niedziela, 24 maja 2015

"Kroniki Amberu. Tom 2", Roger Zelazny - recenzja

Dziecię Chaosu


[…] Amber, prawdziwe miasto na prawdziwej Ziemi, które zawiera w sobie wszystko. Z Cieni jest nieskończona liczba rzeczy. Każda możliwość istnieje gdzieś jako cień tego, co prawdziwe. Amber, poprzez samą swoją egzystencję, rzuca cienie we wszystkich kierunkach […]. Cień rozciąga się od Amberu do Chaosu i w jego granicach wszystko jest możliwe.

(Kroniki Amberu. Dziewięciu książąt Amberu, s. 88)

Amber i Chaos to dwa przeciwstawne bieguny, które trwając w równowadze, pozwalają rozwijać się życiu w niezliczonych światach i wariantach rzeczywistości. Zachwianie tą kruchą równowagą może okazać się katastrofalne w skutkach, o czym przekonał się główny bohater pierwszej części cyklu Kroniki Amberu.

Kroniki Amberu. Tom 1 autorstwa Rogera Zelaznego skupiały się na przygodach Corwina z Amberu i jego stosunkach z licznym i równie bezwzględnym jak on sam rodzeństwem. Bohaterem drugiego pięcioksięgu (na który składają się opowieści Atuty zguby, Krew Amberu, Znak Chaosu, Rycerz Cieni i Książę Chaosu) jest Merle Corey, a raczej Merlin, syn Corwina i Dary, łączący w sobie cechy charakterystyczne zarówno dla Amberytów, jak i mieszkańców Dworców Chaosu.

Podobnie jak w Pięcioksięgu Corwina, tak i tutaj główny bohater jest jednocześnie narratorem. Czytelnik poznaje go 30 kwietnia – w dniu, w którym co roku ktoś próbuje dokonać zamachu na jego życie. I właściwie od samego początku akcja rusza z kopyta – Merlin/Merle jest świadkiem zabójstwa swojej byłej dziewczyny, sam przedostaje się do innej rzeczywistości, a jego przyjaciel nie jest tym, za kogo się podaje. Niemal każde wydarzenie powoduje lawinę kolejnych, a młody mężczyzna miota się pomiędzy nimi, nie wiedząc, kto jest jego wrogiem, a kto przyjacielem.

I to jest największy minus całej historii. Opowieść Corwina była sensowna i poukładana, natomiast historia Merlina wydaje się chaosem w czystej postaci. Na scenie pojawiają się i znikają z niej kolejne osoby, często mniej lub bardziej spowinowacone z głównym bohaterem, a on sam zostaje uwikłany w różne nie do końca jasne wydarzenia, z którymi wyraźnie sobie nie radzi. W przeciwieństwie do swego ojca, Merlin wydaje się nieco zagubiony i pomimo czarodziejskich umiejętności oraz sprytu, nie jest w stanie uporać się z natłokiem zdarzeń. Wyraźnie widać jego brak doświadczenia w dworskich i rodzinnych intrygach, w których tak świetnie czuł się jego rodzic.

Pomimo chaotycznych wydarzeń, Zelaznemu udało się stworzyć barwne i niezwykłe tło. Sam Amber i relacje międzyludzkie zostały dobrze przedstawione w tomie pierwszym, jednak autor posunął się o krok dalej, opuszczając pałac i pozwalając czytelnikowi zagłębić się w uliczki i zakamarki miasta. Skupił się również na przedstawieniu stosunków panujących w Dworcach Chaosu i barwnych opisach tamtejszych zjawisk fizycznych. Dzięki temu cała opowieść nabrała pełniejszych kształtów i głębi, której nieco brakowało w Pięcioksięgu Corwina.

Pierwszy tom Kronik Amberu to niewątpliwie jedno z arcydzieł fantastyki. Czy to samo można powiedzieć o części drugiej? Na to pytanie trudno odpowiedzieć jednoznacznie, bo choć Zelazny w umiejętny sposób rozwija fabułę i tworzy dzieło wielowątkowe, to jednak w całość wkrada się zbyt wiele Chaosu. A to niemal zawsze jest złą wróżbą dla czytelnika.

Recenzja ukazała się w Creatio Fantastica nr 2 (49) 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.