poniedziałek, 9 lutego 2015

"Uczeń skrytobójcy" Robin Hobb - recenzja

Narodziny skrytobójcy


Fach skrytobójcy nie należy do łatwych i przyjemnych. Lata nauki o ziołach, działaniu trucizn i odtrutkach, rozmaitych sposobach zejścia z tego świata, ciągłe ukrywanie tego, co się robi, kłamstwa i samotność, mogą niejedną osobę doprowadzić w najlepszym przypadku do rezygnacji z tego zawodu, w najgorszym – szybszego i nagłego zgonu. Kto pragnąłby takiego życia?

Uczeń skrytobójcy Robin Hobb to wstęp do trylogii opowiadającej o losach Bastarda Rycerskiego, książęcego bękarta, który ma stać się narzędziem w rękach króla i jego cichą sprawiedliwością. Czytelnik poznaje losy bohatera od dnia, gdy chłopiec zostaje oddany przez dziadka pod opiekę surowego koniuszego Brusa. Przypadkowa rozmowa przeprowadzona z królem Roztropnym owocuje zmianą trybu życia – ze stajni chłopiec przenosi się do zamkowej komnaty i tam w sekrecie zaczyna pobierać nauki u starego mistrza.

Wydawać by się mogło, że historia opatrzona tak intrygującym tytułem będzie skrywać w sobie sporo trupów. W przypadku tej książki nie do końca tak jest. Być może takie przekonanie jest wynikiem oczekiwań, jakie niesie ze sobą tytuł – powieść jest raczej wstępem do większej historii opisanej w kolejnych tomach, prologiem do pełnego niezwykłych wydarzeń życia Bastarda. Nauki skrytobójcy w morzu innych wątków pełnią tak naprawdę rolę drugorzędną.

Autorka zastosowała narrację pierwszoosobową, a więc wszystkie wydarzenia czytelnik poznaje z perspektywy Bastarda, który z kolei opisuje swoje młodzieńcze lata będąc już starym człowiekiem. Taki zabieg rodzi pewien dysonans, ponieważ z jednej strony, w powieści znajduje się wiele bogatych w szczegóły (kolory, a przede wszystkim zapachy) i malowniczych opisów, które raczej wskazują na człowieka doświadczonego i oczytanego, a z drugiej - w treść wkrada się sporo dziecięcej naiwności, szczególnie w postępowaniu bohatera czy jego osądach. Można to jednak wybaczyć biorąc pod uwagę fakt, że jest to historia małego chłopca nagle rzuconego w wir dworskiego życia i intryg.

Cechą charakterystyczną Ucznia Skrytobójcy są oryginalne imiona, które – jak sam narrator wspomina – nadawane dzieciom mają odzwierciedlać pożądane przez rodziców cechy osobowości: „(…) jeśli imię zostanie nadane potomkowi, który będzie uczony korzystania z Mocy, to Moc jakimś sposobem sprawia, że dziecko wzrasta, praktykując cnotę przypisaną do jego miana”[1]. Pomijając wspomnianego już Bastarda (którego imię raczej pożądane nie jest) na kartach powieści przewijają się Rycerski, Szczodry i Władczy, Cierpliwa, Roztropny, Stanowczy, Arogant, Mocarny… Początkowo irytujące, z czasem przestają się rzucać w oczy. Nietypowe imiona nadają całej treści cech baśniowych, tym bardziej, że niemal od razu wiadomo, która z osób okaże się postacią negatywną.

Sami bohaterowie zostali skonstruowani w sposób stronniczy, co wynika ze specyficznego sposobu narracji z perspektywy protagonisty. Dodatkowo, tak jak wspomniałam, imiona od razu określają ich rolę w całej historii, więc w kilku przypadkach nie ma większych niespodzianek. Książę Rycerski jest właśnie taki, jak jego miano – gdy dowiaduje się, że został ojcem bękarta, rezygnuje z bycia następcą tronu i odsuwa się w cień. Z kolei jego brat, Władczy, zachowuje się jak rozpuszczone dziecko – ubiera się strojnie, wciąż otacza go wianuszek dam, urządza wystawne uczty i nie interesuje się przyszłością królestwa.

Najlepiej poznajemy oczywiście samego Bastarda i jego losy. Obraz samego siebie rysowany przez narratora, składa się z wielu odcieni, chociaż dominującym jest dziecięca naiwność i brak spojrzenia na różne wydarzenia z szerszej perspektywy, również cechujący dzieci. Nierzadko Bastard najpierw coś robi, a dopiero potem myśli o konsekwencjach oraz osądza ludzi na podstawie skąpych informacji. Jednocześnie jest niezwykle lojalny wobec króla oraz następcy tronu, przez co ściąga na siebie gniew nieprzychylnych mu osób.

Uczeń skrytobójcy to przede wszystkim powieść o dojrzewaniu i lojalności. Wiele wątków zostanie rozwiniętych dopiero w drugiej części, między innymi motyw atakujących Zawyspiarzy i rozpaczliwych prób obrony przed nimi. W trakcie lektury może razić prostoduszność bohatera, jednak mimo różnych niedociągnięć i uproszczeń, Uczeń… jest pozycją, którą wielbiciele literatury fantasy powinni przeczytać z prawdziwą przyjemnością.



[1] Uczeń skrytobójcy, s. 119.

2 komentarze:

  1. Nie no, właśnie jak mamy do czynienia ze skrytobójcami to trupów jest mało, ale nikt o nich nie wie. :) To magowie i tancerze ostrz są maszynkami do hurtowego szatkowania i dezintegrowania wrogów. Przynajmniej w mojej opinii. :) Tak czy siak lubię takie historie, także tytuł na bank zawędruje do zbioru książek do przeczytania. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi trupami to jest różnie - w końcu powinny jakieś być, najlepiej wrogowie króla itepe. likwidowani za pomocą trucizn. A jak jest naprawdę - nie zdradzę, napiszę jednak, że pewne morderstwo opisane jest raptem w czterech czy pięciu linijkach. I tyle ze skrytobójstwa. Ten aspekt mnie rozczarował, ale inne przyjemnie zaskoczyły.

      Usuń

Komentarze obraźliwe będą usuwane.