wtorek, 21 lipca 2015

"Stacja: Nowy Świat", Bartek Biedrzycki - recenzja

Polskie metro



Postapokalipsa wraca do łask, a raczej przechodzi swoisty renesans. W kinach króluje kolejny Mad Max, Uniwersum Metro 2033 zyskało kolejnego polskiego autora, a seria Fabryczna Zona rozrasta się o następne tomy. Nic więc dziwnego, że po dobrze przyjętym Kompleksie 7215 Bartek Biedrzycki powraca do swojej wizji zniszczonego świata nową powieścią.

Niech żyje Imperium!

Stacja: Nowy Świat to na pozór kontynuacja pierwszej powieści Biedrzyckiego. Czytelnik śledzi dalsze losy stalkera Borki czy generała Groma, ale większa część książki poświęcona jest historii stosunków panujących w warszawskim metrze i układowi sił, jaki przez lata się tworzył i zmieniał. Tak więc – zamiast typowej drugiej części cyklu – mamy raczej mieszankę prequela z sequelem.

Głównym bohaterem jest starszy kapral Jerzy Nowicki, który w dniu wybuchu bomby nad Warszawą ukrył się wraz z kilkunastoma żołnierzami, żoną i synem w metrze. Niemal od razu Nowicki staje się przywódcą stacji, a stworzone przez niego mikropaństewko – postrachem innych żyjących pod ziemią społeczności. Były żołnierz, znany teraz jako Imperator, na swym totalitarnym skrawku metra rządzi twardą ręką, a jego najbliżsi i najwierniejsi współpracownicy korzystają z przywilejów i robią, co im się żywnie podoba. Jednak – jak już nie raz pokazała historia – dyktatorzy chcą więcej i więcej, dlatego też wkrótce Imperator Nowicki wyrusza na wojnę, by poszerzyć swoje wpływy.

W cieniu władzy absolutnej rodzi się ruch oporu, którego członkowie, doprowadzeni do ostateczności przez bezwzględnych rządzących, planują przewrót i rewolucję. A jednym z uczestników tego ruchu mimowolnie zostaje Licznik, który w poprzedniej części cyklu zginął, dokonując zamachu na ojca. W Stacji: Nowy Świat czytelnik poznaje motywy, jakimi kierował się stalker, podejmując tak drastyczną decyzję.

Powtarzanie błędów i uczenie się na nich

Pomimo tego, że historia wymyślona przez Biedrzyckiego jest dość wciągająca i interesująca (szczególnie z punktu widzenia tworzenia się nowych społeczności i systemów politycznych), to jednak autor nie ustrzegł się pewnych błędów.

Minusem Stacji: Nowy Świat jest przede wszystkim sposób prowadzenia narracji. Dużo tu (występujących także w Kompleksie 7215) przeskoków czasowych, które wprowadzają do lektury chaos i dezorientację. Przykładowo – autor opisuje jakieś wydarzenia toczące się w teraźniejszości, potem wprowadza wątki z przeszłości (wspomnienia lub krótki rys historyczny) i znów – ni z tego, ni z owego – wraca do bieżących zdarzeń. Być może w założeniu powieść miała mieć kompozycję szkatułkową, jednak nie do końca to się udało. Zwłaszcza przeskoki pomiędzy poszczególnymi historiami wydają się zbyt sztuczne i źle wyważone. Takie prowadzenie fabuły jest po prostu dość frustrujące, a czytelnik łatwo może się pogubić w chronologii wydarzeń czy biorących w nich udział bohaterów.

Na pewno lepiej Biedrzycki poradził sobie z kreacją postaci, które są dość wiarygodne, a ich działania – dobrze umotywowane. Nowicki jest bezwzględny, ale otaczają go też źli doradcy, nad którymi nie zawsze może zapanować. Przywódcy religijni Świętego Krzyża są nie tylko fanatyczni, ale także bardzo sprytni, zwracając uwagę Twierdzy w stronę Imperium. Grom trzyma całe Przymierze twardą ręką, ale nie dzięki sile, a latami zdobywanemu szacunkowi. A Borka (dzięki Emilii) zyskał nieco ludzkich cech, których tak bardzo brakowało w Kompleksie 7215.

Podobnie jak w pierwszej części cyklu, powieść została uzupełniona opowiadaniem. Tym razem bohaterką dodatkowego tekstu została Pani Światłowłosa, patronka i opiekunka wszystkich stalkerów.

Skąd my to znamy?

Niewątpliwie siłą prozy Biedrzyckiego są liczne popkulturowe nawiązania, które każdy wielbiciel fantastyki bez trudu wyłapie. Od tak ewidentnych jak Szturmowcy czy Imperium po mniej może znaną Różyczkę i jej sanki. Jednak to nieco za mało, by uznać Stację: Nowy Świat za książkę rewelacyjną. Jest raczej po prostu dobrym czytadłem i lekką (pomimo wielu dość brutalnych opisów) lekturą na lato, po której przeczytaniu nie nasuwają się żadne refleksje, a jednak człowiek wie, że miło spędził czas.

Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.