej drobinki spalonej kory brzozowej.
Poniżej możecie zobaczyć pokrojone kostki. Teraz muszą miesiąc poleżakować.
Już nie mogę się doczekać chwili, gdy wezmę do łapki pierwszą kostkę. Mydło pachnie fantastycznie, ale obawiam się, że może stracić ten zapach. To pierwsza partia Łyżki dziegciu i nie wykluczam, że gdy mydło się sprawdzi, będą kolejne.
Oczywiście za miesiąc zaprezentuję Wam produkt finalny wraz z opakowaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.