Genialna... maszyna
Niebieskoskóry admirał imperialnej Floty, genialny taktyk i strateg, towarzyszy fanom Gwiezdnych wojen od dawna. Trylogia Thrawna, ta legendarna, pojawiła się w latach 90. (TUTAJ możecie przeczytać moją recenzję wznowienia), potem Zahn napisał historię Thrawna na nowo (Trylogia Thrawn, Thrawn Sojusze, Thrawn Zdrada - recenzję tej ostatniej znajdziecie TUTAJ). A żeby jeszcze bardziej skonfundować fanów, niedawno pojawiła się trzecia trylogia poświęcona Thrawnowi - Dynastia Thrawna. Pierwszy tom, Chaos, niedawno ukazał się na polskim rynku za sprawą Wydawnictwa Olesiejuk.
Dynastia Thrawna cofa nas do czasów, gdy admirał nie był jeszcze admirałem, a służył we Flocie Ekspansywnej Chissów. Poznajemy przeszłość Thrawna - w rozdziałach wspomnieniowych obserwujemy jego rodzącą się relację z admirał Ar’Alani, jego pozycję u Chissów, wrogów i przyjaciół, a w zwykłych - z innymi członkami załogi Springhawka. Rozdziały wspomnieniowe łączą się również z teraźniejszymi wyjaśniając niektóre wydarzenia bieżące. I wszystko byłoby świetne, gdyby nie… Thrawn.
Za dużo Thrawna w Thrawnie
Problemem Zahna jest to, że stworzył postać nieomylną. Thrawn, nawet ten zaczynający dopiero wojskową karierę, jest irytująco pewny swoich racji, zawsze wszystko dzieje się tak jak przewidywał. Każdy jego pomysł jest genialny - początkowo niezrozumiały dla innych członków załogi/polityków/tu wstaw dowolnego bohatera, ale po fakcie, gdy Thrawn wyjaśnia tok swojego rozumowania, wszyscy przyznają mu rację. To jednokierunkowe pokazanie postaci Thrawna jest dla niego niezwykle krzywdzące, bo zamiast stać się postacią wiodącą, jest zwyczajnie nudny, przewidywalny i irytujący, a czytelnik ma nadzieję, że “powinie mu się noga i wreszcie ten głupi ryj rozwali” (tu cytuję opinię Cathii, z którą to stuprocentowo się zgadzam).
Thrawn nie okazuje emocji, jego stosunek do członków załogi jest taki sam - nieważne czy to porucznik czy admirał, polityk czy zwykła gwiazdogatorka. Dla wszystkich jest miły i uprzejmy i nie wiemy czy daną postać lubi czy nie. Do tego nie ma za grosz wyczucia politycznego, a z wielu opresji ratuje go albo Ar'alani albo Ba'kif… Można by tak wymieniać jego cechy bez końca, ale wystarczy podsumowanie jednym słowem: Thrawn zachowuje się jak maszyna. Przez to jako główny bohater zwyczajnie się nie sprawdza.
Drugi plan ratuje historię
Szczęśliwie są jednak jeszcze inni bohaterowie. Postacie drugoplanowe zdecydowanie ratują powieść. Są bardzo ciekawe i wyraziste - każda z nich ma konkretny zestaw cech charakteru, motywacji i celów, dzięki czemu czytelnik jest ciekawy ich dalszych losów. Gorzej gdy w ich pobliżu pojawia się Thrawn - mam wrażenie, że przy nim większość bohaterów zwyczajnie głupieje i przestaje myśleć. Zresztą, trudno nie zauważyć, że podczas gdy wszyscy mają pewne cele (jawne lub ukryte) o celach samego Thrawna trudno cokolwiek powiedzieć.
Świetnie wypadają opiekunka Thalias i gwiazdogatorka Che’ri - ich wątek, wzajemne relacje, tak inne od zimnych i zdystansowanych Chissów, są jednymi z najjaśniejszych punktów tego tomu. Sama idea gwiazdogatorek, dzięki którym Chissowie mogą bezpiecznie podróżować w nadprzestrzeni, jest bardzo ciekawa i chciałabym poczytać o tym nieco więcej.
Światotwórstwo
Tym, co Zahn umie robić najlepiej, to światotwórstwo. Najciekawsze jest to, co dzieje się dookoła, poza główną postacią. Mamy tu więc pokazanie Dynastii Chissów, ich struktury społecznej oraz polityki. Przypomina mi to trochę połączenie polityki greckich polis (ateński Areopag a chissańska Syndykura) z antycznym Rzymem (system adopcji do wielkich rodów) i dodanie kilku ciekawych elementów. W zasadzie jak wgryziemy się bardziej w ten system, to widzimy, że nie ma on prawa działać, ale mimo to pomysł uważam za ciekawy i jestem w stanie przymknąć oko na niedociągnięcia. Zahn czerpie też z tego, co o Chissach wiemy z Legend, ale mimo to ładnie te pomysły rozwija.
Wreszcie mamy wgląd w działania Chissów i możemy obserwować jak radzą sobie w kontaktach z innymi ludami zamieszkującymi Chaos oraz jak sami są przez nich postrzegani (przyznam szczerze, że im bardziej zagłębiałam się w książkę, tym bardziej zaczęłam podzielać zdanie innych ras na temat niebieskoskórych). Mam nadzieję, że w następnych tomach autor zdecyduje się jednak nieco spuścić powietrze ze zbyt nadętego balonika, jakim są Chissowie, i staną się oni bardziej… ludzcy.
Trudno w tym miejscu cokolwiek napisać o przeciwnikach Chissów czy też innych rasach występujących w powieści, bo zwyczajnie nie za bardzo jest o czym nie zdradzając przy tym fabuły.
Czytać czy nie czytać?
Mimo różnych niedociągnięć i bardzo irytującego Thrawna, polecam Chaos, bo wprowadza wiele ciekawych wątków i przede wszystkim historię Chissów. Poznajemy nie tylko historię Thrawna, ale również Ar'alani, którą to znamy ze wcześniejszej trylogii (można się w tym pogubić, prawda?). Do tego wątek gwiazdogatorek i szczypta polityki... i otrzymujemy naprawdę ciekawą książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.