Dzisiejszy post znów dotyczy mojego lepienia ceramiki.
Ostatnio udało mi się (wreszcie) zrobić porządek w pomieszczeniu gospodarczym i zainstalowałam się tam z moimi przyborami do lepienia. Tak więc mam "pracownię" (chociaż do pracowni z prawdziwego zdarzenia dużo jeszcze brakuje). Miejsce do pracy jest i potrzeba tylko chęci (tych mam sporo) i czasu (no, z tym gorzej). Ale gdy udaje mi się wygospodarować wolną chwilę, siadam do lepienia i ćwiczę. A rezultaty bywają zaskakujące.
Przed Wami smok, który miał być koniem, który miał być kaczką.
Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że kwestią czasu było to, kiedy ulepię smoka. Z tym zamiarem nosiłam się długo, ale chciałam jeszcze poczekać do czasu, gdy nabiorę większej wprawy w lepieniu. Jednak trafiła mi się bardzo plastyczna glina, która aż krzyczała: "zrób ze mnie smoka! Jestem do tego idealna!". I choć początkowo nie posłuchałam tego wewnętrznego głosu - miała to być czarka zakończona głową kaczki/gęsi, a potem głowa konia - to ręce najlepiej wiedzą, jak kształtować glinę. I jak to z moim lepieniem bywa, efekt końcowy zazwyczaj jest całkowicie odmienny od początkowych zamierzeń.
Skoro już zaczął formować mi się smoczy łeb postanowiłam dolepić dla równowagi ogon i łapy. Dzięki temu konstrukcja jest bardziej stabilna. Sporo trudności nastręczyły mi palce i pazury, ale myślę, że w następnym projekcie po prostu zrobię je inaczej i będą bardziej przypominać smocze łapy.
Na pewnym etapie lepienia chciałam dołożyć również skrzydła, jednak byłoby to już za dużo i czarka wyglądałaby na zbyt "przekombinowaną". Dodałam u góry szerszą krawędź, która przy dużej dozie wyobraźni, może markować smocze skrzydła.
Teraz smok schnie, a potem czeka go wypalenie. Mam nadzieję, że w trakcie tego procesu nie ulegnie zniszczeniu.
Jak Wam się podoba?
W sumie jest fajny, ale wydaje mi się, że delikatnie widać, że wcześniej miał być koniem :)
OdpowiedzUsuń