Dzisiaj mam dla Was coś wyjątkowego - wywiad z Angusem Watsonem, autorem trylogii Czas Żelaza. Wywiad, jak i wiele świetnych recenzji, tekstów naukowych i opowiadań, możecie także przeczytać na stronie czasopisma Creatio Fantastica, do której odwiedzania gorąco zachęcam.
A tymczasem moja rozmowa z Angusem Watsonem.
Brytania czasu żelaza
Angus Watson - w wieku lat dwudziestu kilku Angus Watson miał już za sobą liczne i różnorodne doświadczenia zawodowe, od operatora wózka widłowego po bankiera inwestycyjnego. Odkąd ukończył 30 lat wykonywał rozmaite zlecenia jako pisarz freelancer: na potrzeby artykułu do Telegraph szukał Wielkiej Stopy w Ameryce, nurkował z niemiecką flotą w Scapa Flow, aby napisać do Financial Timesa, pływał wśród lwów morskich u wybrzeży Wysp Galapagos na potrzeby artykułu dla The Times. Teraz, przekroczywszy czterdziestkę, Angus jest szczęśliwym mężem Nicoli i wychowuje w Londynie swojego synka Charliego. Będąc fanem zarówno powieści historycznych, jak i epickiej fantasy, zwiedzając brytyjskie forty w ramach wykonywania zlecenia dla Telegraph, wpadł na pomysł napisania powieści fantastycznej osadzonej w realiach epoki żelaza, a koncept fabularny rozwinął, przemierzając starożytne brytyjskie szlaki podczas pracy nad kolejnymi artykułami.
Magdalena Stawniak: Akcja trylogii Czas Żelaza toczy się w Brytanii przed i w trakcie pierwszej inwazji Rzymian. Skąd pomysł na taką lokalizację, i to jeszcze powieści fantastycznej?
Angus Watson: Epoka żelaza w Brytanii to potężny przedział czasu (800 rok p.n.e. – 43 n.e.) oraz wcale nie mniejsza cywilizacja – drogi, miasta, forty na wzgórzach. Przecież musiały iść za tym ogromne wojny, bohaterowie i ich sagi, romanse i zdrady… A mimo to nie wiemy o tych czasach prawie że nic, bo tamci ludzie nie znali pisma, więc ich opowieści przepadły starte na proch przez cztery wieku rządów Rzymu. To byli ludzie tacy jak my – tak samo mądrzy i durni, bystrzy i pełni namiętności jak ja i wy. Uważam, że oni też zasługują na to, aby uwiecznić część ich opowieści.
M.S.: Z jakich źródeł czerpał Pan wiedzę o tamtych czasach? Pamiętniki Cezara nasuwają się same, ale jakie są pozostałe pozycje?
A.W.: Książek o Rzymie jest cała masa, pozwoliłem sobie przestudiować raptem część z nich. Epoka żelaza w Brytanii jest opisana o wiele skąpiej, więc o niej przeczytałem dosłownie wszystko. Poza źródłami oczywistymi zrobiłem sobie powtórkę z komiksów o Asteriksie i sporo czasu przesiedziałem w autentycznych fortach z epoki żelaza.
M.S.: Pański Juliusz Cezar to człowiek ambitny i bezwzględny, jednak w swoich dzia- łaniach polegający przede wszystkim na magii druidycznej – bez niej powstrzymuje się od działania. Czy to nie jest zbyt duże uproszczenie spojrzenia na jego poczynania – tym bardziej, że Cezar był wielbiony przez swoich legionistów?
A.W.: W moich książkach niewątpliwie wychwalam Cezara za jego geniusz wojskowy, w większości opisanych bitew i spraw militarnych dając do zrozumienia, że magia nie jest czynnikiem decydującym. Jeśli nawet mogłem zasugerować, że część jego sukcesów jest sprawką magii druidycznej – no cóż, trudno. Pamiętajcie, że mówimy o człowieku, którego droga do realizacji ambicji była wybrukowana głowami milionów ofiar.
M.S.: Przyznam, że jestem miłośniczką antycznej wojskowości, a przede wszystkim rzymskiej Brytanii. W trakcie lektury nieco raziła mnie swoboda interpretacji niektórych wydarzeń i choć wiem, że to fantastyka, to jednak czułam się nieco dziwnie, czytając taką wersję historii. Czy nie sądzi Pan, że takie podejście do tematu może zniechęcić czytelnika do zagłębienia się w historię rzymskiej Brytanii?
