niedziela, 16 listopada 2014

"Władcy świtu", Andrzej Zimniak (recenzja)

Wszystko ma swoją cenę


Ortus – odległa planeta w innym kosmosie, na której panuje wieczny świt. Otacza ją fotonosfera odgradzająca glob od trzech nieodległych słońc.

Ortusjanie – mieszkańcy Ortusa. Można wśród nich wyodrębnić dwa wyraźne odłamy społeczne różniące się życiową filozofią: staroobrzędowców stanowiących wyraźną mniejszość (ludzi starzejących się i umierających) oraz „zwykłych” obywateli (przechodzących metafrazy, niemal wiecznie żyjących).
Metafraza…

Władcy świtu, piąta odsłona serii „Horyzonty Zdarzeń”, to książka, która zawiera w sobie mnóstwo nowych pojęć. Początkowo czytelnik musi przyswoić je i odkryć ich znaczenie zupełnie sam. Yona, magot, witeria, semiwit… To tylko kilka przykładów ważnych dla fabuły terminów stosowanych przez Andrzeja Zimniaka. Jeśli ich częste występowanie na początku powieści nie zrazi i nie zirytuje czytającego, to odkrycie co one oznaczają i samo zakończenie lektury, będą dla niego niezwykle satysfakcjonujące.

Shoza Fogh, główny bohater powieści, jest byłym lekarzem topiącym swe smutki w morzu alkoholu. A ma ich niemało. Pozbawiony prawa do leczenia i osądzony przez lokalny sąd skorupkowy, wiedzie beznadziejną egzystencję w habitacie Valios. Dziwnym trafem wygrywa niezwykłą nagrodę – podróż na bardzo odległą planetę Ortus, gdzie będzie mógł podziwiać nieprzerwanie trwające igrzyska. Nieoczekiwane wakacje okazują się jednak czymś zgoła innym niż czasem lenistwa i wypoczynku, a decyzje, które podejmie Fogh zaważą na historii całego wszechświata.

Powieść Andrzeja Zimniaka to socjologiczna wariacja na temat nieśmiertelności. Autor tworzy świat wypełniony istotami, które mogą żyć niemal wiecznie. Nie ma dzieci, starców i śmierci – Ortusjanie znaleźli sposób na przedłużanie swojej egzystencji w nieograniczonym czasie. Swoiste wampiry zamiast krwią karmią się zwycięstwami w pojedynkach o dominację i ciągłym udowadnianiem swojej wyższości. Żywią się intrygami i przechodzą na wyższy poziom rozwoju tylko kosztem kogoś innego. W świecie Ortusa nie ma miejsca na przyjaźń czy miłość, a seks staje się tylko i wyłącznie narzędziem, pozwalającym zaspokoić specyficzny głód.

Fogh, próbujący dostosować się do nowej rzeczywistości, w końcu zaczyna zadawać sobie ważne pytania. Czy dar wiecznego życia jest wart ceny, którą trzeba za niego zapłacić? Czy dotychczas obowiązujące zasady doboru naturalnego są gorsze od nowych? I co tak naprawdę zostanie z ludzkości, gdy odbierze się jej to, co jest kwintesencją jej istnienia: śmierć, walkę o przetrwanie i przede wszystkim wolę decydowania o sobie? Zimniak nie mówi niczego wprost, ale zmusza czytelnika do myślenia i poszukiwania własnych odpowiedzi, zastanowienia się, czynasza cywilizacja nie zmierza w podobnym kierunku, bo postępowanie Ortusjan wygląda niemal jak zwierciadlane odbicie dzisiejszego świata.

Władcy świtu to lektura niełatwa. Autor nie szczędzi dość zawiłych opisów zasad panujących na planecie czy szczegółowych naukowych objaśnień z dziedziny medycyny i biologii (przykładowo: czym jest witeria). Z kolei nieśpiesznie rozwijające się wątki fabularne stają się tylko tłem dla psychologicznych rozważań nad złożonością ludzkiej natury.

Po przeczytaniu książki nasuwa się jeden wniosek: wszystko ma swoją cenę. Pozostaje tylko pytanie, czy warto ją zapłacić.

Recenzja ukazała się w kwartalniku Creatio Fantastica, nr 4 (46) 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.