środa, 13 kwietnia 2016

"Pół wojny", Joe Abercrombie - recenzja

Słowa są orężem





Wiedza jest jak władza. W niewłaściwych rękach może się okazać niebezpieczna.

Najważniejszy jest cel, w jakim się ją wykorzystuje.

Joe Abercrombie, Pół wojny, s. 27

UWAGA! RECENZJA ZAWIERA SPOILERY!

Słowa pełnią w życiu istotną rolę. Bez nich komunikacja nie jest niemożliwa, ale znacznie ograniczona. Można się bez słów rozumieć, ale gdy ich brak, trudno opisać otaczający świat i własne odczucia. Nieopaczne słowa wiodły do niezliczonych pojedynków i równie licznych pojednań. Stosownie dobrane mogą doprowadzić do pokoju (bo przecież pióro jest silniejsze od miecza), ale wypowiedziane w nieodpowiednim miejscu i czasie staną się zarzewiem krwawego konfliktu.

Gdyby nie one, nie byłoby tego tekstu.

Wartość słów doskonale rozumie Joe Abercrombie, czyniąc je motywem przewodnim ostatniej części trylogii Morze Drzazg. W Połowie wojny znajduje się zdanie idealnie odzwierciedlające fabułę powieści: Wojnę jedynie w połowie można zwyciężyć orężem. Druga połowa rozgrywa się tu. – Skara przycisnęła palec do skroni (…)[1]. Ostateczne rozstrzygnięcie konfliktu pomiędzy czczącymi Jedynobóstwo Najwyższym Królem i Babką Wexen a wyznającymi politeizm władcami Uthilem i Grom-gil-Gormem subtelnie prowadzonymi przez Ojca Yarviego, rozstrzygnie się co prawda na miecze, jednak zanim to nastąpi, padną setki potrzebnych, często podstępnych lub odnoszących się do honoru i wiecznej sławy, słów.

W każdej części trylogii Morze Drzazg autor czyni głównym bohaterem kogoś nowego i pozornie nieważnego; młodą osobę wkraczającą dopiero w dorosłość, postawioną przed trudnym wyborem i sytuacjami, które wydają się nie mieć wyjścia. Wcześniej byli to Yarvi (Pół króla), a także Zadra (Pół świata). Nie inaczej jest w Połowie wojny. Pierwsze skrzypce gra Skara, nieśmiała księżniczka Throvenlandu, która jako jedyna ocalała z rzezi stolicy królestwa, Yaletoftu. Dziewczyna szybko musi otrząsnąć się po śmierci najbliższych i znaleźć w sobie siłę, by zemścić się na oprawcach i ich mocodawcach.

Początkowo Skara wątpi w swoją wartość jako następczyni tronu. Pamięć o zamordowanym dziadku, królu Fynnie i jego doradczyni, Matce Kyre, przytłacza ją, a bogactwo Gettlandu, do którego uciekła, onieśmiela. Królowa bez królestwa wydaje się stać od razu na straconej pozycji. Jednak wydarzenia toczą się takim tempem, że dziewczyna musi szybko zdecydować, jaką rolę odegra w konflikcie zbrojnym. Okazuje się, że zarówno dziadek, jak i surowa nauczycielka wyśmienicie przygotowali ją do rządzenia. I choć Skara jest wątła i nie potrafi władać mieczem, jej orężem stają się słowa, a nimi potrafi szermować niczym fechtmistrz. W trakcie lektury czytelnik staje się świadkiem przemiany Skary, która z nieśmiałej i zalęknionej nastolatki zmienia się w nieulękłą i pewną swego królową zdolną przeciwstawić się woli najpotężniejszych ludzi.

Losy młodej władczyni zbiegają się z historią Raitha, bezwzględnego wojownika z Vansterlandu, który zrządzeniem losu zostaje jej obrońcą. Białowłosy chłopak to postać na wskroś tragiczna. Razem z bratem od dzieciństwa szkolony do posłuszeństwa królowi Gormowi, bity, tresowany jak pies, nie zna niczego oprócz przemocy i okrucieństwa. Jest jak dzikie zwierzę, które potrafi szarpać zębami i bezmyślnie niszczyć to, czego budowa zajęła innym lata. Spotkanie ze Skarą otwiera mu oczy, a przemiana z ogarniętego szałem bitewnym zabójcy w człowieka odkrywającego w sobie sumienie i współczucie jest bardzo ciekawa.