A.W.: Hm, to dziwne pytanie. O których konkretnie wydarzeniach mówimy? Jedynymi źródłami pisanymi z czasów dwóch pierwszych inwazji na Brytanię są właśnie pamiętniki Cezara – i to wydarzenia z nich wziąłem na warsztat, obłóczyłem w ciało i odarłem z jakiejkolwiek niejasności. Oczywiście, wcale nie twierdzę, że było dokładnie tak – jestem pisarzem fantasy! Jestem przekonany, że moje książki wyłącznie zachęcą czytelnika do zagłębienia się w historię rzymskiej Brytanii.
M.S.: W trylogii trudno znaleźć postacie jednoznacznie pozytywne. Zanim Lowa przeistoczy się w waleczną królową, jest bezwzględną zabójczynią. Dug też ma dość niejasną i mroczną przeszłość, Ragnall to postać chwiejna i bardzo niejednoznaczna, o Chamance i Feliksie nie wspomnę. Skąd takie podejście do bohaterów?
A.W.: Typowo pozytywną bohaterką jest Wiosna, jedna z głównych postaci. Inni aktorzy, zarówno „dobrzy” jak i „źli”, mają w sobie raczej odcienie i jednego, i drugiego, bo tak też wyglądają normalni ludzie – a ja starałem się, aby byli jak najbardziej prawdziwi.
M.S.: Czy przywiązuje się Pan do swoich postaci?
A.W.: Oj, tak. Zawsze ze smutkiem kończę książki, a zabijanie co poniektórych bohaterów jest szczególnie niemiłe.
M.S.: Czas Żelaza napisany jest uwspółcześnionym językiem, często dość wulgarnym i obfitującym w sceny przemocy i seksu. Dlaczego wybrał Pan właśnie taką formę przekazu?
A.W.: Przy pisaniu mojej trylogii miałem do wyboru trzy języki: primo – gwoli pełnego realizmu można było kazać bohaterom mówić po staroceltycku. Byłoby to ciekawe, ale dość ryzykowne, bo nikt dziś nie zna tego języka, a nie istnieją dziś do niego źródła pisane. Secundo – mogłem powymyślać sobie swoje własne, panie dzieju, mocium panie, nibystare sentencyje i udawać, że tak kiedyś ludzie mówili. Albo tertio – po prostu przełożyć to, co mówią bohaterowie, na zrozumiały język dwudziestego pierwszego wieku. Wariant pierwszy byłby pracą na dziesięciolecia, a efektu końcowego nie byłby w stanie zrozumieć nikt poza mną, co pewne słabo przełożyłoby się na marketing. Wariant drugi mógłby nawet zadziałać, ale tylko, gdybym pisał zupełnie inną książkę, gdzie nie przedstawiałbym wszystkiego z punktu widzenia bohaterów… ale nie pisałem tej innej książki, więc nie. I logicznie została opcja trzecia, bo ludzie drzewiej byli dokładnie tak jak my skomplikowani i sprytni, więc aby to odpowiednio odmalować, musiałem użyć najlepszego języka, jaki miałem na podorędziu.
M.S.: Czy zamierza Pan jeszcze wrócić do stworzonego przez siebie świata? Może potomkowie bohaterów trylogii spotkają na swej drodze legiony cesarza Klaudiusza?
A.W.: Być może. Ale bardziej prawdopodobne jest, że zabiorę moich bohaterów w podróż przez Atlantyk albo wręcz zajmę się historią ich potomków i opiszę czasy inwazji Klaudiusza.
M.S.: Jakie ma Pan plany na przyszłość? Pozostanie Pan w klimatach rzymskich i fantastycznych, czy raczej zaskoczy swoich czytelników czymś nowym?
A.W.: Piszę obecnie kolejną trylogię fantasy, ale tym razem o wikingach w Ameryce! Akcja osadzona tysiąc lat temu, magia, potwory. Czego chcieć więcej?
M.S.: Bardzo dziękuję za rozmowę.
A.W.: Dziękuję bardzo za wywiad!
Wywiad ukazał się na łamach Creatio Fantastica
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.