Odyseja kosmiczna 2312
„Accelerando: 2160 do 2220
roku. Pełne zastosowanie i wykorzystanie wszystkich nowych technologii,
włączywszy wzrost długości życia ludzkiego, terraformowanie Marsa i kolejne
rewolty marsjańskie, pełne opanowanie przestrzeni w granicach Układu
Słonecznego, powstawanie terrariów, początek terraformowania Wenus, zbudowanie
Terminatora oraz przyłączenie się Marsa do Mondragonu”. („2312”, s. 282)
Wyobraźmy sobie, że
ludzie rozprzestrzenili się po całym Układzie Słonecznym. Zamieszkują nie tylko
przystosowane do życia planety, ale również księżyce i asteroidy zwane
terrariami. Człowiek może przeżyć dwieście lat, nosić wszczepiony w głowę
mikrokomputer (tzw. qostka), a także ulepsza się genetycznie, dodając sobie
geny zwierzęce (np. struny głosowe śpiewających ptaków). Nie ma już jednoznacznego
rozróżnienia płci – ludzie są androgynami lub gynomorfami, żyją we wszelkich
możliwych konfiguracjach rodzinnych i grupach społecznych. Wyobraźmy sobie, że
w XXIV wieku wszystko jest możliwe.
Jeśli byliście w stanie
wszystko to sobie wyobrazić, to książka Kima Stanleya Robinsona na pewno jest
dla Was. Jeśli nie – cóż, sięgnijcie po 2312, a być może już wkrótce nie
będziecie mieli z tym kłopotu.
Rok 2312 jest rokiem
przełomowym. Poznajemy główną bohaterkę, merkuriankę Swan Er Hong, w momencie,
gdy umiera jej babka, Alex. Alex nie była zwyczajną kobietą – prowadziła wiele
tajemniczych projektów angażujących ludzi rozsianych w całym Układzie
Słonecznym. Swan, artystka oraz projektantka terrariów, jest zagubiona po jej
śmierci, ale wkrótce okazuje się, że babka zostawiła dla niej zadanie. I w ten
sposób Swan poznaje Fitza Wahrama oraz inspektora Jean Genetta, z którymi
odkrywa… Tego nie zdradzę, ponieważ popsułabym Wam zabawę.
Powieść Robinsona jest
bardzo złożona na wielu poziomach. Gdy czytelnikowi wydaje się, że odkrył, na
czym polega fabuła, autor przeskakuje do czegoś nowego. Około dwusetnej strony
wydaje się, że wreszcie wiemy, o co chodzi, ale nagle pojawia się kolejny
wątek. Brak jednej widocznej linii fabularnej może budzić swego rodzaju
zagubienie, aczkolwiek wszystkie wydarzenia łączą się ze sobą dzięki kilku
postaciom. Z jednej strony jest to plus, ponieważ życie również zaskakuje
różnymi zwrotami akcji i rzeczywistość zależy od wielu czynników, jednak dla
czytelników przyzwyczajonych do liniowej, jasnej fabuły takie przeskoki mogą
być nużące.
Powieść uhonorowana Nagrodą Nebula w 2012
roku niewątpliwie ma wydźwięk proekologiczny. Autor zmusza czytelników do
zastanowienia się nad tym, co robimy z własną planetą, jednocześnie
przestrzegając nas przed jej nadmiernym eksploatowaniem. Zwraca też uwagę na
przesadne eksperymentowanie z własnym ciałem oraz coraz większe uzależnienie od
technicznych nowinek. Jeśli nie zastanowimy się nad naszym postępowaniem to,
kto wie, czy nie czeka nas przyszłość taka, jak przedstawiona w książce 2312.
A czy to dobra przyszłość? Przekonajcie się sami.
Diabeł
tkwi w szczegółach
Minusem 2312 jest kreacja postaci. Nie są
one przedstawione w sposób przekonywujący i zadowalający. Swan Er Hong wydaje
się zbyt chimeryczna i niezrównoważona by pełnić tak ważną rolę, jaką
przeznaczył jej autor. Z kolei Fitz Wahram, spokojny mieszkaniec Tytana, zdecydowanie
pozostaje w cieniu głównej bohaterki. Także relacje międzyludzkie wydają się
zbyt sztuczne, napisane nieco na siłę. Robinson kładzie nacisk nie na postacie,
ale na obraz Układu Słonecznego w czasie ludzkiej ekspansji, bombardując
czytelnika informacjami o poszczególnych planetach, sposobach ich
terraformowania czy sytuacji politycznej, nie szczędząc przy tym szczegółowych
opisów pełnych naukowych pojęć.
Świat, a raczej światy, kreowane przez
autora, przytłaczają szczegółowością. Robinson doskonale przemyślał wizję
ludzkości w XXIV wieku. Opierając się na naukowych teoriach i podstawach
różnych nauk (nie tylko astronomii, ale również fizyki, biologii czy ekologii)
stworzył bardzo przekonującą wizję ludzkości. Przeludniona Ziemia umiera
rozszarpywana przez różne kataklizmy, ale przede wszystkim przez brak
odpowiedzialności ze strony człowieka. Mieszkańcy pozostałych planet pomagają
swej kolebce jak tylko mogą, co poniekąd przypomina obecną sytuację w Afryce –
w niezdolny do samodzielnej egzystencji kontynent reszta świata pompuje żywność
i inne środki, ale bez rezultatu.
Bądźmy
eko!
Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.