poniedziałek, 23 listopada 2015

"Wiatr przez dziurkę od klucza", Stephen King - recenzja

Baśnie świata Pośredniego



Dawno, dawno temu, kiedy świat jeszcze nie poszedł naprzód, a Promienie podtrzymywały otoczoną polem czerwonych róż Mroczną Wieżę, kiedy istniało Gilead i rewolwerowcy, a Blaine Mono nie był jeszcze szalony, żył sobie pewien chłopiec. A właściwie dwóch chłopców – Roland Deschain i Tim Dzielne Serce…

Pewnego dnia…

Wiatr przez dziurkę od klucza to historia, której akcja chronologicznie umiejscowiona jest pomiędzy Czarnoksiężnikiem i kryształem a Wilkami z Calla. Stephen King wydał tę książkę kilka lat po ukazaniu się ostatniej części cyklu, dlatego zawarte w niej opowieści nie mają większego wpływu na fabułę serii, a są raczej ciekawostkami ją ubogacającymi.

W czasie swej wędrówki do Mrocznej Wieży Roland i jego ka-tet chronią się w opustoszałym budynku, by przeczekać nawałnicę zwaną lododmuchem. Spędzają tam noc, a nic tak nie wzbudza chęci do opowieści jak wiatr wyjący za drzwiami i przyjemnie ciepły ogień płonący w kominku. Rewolwerowiec opowiada przyjaciołom o jednym ze swoich pierwszych zadań przydzielonych mu przez ojca – poszukiwaniu skórczłeka mordującego całe rodziny. Ale w tej historii mieści się jeszcze jedna opowieść – o Timie Dzielne Serce – którą Roland opowiada ocalałemu z rzezi przerażonemu chłopcu. Baśń o dzielnym synu drwala jest jedną z ulubionych historii rewolwerowca, którą bardzo często opowiadała mu matka. A jakie były relacje łączące syna z rodzicielką, możecie przeczytać w poprzednich tomach serii.

Szkatułkowa kompozycja

Jak wspomniałam wyżej, w Wietrze… są umieszczone trzy historie. Pierwsza, czyli szukanie schronienia przez grupę przyjaciół przed lododmuchem, jest tylko pretekstem do snucia kolejnych opowieści. Ale nawet tutaj czytelnik dowiaduje się czegoś nowego i ciekawego o świecie Pośrednim. Koszmarny żywioł, jakim jest nagle pojawiający się silny wiatr i towarzyszący mu zabójczy mróz, okazuje się być rzadkim zjawiskiem, ale żniwa, jakie zbiera, są przerażające.

Druga opowieść dotyczy skórczłeka, zmiennokształtnej istoty mordującej całe rodziny. Rozwiązanie tej sprawy jest jednym z pierwszych zadań na ścieżce Rolanda jako rewolwerowca. Można powiedzieć, że to typowa historia detektywistyczna i jako taka jest naprawdę wciągającą lekturą. King niejednokrotnie już pokazał, że potrafi tworzyć zajmujące historie niemal z niczego, a wykorzystując popularne motywy przerabia je w charakterystyczny dla siebie sposób. Nie inaczej jest z historią skórczłeka osadzoną w znajomym klimacie podobnym do realiów Dzikiego Zachodu. Jest tu trochę tajemnicy, magii, ale też makabry.

Gdzieś w środku tych dwóch opowieści znalazło się miejsce dla kolejnej, odmiennej od pozostałych. W tytułowym Wietrze przez dziurkę od klucza czytelnik poznaje dzieje Tima. To typowa baśń – z przebiegłym czarnoksiężnikiem, biedną wdową i złym ojczymem, a także misją, która ma na celu znalezienie lekarstwa. Chłopiec dość szybko musi dorosnąć, by ochronić siebie i matkę, a także rozwikłać tajemnicę śmierci ojca. Codzienność – i jakże znajoma rzeczywistość – mieszają się nie tylko z magią (smoki, zaklęty lew czy cudowne lekarstwo), ale również techniką (maszyny z oznaczeniem North Central Positronics, drążek zmiany biegów). Całość nie przypomina bajek dla grzecznych dzieci, ale mroczną historię w stylu pierwszych, nieugładzonych Baśni braci Grimm.

Udany przystanek w drodze do finału

Wiatr przez dziurkę od klucza to bardzo udany przerywnik w lekturze całego cyklu. Pomimo występowania znanych z serii bohaterów czytelnik dostaje nowe historie, które pozwalają lepiej poznać umierający świat, zwyczaje i kulturę. Nie jest to jednak lektura dla osób nie znających Mrocznej Wieży, ponieważ mogą nie zrozumieć kontekstu niektórych wydarzeń. Dla wielbicieli Rolanda to pozycja, dzięki której mogą po raz kolejny wniknąć w przeszłość rewolwerowca i poznać jedną z licznych jego przygód.

Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.