niedziela, 10 lutego 2013

„Achaja” (trylogia) Andrzej Ziemiański - recenzja

Fragmenty poniższej recenzji zostały również opublikowane na stronie Klubu Miłośników Fantastyki w Żninie, do której czytania zapraszam: http://www.facebook.com/KMFwZninie

Koniec wieńczy dzieło?


Kilka lat temu na polskim rynku wydawniczym ukazała się trylogia Andrzeja Ziemiańskiego pt. Achaja (niedawno seria została wznowiona). Historia pięknej, wykształconej i łagodnej księżniczki Achai wplątanej w dworskie intrygi przeplata się z historią dwóch inteligentnych oszustów, którzy pragną zapisać się w dziejach świata – Zaana i Siriusa. Achaja dostaje twardą szkołę od życia, dokonuje trudnych wyborów (autor nie oszczędza bohaterki), Zaan i Sirius bezwzględnie zmieniają świat doprowadzając do nieuchronnej konfrontacji z tajemniczym Zakonem. Gdzieś tam przeplatają się wątki czarownika Mereditha, ale ważna początkowo postać z czasem traci na znaczeniu.

Gdy czytałam trylogię po raz pierwszy, nie podobała mi się - za dużo wulgaryzmów, filozofowania i dłużyzn. Po kilku latach postanowiłam dać temu cyklowi drugą szansę - do niektórych książek trzeba wszak dorosnąć, żeby poznać ich wartość. A więc sięgnęłam po książki i… No właśnie o to „i” się rozchodzi. Jeśli miałabym oceniać każdą część osobno, to dwie pierwsze dostałyby ode mnie bardzo wysokie oceny. Dwa pierwsze tomy są naprawdę dobre (no, trochę dłużyzn nadal jest - w tej materii nic się nie zmieniło) - ciekawi bohaterowie, intryga, świetnie pokazany mechanizm wprowadzania epokowych zmian. Jednak już w końcówce drugiego tomu coś nie gra, a tom trzeci to totalne nieporozumienie. Z najwyższym wysiłkiem przebrnęłam przez ostatnie 100 stron. Autorowi chyba skończyły się pomysły, a ilością pseudofilozoficznego bełkotu mógłby obdarzyć niejedną pracę naukową. O ile cała intryga była naprawdę ciekawa i wciągająca, o tyle tom trzeci rozwalił całość w drobny mak. Opisy bitew i samej wojny o wiele za długie (lubię czytać opisy kampanii wojennych, ale ile można? To nie traktat historyczny!). Autor chyba nie do końca potrafił się zdecydować czy cała kampania ma być opisana w tonie żartobliwym, czy jednak nie. Inteligentni (wydawałoby się wcześniej) bohaterowie nagle zaczynają się zachowywać jak banda schlanych w trupa idiotów, a wielkie i złe cesarstwo okazuje się być rządzone przez ludzi, którzy nie mają do rządów smykałki (to ostatnie jeszcze jestem w stanie przełknąć). Najgorsze jednak są okropnie długie monologi i pseudofilozoficzne wywody, jakimi raczą nas niemal wszystkie (!) postacie – pozytywne, negatywne i drugoplanowe – co na dłuższą metę jest nużące i z każdą stroną coraz bardziej irytuje. O zakończeniu nie będę pisać – jeśli dacie radę przebrnąć przez trzeci tom, to sami się przekonacie, jakie jest i zdecydujecie, czy jest satysfakcjonujące.

W podsumowaniu aż ciśnie się na usta parafraza pewnego znanego powiedzenia: prawdziwego pisarza poznaje się po zakończeniu, a nie początku powieści. Oczywiście koniec trylogii nie przekreśla dorobku pana Ziemiańskiego, ale odniosłam wrażenie, że autor poszedł na łatwiznę i zlekceważył swoich czytelników. Szkoda, szkoda, po trzykroć szkoda, bo powieści miały ogromny potencjał, ale tom trzeci, niestety rozwalił wszystko jak – nie szukając daleko porównania – Achaja rozwalała stojących na jej drodze ludzi - bez stylu, ale skutecznie.

2 komentarze:

  1. Ja miałam podobne odczucia przy zakończeniu Wiedźmina. Dlatego plotki o tym ze sapek znów chwycił za pióro przyjęłam gęsią skórką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przypadku Wiedźmina zakończenie mi się podobało, a może inaczej - jest do przełknięcia, bo zawsze mogło być gorzej. Wiem, że trudno "z fantazją" zakończyć jakiś monumentalny cykl i zadowolić wszystkich, ale po przeczytaniu trzeciej "Achai" miałam same mordercze myśli w stosunku do autora. Tak się nie robi po prostu. Miejmy szacunek dla czytelników.

      Usuń

Komentarze obraźliwe będą usuwane.