poniedziałek, 16 listopada 2015

"Czarnoksiężnik i kryształ", Stephen King recenzja

Wszystkie twarze rewolwerowca



Każdy był kiedyś dzieckiem, a potem nastolatkiem, choć niektórych książkowych bohaterów trudno sobie czasem wyobrazić jako słodkich brzdąców lub nieposłusznych młodzieńców. Tak jest w przypadku Rolanda Deschain z Gilead, głównego protagonisty cyklu Mroczna Wieża Stephena Kinga.

W pierwszych trzech tomach serii czytelnicy mieli okazję poznać go jako niestrudzonego wędrowca opanowanego obsesją dotarcia do Wieży, bezwzględnego egzekutora prawa, doskonałego rewolwerowca. Każda z tych twarzy jest prawdziwa, jednak nie zawsze wzbudzają one sympatię. Dorosły Roland jest już doświadczonym przez życie człowiekiem. Jakie wydarzenia doprowadziły do tego, kim się stał? Na to pytanie Stephen King już częściowo odpowiedział, jednak dopiero czwarty tom cyklu, Czarnoksiężnik i kryształ, pozwala najbardziej wniknąć w przeszłość rewolwerowca.

Twarz pierwsza: dojrzały mężczyzna

Roland i jego ka-tet ledwie uchodzą z życiem wygrywając pojedynek na zagadki z szalonym pociągiem, Blainem Mono. Trafiają do jednej z wielu wersji Topeki, miasta zdziesiątkowanego przez zabójczą grypę. Stamtąd mają zamiar ruszyć w dalszą drogę do Mrocznej Wieży. Jednak zanim podejmą wędrówkę, Roland opowiada towarzyszom o tym, jak stał się prawdziwym rewolwerowcem oraz w jaki sposób rozpoczął swoją misję. I o swojej pierwszej, największej miłości.

Większa część powieści rozgrywa się więc w czasach młodości Rolanda. Świeżo upieczony rewolwerowiec wraz z dwoma przyjaciółmi, Cuthbertem i Alainem, zostaje wysłany przez ojca do Mejis, odległej baronii na Łuku Zewnętrznym. Ukrywający się pod fałszywymi nazwiskami chłopcy mają za zadanie zliczenie zasobów, które mogłaby wykorzystać Afiliacja przeciwko rebelii Dobrego Człowieka. Przypadkowo odkrywają pewne nieprawidłowości, które mogą przechylić szalę zwycięstwa na stronę buntowników.

W Mejis Roland spotyka Susan Delgado. Nastolatkowie niemal od razu zakochują się w sobie i choć próbują zwalczyć to uczucie, w końcu mu ulegają.

Twarz druga: romantyczny chłopiec

Historia tej zakazanej miłości (dziewczyna obiecana jest burmistrzowi miasta) staje się dominującym wątkiem powieści. Kto oczekuje jednak ckliwego romansu pełnego pustych obietnic czy banalnych miłosnych wyznań, bardzo się zawiedzie. King przedstawia pierwszą miłość jako coś wspaniałego i nieuchronnego, uczucie porywające jak wicher, któremu nie sposób się przeciwstawić, jednak udaje mu się uniknąć mdłych i przesłodzonych scen. Uczucia łączące Rolanda i Susan są pełne namiętności i pasji, ale jednocześnie bardzo naturalne i – pomimo swej siły i pasji - zwyczajne.

Autorowi udała się trudna sztuka uniknięcia zupełnej dominacji wątku romansowego. Jest on ważny, ale na szczęście nie przesłania innych wydarzeń. Czytelnik może obserwować, jak w spokojnym z pozoru miasteczku i przyległych ranczach, rodzi się spisek i w jaki sposób trojgu przyjaciół udaje się go odkryć. 

Dodatkowo King po raz kolejny pokazuje swój niezwykły talent do portretowania małomiasteczkowego społeczeństwa. W Czarnoksiężniku i krysztale przedstawia całą gamę postaci je zamieszkujących – od marionetkowego burmistrza Thorina (!) po bezwzględnych Łowców Trumny; od złośliwej czarownicy Rhei z Cöos po zgorzkniałą starą pannę, jaką stała się ciotka Susan, Cordelia Delgado. Ta parada tak różnorodnych postaci z ich marzeniami, lękami, planami i silnymi emocjami, sprawia, że senne miasteczko staje się bliższe naszemu światu i jakby bardziej znajome.

Równie swojski wydaje się krajobraz. Miasto, domy, rancza wyglądają jak żywcem przeniesione z westernów. Saloon z nieodłącznym pianistą, tabuny koni pasące się na stokach wzgórz – widok, jaki często serwują twórcy obrazów o Dzikim Zachodzie. Nic w tym dziwnego, ponieważ King nie ukrywa, że inspiracją dla niego były między innymi filmy Sergio Leone. Te sielskie sceny zaburzają jedynie ogromne, opuszczone pola naftowe oraz dolina przesłonięta złowrogą i tajemniczą błoną.

Twarz trzecia: zwyczajny człowiek

Opowieść Rolanda o czasach młodości pokazuje jego przyjaciołom, a także czytelnikom, pobudki, jakie kierują nim w niestrudzonej wędrówce. Uczucie, jakim obdarzył Susan, nie przesłoniło nadrzędnego celu – uratowania coraz bardziej chwiejącej się Wieży. W Mejis rewolwerowiec odkrył także kolejny element związany ze swoją misją – tytułowy kryształ, który bardzo przypomina znane z Władcy pierścieni palantiry, dotknięte i spaczone przez Saurona.

Same kryształy składające się na Tęczę Maerlyna, to nie jedyna literacka inspiracja. Wystarczy wspomnieć nazwisko burmistrza (Thorin), a także szklany pałac żywcem przeniesiony z Czarnoksiężnika z Oz. Innych nie będę wymieniać by nie psuć przyjemności z ich odkrywania.

Czarnoksiężnik i kryształ to powieść zdecydowanie różniąca się od poprzedniczek. Więcej w niej starej, znajomej magii książek z gatunku fantasy – dwoje kochanków złączonych niemożliwą do spełnienia miłością, złośliwa i pokrętna czarownica, zaślepiony żądzą stary satyr czy wreszcie odpowiednik złej macochy. Wielu wielbicieli cyklu uważa ją za najlepszą część, innym przeszkadza ten wyraźny baśniowy wydźwięk. Jednak niewątpliwie jest to pozycja bardzo ciekawa, wnosząca i wyjaśniająca wiele wątków wcześniej tylko sugerowanych, rzucająca nowe, odmienne światło na postać Rolanda. I pokazująca, że ostatni rewolwerowiec pochodzący z Gilead wcale nie jest tak zimnym i wyrachowanym człowiekiem, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.

Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.