poniedziałek, 10 maja 2021

"Światło Jedi", Charles Soule - recenzja

Stara era Jedi



Wielbiciele Gwiezdnych wojen w Polsce nie są rozpieszczani. Wydawało się, że po wycofaniu się wydawnictwa Uroboros będziemy mogli zapomnieć o powieściach z ukochanego uniwersum po polsku, gdy gruchnęła wieść, że jednak nie. A już sporym zaskoczeniem była informacja, że pierwszym tytułem od nowego wydawcy, Wydawnictwa Olesiejuk, będzie Światło Jedi autorstwa Charlesa Soule’a. Dlaczego to spore zaskoczenie? Bo powieść swoją premierę miała na początku roku, natomiast polski przekład można kupić od 4 maja. Jak na powieści Star Wars tempo wydania ekspresowe.

Wysoka Republika

Światło Jedi to pierwsza powieść z nowego, dużego projektu Wysoka Republika (The High Republic), którego akcja toczy się około dwieście lat przed wydarzeniami przedstawionymi w Mrocznym widmie. Na projekt składają się powieści dla dorosłych, powieści z nurtu young adult oraz komiksy. Taki rozmach to z jednej strony świetna okazja do przedstawienie historii galaktyki, zapełnienia tej białej karty nowymi postaciami i wydarzeniami, z drugiej strony jednak wiąże się z takim krokiem spora odpowiedzialność i dość odważny eksperyment, gdyż do niedawna Disney skupiał się raczej na eksplorowaniu motywów około filmowych.

Charles Soule został rzucony na głęboką wodę - jego powieść musiała być wstępem do czegoś większego, a zadanie zainteresowania czytelnika czymś nowym i niemal zupełnie nieznanym nie jest łatwe. Jednak myślę, że poradził z tym sobie znakomicie.

Jedi i inni, czyli może być mały spoiler!

Historia zaczyna się w myśl starej sprawdzonej zasady: najpierw musi być trzęsienie ziemi, a potem napięcie ma stopniowo narastać. Mamy więc wielką katastrofę, która nie miała prawa się wydarzyć, mamy walczących z czasem ludzi i ruszających na pomoc Jedi. Mamy kryzys młodej jeszcze Republiki, na której czele stoi kanclerz Sol. Mamy niemal gotową do użytku stację kosmiczną, wspólne dzieło Jedi oraz władz republikańskich, która ma pokazać, że wszyscy jesteśmy Republiką (tu mała dygresja: ten propagandowy slogan jest tak często powtarzany, że wręcz irytuje). I oczywiście mamy tych złych.

W całej powieści to właśnie Nihilowie podobali mi się najbardziej. Jedi - możemy spodziewać się jacy będą, bo ich ideały nie różnią się aż tak bardzo od tych, które poznajemy w filmach (choć sami Jedi są inni, ale o tym za chwilę). Natomiast Nihilowie, ich struktura, sposób działania, rozgrywki i ogólny cel… o, to jest coś nowego i bardzo, ale to bardzo ciekawego. Marchion Ro ma szansę wyrosnąć na jeden z najciekawszych czarnych charakterów i miejmy nadzieję, że tak się stanie, że twórcy dadzą mu szansę na bycie naprawdę nieprzewidywalną i destrukcyjną postacią.

Co zaś się tyczy Jedi… W powieści mamy ich naprawdę sporo i to w zasadzie od pierwszych stron. Pochodzą z różnych ras, jedni są mistrzami, inni - rycerzami czy uczniami. Cała gama postaci o różnorodnych charakterach, sposobach walki i spojrzeniu na Moc. Nie brak tu mistrzów przypominających członków Rady Jedi znanej z prequeli, ale mamy też powiew świeżości w postaci Lodena Greatstorma i jego dość niekonwencjonalnych metod nauki. Jedi potrafią naprawdę sporo, dysponują także specjalnym sprzętem, którym mogą sterować poprzez Moc czy miecze świetlne, ale odkrycie jak to działa, pozostawiam czytelnikom (swoją drogą, ciekawi mnie czy z czasem dostaniemy jakieś wyjaśnienie, dlaczego Jedi zrezygnowali z tej technologii).

Plusy i minusy

Niewątpliwie Charles Soule podjął się trudnego zadania. Na kartach powieści dopiero zarysował większą historię, ale muszę przyznać, że zapowiada się ona ciekawie. Plusem na pewno są nieco postapokaliptyczni (i w wyglądzie, i w zachowaniu) Nihilowie, a także fakt, że autor nie boi się uśmiercać postaci (zdradzę tylko, że trupy Jedi i nie tylko ich, ścielą się gęsto).

Plusem jest również polskie wydanie powieści. Za tłumaczenie odpowiada Anna Hikiert, a więc nie ma się co martwić o jego jakość. Wydawnictwo Olesiejuk dopasowało wizualnie Światło Jedi do poprzednich powieści, które ukazywały się nakładem wydawnictwa Uroboros. Mamy więc oprawę miękką ze skrzydełkami, niewiele różniącą się wysokością od innych książek nowego kanonu wydanych po polsku. Książkowi puryści dbających o symetryczny wygląd półek powinni być zadowoleni.


Minusem na pewno jest natłok nowych postaci - zanim na dobre zapoznamy się z jednymi, na arenę wydarzeń już wkraczają kolejni. Niestety, jest to przekleństwo powieści rozpoczynających nowy cykl i próbujących zaciekawić czytelnika większą serią, a więc jest to naprawdę niewielki minus.

Czytać czy nie czytać?

Dla miłośników Jedi jest to historia obowiązkowa. Nie ma co ukrywać, że za Jedi specjalnie nie przepadam, a hasło “Wszyscy jesteśmy Republiką” powtarzane zbyt często mierzi moje imperialne serce. Ale po pierwszej powieści cyklu daję kredyt zaufania temu projektowi. Może okazać się, że w połączeniu z komiksami i kolejnymi powieściami to naprawdę dobra i odświeżająca seria. A tego Gwiezdnym wojnom po prostu trzeba.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.