Dzisiaj mam dla Was recenzję książki o polskich pilotach walczących w Wielkiej Brytanii w czasie II Wojny Światowej. Czy Turkusowe szale są w stanie konkurować z klasyczną już pozycją autorstwa Arkadego Fiedlera? Zobaczcie sami.
Na brytyjskim niebie
Na hasło „polscy lotnicy w czasie drugiej wojny
światowej” od razu na usta ciśnie się odpowiedź: dywizjon 303. Jednostka
rozsławiona przez książkę Arkadego Fiedlera przesłoniła historię pozostałych
polskich oddziałów, które również walczyły na brytyjskim niebie. Tę lukę
postanowił zapełnić Remigiusz Mróz w swojej najnowszej książce.
Głównymi bohaterami Turkusowych
szali są podporucznik Feliks Essker oraz sierżant Leon Merowski, dwaj
piloci, którzy trafili do Wielkiej Brytanii i zostali przydzieleni do nowo
formowanej jednostki – dywizjonu 307 „Lwowskie Puchacze”. Wraz z dwoma pilotami
czytelnik śledzi burzliwe losy oddziału, kolejne przenosiny z miejsca na
miejsce oraz frustrację pilotów, którzy zamiast walczyć z Niemcami muszą zmagać
się z brytyjską pogodą, barierą językową oraz niezrozumieniem przełożonych.
Autor w wiarygodny sposób przedstawił losy członków
dywizjonu 307. W posłowiu sam przyznaje, że posiłkował się dokumentami oraz
opracowaniami historycznymi. Nie jest to jednak powieść stricte historyczna, ponieważ bohaterowie to postacie fikcyjne,
podobnie jak niektóre wydarzenia. I bardzo dobrze, ponieważ opracowań
popularnonaukowych jest wiele, a lekkich powieści - jak na lekarstwo.
Turkusowe szale czyta
się szybko i przyjemnie, chociaż fabuła nie jest zbyt skomplikowana (wątek
szpiegowski jest moim zdaniem raczej doczepiony na siłę i mało wiarygodny). Ważne
w tej książce są raczej relacje łączące pilotów dywizjonu oraz ich dość trudne kontakty
z Brytyjczykami. Walki powietrzne zostały dobrze opisane i chociaż nie są tak
widowiskowe jak pojedynki lekkich myśliwców (Lwowskie Puchacze latały na mniej
zwrotnych i cięższych defiantach oraz beaufighterach) to jednak w trakcie
lektury czuć adrenalinę wypełniającą żyły pilotów i ich emocje.
Trochę brakowało mi w książce odniesień do przedwojennego
życia obu bohaterów. Krótkie wspomnienia szkoły w Dęblinie i charakterystyczne
teksty pułkownika Tietcharta to dla mnie trochę za mało. Takie retrospekcje
urozmaiciłyby treść, a także rzuciły nieco innego światła na postacie dwójki
przyjaciół.
Dużym minusem książki jest okładka. W tym momencie
wychodzi ze mnie czepialstwo, ponieważ na takie błędy jestem po prostu
uczulona. Dlaczego okładka jest zła, skoro jest na niej wszystko to, co trzeba?
Jest brytyjski krajobraz i jest lecący nad nim myśliwiec. I właśnie w tym myśliwcu
widzę duży błąd projektanta ilustracji, ponieważ jest to Spitfire, a nie dwumiejscowy
defiant lub beaufighter, a na takich właśnie maszynach latali bohaterowie
książki. Jaka jest różnica pomiędzy tymi maszynami możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej. Dodatkowo na skrzydłach samolotu znajdują się oznaczenia RAF-u, a nie
polskia szachownica. Niby drobne szczegóły, ale dla wielbicieli lotnictwa z
czasów II Wojny Światowej istotne.
Podsumowując, Turkusowe
szale to książka bardzo udana. Nie jest może tak barwna jak klasyczny już Dywizjon 303 Arkadego Fiedlera, ale równie ciekawa. Polecam ją tym czytelnikom, którzy interesują
się lotnictwem oraz tematyką II Wojny Światowej, ale raczej w stopniu podstawowym
–zaawansowani miłośnicy mogą być rozczarowani brakiem bardziej szczegółowych
opisów. Spędziłam nad lekturą kilka przyjemnych godzin i szczerze ją polecam.
Recenzja ukazała się w ramach akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają
Uwielbiam takie klimaty, wiec książka jest na pewno dla mnie... Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będę miała możliwość jej przeczytania :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com