Równie interesujący wydaje się wątek Kolla, chłopca znanego z Połowy świata. Po śmierci matki młodzieniec trafia pod skrzydła Ojca Yarviego i podejmuje naukę, której ostatecznym celem jest zastąpienie go na stanowisku królewskiego doradcy. Żądny wiedzy Koll miota się pomiędzy dwoma powinnościami: z jednej strony pragnie wpływać na losy świata, pełniąc istotną rolę polityczną, z drugiej – chce dzielić życie jako mąż Riny i założyć prawdziwą rodzinę. Oba pragnienia wykluczają się, a Koll zostaje postawiony w trudnej sytuacji, z której każde wyjście okazuje się złe. Jego rozterki są tym bardziej prawdziwe, że na progu wojny każda decyzja może nieść ze sobą katastrofalne skutki.

Podobnie jak w poprzednim tomie, tak i tu ważną rolę odgrywa wspomniany wyżej Ojciec Yarvi. Ta postać spina oś fabularną całej trylogii. Cykl Abercrombiego to przede wszystkim historia opowiadająca fascynującą ewolucję od kalekiego następcy tronu i byłego niewolnika do obecnego doradcy króla Gettlandu oraz spiritus movens całej krwawej historii. Pisarz ma niecodzienny talent do kreowania wyrazistych bohaterów z dobrze nakreślonymi portretami psychologicznymi, a Yarvi nie jest tu wyjątkiem. Prawdziwa szara eminencja na dworze króla Uthila, dysponuje niebywałym talentem do tworzenia spisków i szaleńczą wręcz odwagą w realizacji najniebezpieczniejszych pomysłów. Wraz z kolejnymi stronami wszystkich trzech tomów widać, że gdzieś po drodze zagubił się ten mały, szczery młodzieniec, ustępując miejsca bezwzględnemu mężczyźnie, który nie cofnie się przed niczym, by tylko osiągnąć swój cel.

W poprzednich częściach serii Abercrombie podejmował wątek tajemniczych elfów, których relikty są rozsiane w całym basenie Morza Drzazg. Wzmianki o tej rasie były bardzo enigmatyczne – wiadomo że doprowadzili do rozbicia Bóstwa i stworzenia wielu bogów, a sami wyginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Artefakty elfów były zakazane przez Ministerstwo pod groźbą klątwy, jednak w Połowie wojny odegrały kluczową rolę. Zabieg umieszczenia tajemniczej rasy otwiera pole do wielu domysłów i puszczenia wodzy fantazji, ponieważ opis ruin elf-miasta, Strokomu, uświadamia czytelnikowi, że mogli to być… ludzie znajdujący się na naszym obecnym rozwoju cywilizacyjnym. Jakiś kataklizm (czyżby nuklearny?) stał się przyczyną ich upadku, a na ruinach tego świata wyrosły nowe kultury, w tym pseudowikińskie królestwa.

Chociaż Morze Drzazg jest cyklem przeznaczonym dla młodzieży, Abercrombie nie wybiera łatwych rozwiązań. Każdy z bohaterów musi zmierzyć się z własnymi słabościami i – podobnie jak w prawdziwym życiu – niekoniecznie wyjdzie z tej walki obronną ręką. Pisarz przedstawia świat takim, jakim jest naprawdę – zamiast czerni i bieli dominują szarość i krwista czerwień i tylko w nielicznych momentach wytchnienia można znaleźć cieplejsze uczucia. Jednak wbrew pozorom te nie są dostępne dla wszystkich, bo czasami trzeba poświęcić własne szczęście dla większego dobra. Ze sprawowaniem władzy wiąże się wielka odpowiedzialność i Abercrombie pokazuje, że polityka ma swoje ciemne strony, a sama władza uzależnia jak narkotyk.

Pół wojny to wyśmienite zwieńczenie bardzo dobrej trylogii. Pseudowikiński świat został odmalowany z rozmachem, a zaludniające go postacie są barwne i pełnokrwiste. Myślę, że zakończenie może zaskoczyć niejednego czytelnika i pozostawi niedosyt. Szkoda, że to już ostatnia wizyta w tym świecie.

Recenzja ukazała się w Creatio Fantastica CF nr 1 (52) 2016 – Światy steampunku

Tytuł: Pół wojny (Half a War)
Autor: Joe Abercrombie
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Liczba stron: 456
ISBN: 978-83-7818-840-7






[1] Pół wojny, s. 15.

3 komentarze:

  1. Spoilery rzucasz w tej recenzji, zwłaszcza w kwestii elfów. Daj czytelnikom trochę radości z samodzielnego odkrywania...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja święta, dzięki za uwagę. Wrzucam info o ewentualnych spoilerach.

      Usuń
    2. Super :)

      A z wymową tekstu zgadzam się w całości :D

      Usuń

Komentarze obraźliwe będą usuwane.