środa, 12 listopada 2014

"Godzilla" (DVD) - recenzja

Pora na potwora


Nie od dziś wiadomo, że maszynka do robienie pieniędzy, jaką stało się Hollywood, z chęcią sięga po kultowe i sprawdzone (czasem nawet wielokrotnie) motywy. Tym razem łupem pazernych twórców stał się najsłynniejszy w historii kinematografii kaijū.

Godzilla to bohater kilkudziesięciu pełnometrażowych filmów kinowych, komiksów, książek i seriali telewizyjnych. Jego „przygody” (jeśli takim słowem można określić walki z innymi potworami i systematyczne demolowanie miast) możemy śledzić już od sześćdziesięciu lat. I niejako w rocznicę urodzin postanowiono przypomnieć światu o istnieniu japońskiego monstrum.

W najnowszej odsłonie Godzilli twórcy wracają do korzeni. Po pierwsze, kaijū samym swym wyglądem nawiązuje do przedstawień znanych z japońskiej kinematografii. Kolos o masywnym korpusie, krótkich przednich łapach, kostnym grzebieniu na grzbiecie i mocnym ogonie zieje radioaktywnym oddechem jak za starych dobrych czasów. A jego ryk aż serce rośnie i łza się w oku kręci. W niczym nie przypomina tyranozuropodobnego jaszczura z filmu Ronalda Emmericha i całe szczęście.

Po drugie, Godzilla to uosobienie destruktywnych sił natury, nad którymi człowiek w żaden sposób nie jest w stanie zapanować. Potwór ma misję do wypełnienia (wyeliminowanie dwóch innych gigantycznych stworów obudzonych z bardzo długiego snu), a ludzie są dla niego tylko nic nieznaczącymi mrówkami stojącymi na drodze do celu. Nie niszczy miast celowo, nie wprowadza chaosu świadomie po prostu wiedziony pierwotnym instynktem łowieckim prze do przodu tak jak człowiek idzie przez las czy dżunglę. Jest niebezpieczny, ale jednocześnie walczy z innymi zagrażającymi ludzkości potworami. A człowiek nie może zrobić nic, stając się tylko biernym obserwatorem zmagań zamieniających miasta w gruzowiska.

Seria o Godzilli nigdy nie miała szczęścia do interesujących wątków, których bohaterami byliby ludzie. Z jednej strony nie powinno mnie to zaskakiwać, gdyż oglądam film o megapotworze dla megapotwora właśnie. Jednak obserwowanie dość nieporadnych wysiłków zaistnienia w filmie, choć na chwilę podejmowanych przez wybitnych aktorów (Juliette Binoche, Bryan Cranston czy Ken Watanabe), przy jednoczesnym braku ciekawych rozwiązań fabularnych, wydawało mi się nieco nie na miejscu. Znane twarze pojawiają się na moment i znikają w oparach radioaktywnego dymu z walącej się elektrowni atomowej lub pałętają się wśród gorączkowo biegających żołnierzy.

Bohaterem wyraźnie wybijającym się na pierwszy plan, jest Ford. Wcielający się w niego trudno rozpoznawalny Aaron Taylor-Johnson, którego sylwetka przypomina spory kawał betonowego gruzu, nie wzbudza większej sympatii czy jakichkolwiek uczuć. Utalentowany aktor gra tak jak wygląda pomimo tragedii czy nielicznych miłych chwil stających się udziałem jego bohatera, Taylor-Johnson używa właściwie jednego wyrazu twarzy. Wiem, że Godzilla to nie ekranizacja szekspirowskiej sztuki, ale jednak mógłby choć trochę postarać się uwiarygodnić swoją postać.

Na szczęście jest jednak Godzilla przesłaniający swoim masywnym cielskiem drapacze chmur. Twórcy filmu postanowili wykorzystać stare dobre triki filmowe i przez większą część seansu ukrywają potwora za wieżowcami, w morzu, chmurach czy oparach dymu, potęgując napięcie i ciekawość widza. To podejście bardzo mi się podoba, ponieważ nie dostałam wszystkiego od razu na tacy, a przyjemność podziwiania monstrum w pełnej krasie była umiejętnie dawkowana. Trochę inaczej miała się sprawa z M.U.T.O.s, czyli przeciwnikami Godzilli, których dość szybko pokazano widzowi.

Walki potworów to również filmowy majstersztyk. Rzadko przedstawiano je z szerszej perspektywy, ujęciami panoramicznymi. Twórcy zdecydowali się na pokazanie pojedynku „zza węgła” kadrami z perspektywy ludzi, podobnymi do znanych z telewizji relacji z konfliktów zbrojnych. To również bardzo mi się podobało, ponieważ w takich chwilach widoczny był ogrom stworów oraz zniszczeń.

Wydanie DVD zawiera dwa dodatkowe filmy. Pierwszy materiał dotyczy sztuki tworzenia… chaosu. Specjaliści opowiadają, jak przygotowują plan filmowy przedstawiający rozwalone budynki, gruzowiska i tak dalej. To bardzo ciekawy dokument, bo wbrew pozorom, zrobienie wiarygodnego bałaganu nie jest takie proste. Drugi film opowiada o antagonistach, czyli M.U.T.O.s jak spece od efektów stworzyli tę rasę, czym się sugerowali i skąd czerpali inspiracje. Oba dodatki są bardzo ciekawe, jednak zabrakło mi w nich wypowiedzi o samym Godzilli czy historii potwora.

Godzilla to film, po którym należy spodziewać się porządnej demolki na gigantyczną skalę i to właśnie otrzymałam. Najlepiej oglądać go na dużym ekranie, gdyż dopiero wtedy można dostrzec rozmach i wiele detali, tym bardziej, że przez większą część filmu panuje noc lub ciemności. To kawał dobrej i niewymagającej zaangażowania rozrywki, szczególnie przyjemnej, gdy jest się wielbicielem prastarych potworów wynurzających się z morza.

Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.