wtorek, 24 listopada 2015

"Wieża Asów", G.R.R. Martin (red.) - recenzja

Inwazja porywaczy ciał



Dzikie karty, pierwszy tom cyklu redagowanego przez G.R.R. Martina, wprowadzały czytelnika w alternatywny świat pełen superbohaterów i superzłoczyńców. Akcja rozpoczynała się w 1946 roku, gdy na Ziemię przybył statek kosmiczny ze znanym później pod pseudonimem doktor Tachion obcym na pokładzie. Mieszkaniec Takis przybył na naszą planetę, by zapobiec detonacji bomby zawierającej strasznego wirusa wyhodowanego przez jego współplemieńców. Niestety, misja zakończyła się niepowodzeniem, a wybuch ładunku spowodował liczne mutacje, które doprowadziły do pojawienia się dwóch rodzajów istot: mających nadprzyrodzone moce asów oraz wyglądających odpychająco lub ekstrawagancko dżokerów.

Pierwsza odsłona serii była wprowadzeniem w niezwykły świat i przedstawieniem głównych bohaterów. Wieża Asów jest jej bezpośrednią kontynuacją, a czytelnik znów spotka znane sobie postacie: doktora Tachiona, Wielkiego i Potężnego Żółwia czy Croyda Crensona, który budząc się z kilkumiesięcznego snu na przemian jest asem lub dżokerem. Tytułowa wieża to z kolei nic innego jak ekskluzywny lokal znajdujący się na szczycie Empire State Building, w którym spotykają się bogaci posiadacze nadprzyrodzonych mocy.

Jednak Wieża… zasadniczo różni się od poprzedniej antologii. Wszystkie teksty łączą się ze sobą bezpośrednio tworząc w ten sposób jedną spójną opowieść napisaną przez kilku autorów.

Całość opiera się na trzech podstawowych wątkach. Mroczny odłam masonów pod wodzą Astronoma, gromadzi artefakty obcych, by sprowadzić na Ziemię starożytne zło. W tym samym czasie wszystkie kontynenty stają się celem ataku przybyłego z kosmicznej otchłani Roju, który kierowany przez Matkę ma tylko jedno zadanie – zniszczyć całą planetę. A gdyby tego było jeszcze za mało, na Ziemię przybywają twórcy bomby, by podziwiać efekty swego eksperymentu i pobrać do badań próbki – ciała asów. 

Zbiór otwierają Monety z piekła Lewisa Shinera, których akcja toczy się w 1979 roku. Głównym bohaterem jest Fortunato, as czerpiący swoje moce z seksualnych zbliżeń. Nie powiem, żeby postać alfonsa należała do moich ulubionych, ale muszę przyznać, że tekst jest dobrym wprowadzeniem w intrygę, choć na pierwszy rzut oka wydaje się do niej nie pasować.

Jube to sześć interludiów napisanych przez G.R.R. Martina. Ich bohaterem jest ukrywający się pod postacią dżokera-gazeciarza obcy znany pod pseudonimem Jube Benson. Odgrywa on rolę obserwatora wysłanego na Ziemię przez jedną z kosmicznych kupieckich organizacji, ale życie wśród ludzi bardzo go fascynuje. Niestety, wraz z odkryciem Roju musi przeistoczyć się z roli biernego świadka w aktywnego uczestnika wydarzeń, by ocalić nie tylko ludzkość, ale także siebie.

Roger Zelazny w W proch się obrócisz bezpośrednio nawiązuje do historii Jube i jego problemów z odnalezieniem ciała współtowarzysza dotychczas przebywającego na orbicie okołoziemskiej. Pomimo pewnej dawki makabry (szukanie kolejnych części ciała obcego czy gubienie jego szczątków), tekst charakteryzuje się sporą dawką humoru nie tylko sytuacyjnego, ale również słownego.

Bohaterem Do szóstej generacji Waltera Jona Williamsa jest Modułowy, android odpierający wraz z grupą asów atak istot Roju. Robot stworzony przez równie genialnego, jak chciwego i pozbawionego skrupułów naukowca, szybko zyskuje świadomość, a także liczne ludzkie odruchy, których zainstalowania jego stwórca nie planował. Tekst, podzielony na kilka części, jest istotnym elementem całej antologii, a walka z bezmyślnymi monstrami przypomina Wojnę światów Wellsa.

Z kolei Walter Simons podjął się zadania przedstawienia bohaterów stojących po drugiej stronie barykady. Gdyby wzrok mógł zabijać to mroczna historia dołączenia do masonów jednego z najgroźniejszych dżokerów – Spectora. To opowiadanie klimatem najbardziej przypomina horror z elementami gore.

W Zimowym chłodzie George’a Martina czytelnik ma okazję bliżej poznać przeszłość Wielkiego i Potężnego Żółwia, a raczej Thomasa Tudbur’ego kryjącego się we wnętrzu latającej pancernej maszyny. Nieco fajtłapowaty Żółw przeżywa kryzys związany nie tylko z utraconą miłością, ale również brakiem zainteresowania ze strony społeczeństwa. Odzyskanie wiary w siebie nie jest łatwe, a tekst ma melancholijny wydźwięk.

Melinda M. Snodgrass podjęła się zadania przedstawienia krewnych doktora Tachiona pragnących obejrzeć rezultaty swojego eksperymentu. Kłopoty z krewnymi są pełnymi humoru perypetiami obcego oraz kilku asów na kosmicznym statku Takizjan.

Wątki poprzedniego opowiadania kontynuuje Victor Milán. Z niewielką pomocą przyjaciół to tekst o poszukiwaniu prawdziwego zabójcy pewnego naukowca. O zbrodnię został oskarżony opóźniony umysłowo dżoker Klucha, a Tachion chce dociec prawdy. A ta okazuje się przerażająca.

Najważniejszy tekst całej antologii to Po zapomnianych drogach Pat Cardigan. Niestety, jak na opowiadanie, którego fabuła koncentruje się na kulminacyjnym momencie, jest to tekst słaby, moim zdaniem najgorszy w całym zbiorze. Chaotyczny, źle napisany – czyta się go z trudem i rosnącą irytacją. Szkoda, bo rozprawa z masonami mogła być bardzo ekscytującą lekturą.

Na szczęście dwa ostatnie opowiadania rekompensują rozczarowanie poprzednikiem. W krótkiej Komecie pana Koyamy Walter Jon Williams pokazuje mechanizm odkrywania ciał niebieskich, a John J. Miller w opowiadaniu W połowie martwy wysyła kilku asów na pomoc porwanemu Tachionowi.

Wieża Asów jest udaną kontynuacją Dzikich kart. W przeciwieństwie do tomu pierwszego, odwołania do prawdziwych wydarzeń lub ich trawestacja są nieliczne. Autorzy opowiadań postawili raczej na zabawę konwencją znaną z komiksów superbohaterskich i czerpanie pełnymi garściami z dzieł popkultury. Uważny czytelnik odnajdzie rzucające się w oczy nawiązania do Wojny światów Wellsa czy filmu Inwazja porywaczy ciał, ale także licznych obrazów science-fiction z lat 50-tych i 60-tych odzwierciedlających ówczesny strach Amerykanów przed wybuchem trzeciej wojny światowej. 

Po lekturze obu tomów nasuwa się jeden logiczny wniosek: ten cykl trzeba po prostu przeczytać, bo podobne czy równie dobre projekty można policzyć na palcach jednej ręki.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.