Polaki-cebulaki
Rzadko sięgam po powieści stricte obyczajowe lub na takowe wyglądające. Ale od czasu do czasu
trzeba odpocząć od fantastyki, a wtedy w moje ręce wpadają książki przeróżne,
takie, o których czytanie nikt by mnie nie podejrzewał, ba, sama bym się nie
podejrzewała. Jedną z nich jest Portret trumienny, debiut pisarski Kuby
Wojtaszczyka.
Główny bohater, Aleksander, jedzie do małej miejscowości na
urodziny matki. Aleks mieszka w Warszawie, pracuje w galerii sztuki, jest
dobrze wykształcony i ma powodzenie wśród przedstawicieli swojej płci. Tak,
Aleks jest gejem, ale nikt z krewnych nie ma o tym pojęcia i lepiej, żeby tak
pozostało, bo coming out w tej
rodzinie niemal równa się samobójstwu.
Portret trumienny to wycinek z jednego dnia z życia bohatera.
Dodajmy, dnia szczególnego, o czym właściwie każdy z nas, kto choć raz brał
udział w podobnych rodzinnych imprezach, wie najlepiej. Bracia, siostry, ich
małżonkowie i rozbrykana dzieciarnia; ciotki i babcie dopytujące się kiedy
wreszcie się ożenisz i dasz rodowi kolejnego potomka; mniej lub bardziej celnie
wymierzone szpile… O tak, to codzienność rodzinnych zjazdów. A Aleks ze swoją
orientacja seksualną, wielkomiejskim szykiem i niepopularnym wykształceniem
jest idealnym celem dla wszelkich tego typu docinków.
Wojtaszczyk pokazuje oczami bohatera typową (według
niego) polską rodzinę z małego, zapomnianego i podupadającego miasteczka. Jest
więc tyrający brat i jego ultrakatolicka żona z gromadą rozwrzeszczanych
chłopaków i córką zachowującą się jak zakonnica. Są też wtrącające się w nie
swoje sprawy ciotki, wspominające, że kiedyś było lepiej. Jest też nieco
zahukany, mający wszystko gdzieś ojciec, który pragnie tylko spokoju. Aleks musi
odpowiadać na konwencjonalne pytania, sam kilka takich zadaje, ale nie ma
zamiaru wnikać w życie krewnych, bo ci w ogóle go nie obchodzą. Chłopak cieszy
się tylko z tego, że udało mu się wyrwać z takiej dziury i przenieść do
stolicy.
W zamierzeniu Portret trumienny miał być zapewne
paszkwilem. Niestety, jeśli nim jest, to grubo ciosanym, bo ze świecą tu szukać
subtelnych żartów czy delikatnych i zabawnych docinków. Jeśli to ma być satyra,
to w kogo wymierzono jej ostrze? W nietolerancyjne społeczeństwo? W typową
polską katolicką rodzinę? W pochodzących z małych miasteczek gejów, którzy po
przeprowadzce do Warszawy odnieśli sukces i mierzi ich zaściankowe życie?
Przewidywalne dowcipy (a raczej dowcipasy) nużą i ciążą tak,
jak potrawy przy suto zastawionym stole. Sam bohater jest irytujący w swym
całkowitym odcięciu się od rodziny, poczuciu wyższości, bo - w jego mniemaniu -
udało mu się wyjść ponad to, co reprezentują sobą krewni. Brak w tym wszystkim
jakiejś głębi, puenty i próby zrozumienia pozostałych. Na tle tego, czego
czytelnik jest świadkiem, Aleks wydaje się żałosnym, egocentrycznym i
niewdzięcznym dupkiem, który na plecach ciężko pracujących rodziców zdobył
wykształcenie i o nich zapomniał. Trzeba oddać sprawiedliwość, że poszczególni
członkowie jego rodziny są niewiele lepsi w swym zakłamaniu i kołtuństwu, tak
więc wszyscy są siebie warci.
Trudno polecić książkę tak tendencyjną i powielającą polskie
stereotypy w najgorszy możliwy sposób spłaszczając wszystko do najprostszych
zachowań. Nie da się tego zrobić nawet biorąc pod uwagę ewentualne intencje
autora, by te przyklejone łatki obśmiać i wyszydzić. Tytułowy portret trumienny
- oblicze pokazujące tylko nikły fragment wyglądu zmarłego i jego
wyidealizowany wizerunek - doskonale oddaje jednowymiarowość tej powieści.
Recenzja powstała w ramach akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.