Letnia pogoda rozleniwia mnie i odbiera ochotę na wyszywanie (do takich robótek chyba trzeba ciepełka z pieca i minusowej temperatury na zewnątrz). Jednak zamiast kolejnych eksperymentów hafciarskich zaczynam eksperymentować z domowymi sposobami wytwarzania kosmetyków. Może to zajęcie mało geekowskie, ale za to bardzo ciekawe.
Po mydle przyszedł czas na peeling. Uwielbiam peelingi, szczególnie z dużymi grudkami i szukałam przepisu na zrobienie czegoś takiego w domu. Na jednym z niezliczonych blogów znalazłam wreszcie dość interesującą recepturę na peeling kawowy. A że fusów kawowych jest u mnie w domu pod dostatkiem, postanowiłam przepis wypróbować.
Składniki są łatwo dostępne:
- fusy kawowe (1 szklanka),
- oliwa z oliwek (100 ml),
- sól (pół łyżeczki),
- przyprawy aromatyczne (mielony imbir, mielony cynamon, każdego po 1,5 łyżeczki).
Z braku imbiru dodałam kilka kropel aromatu z goździków.
Całość wyszła fantastycznie. Zapach jest cudowny - aromat kawy przepleciony z cynamonem i goździkami. "Zdzieralność" peelingu też jest świetna - po użyciu skóra jest gładka i lekko nawilżona. Nie muszę chyba też dodawać, że wykonanie kosmetyku jest proste, szybkie i przede wszystkim ekonomiczne, a przy tym wiemy dokładnie, co wchodzi w jego skład i nie używamy niepotrzebnie chemii.
Peeling ma także swoje wady, a dokładnie jedną: wanna czy prysznic wymagają gruntownego sprzątania po takiej kąpieli, bo fusy wciskają się wszędzie. Myślę jednak, że warto poświęcić trochę więcej czasu na sprzątanie, bo efekty używania peelingu są widoczne.
A dlaczego nazwałam peeling "a'la Darth Vader"? Po nałożeniu go na całe ciało skojarzył mi się ze zbroją Vadera, bo peeling jest czarny. Wiem, luźne to skojarzenie, ale musicie przyznać, że nazwa rzuca się w oczy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.