piątek, 18 października 2013

"Fałszywy książę" Jennifer A. Nielsen - recenzja

Dzisiaj kolejna recenzencka podróż do przeszłości - recenzja książki, którą krótko można określić jako...

"Gra o tron" dla młodzieży



Od kilku lat triumfy święci cykl książek G.R.R. Martina, a dzięki ekranizacji HBO nastało istne szaleństwo na punkcie Westeros. Trudno dziś nie natrafić na wzmiankę o serialu w prasie czy internecie. I bardzo ciężko jest powstrzymać się od porównywania pewnych książek czy filmów do „Gry o tron”, szczególnie gdy takowe zestawienie samo ciśnie się na myśl.

Fabuła Fałszywego księcia nie okazuje się aż tak skomplikowana i rozbudowana jak historia Pieśni Lodu i Ognia. W pewnej dalekiej krainie zwanej Carthya zanosi się na wojnę domową. Aby zjednoczyć królestwo, które lada chwila może przestać istnieć, arystokrata Conner postanawia osadzić na tronie mistyfikatora, udającego zaginionego kilka lat wcześniej księcia. By znaleźć odpowiedniego kandydata, wyrusza w podróż po sierocińcach rozsianych w całym królestwie. W rezultacie znajduje czterech chłopców i zmusza ich do wzajemnej rywalizacji o łaski i rolę, która wydaje się spełnieniem marzeń.

Podany przez wydawcę opis książki zapowiada pełną spisków i oszustw intrygę, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone, by tylko zdobyć główną nagrodę – tron królestwa Carthyi. Czterej chłopcy z sierocińców nie cofną się przed niczym, by zyskać przychylność arystokraty i skierować jego wybór na siebie, jednocześnie pogrążając przeciwników. Każdy z nich jest inny, każdy posiada cechy, które miał także zaginiony książę. Kogo wybierze Conner?

Całą historię poznajemy z perspektywy jednego z chłopców, Sage’a. Jako wychowanek sierocińca, w którym często brakowało pieniędzy na żywność, musiał nauczyć się kłamać, oszukiwać i kraść. Jest sprytny, ale i bezczelny, co często wykorzystuje w potyczkach z innymi bohaterami powieści. Pod pozorną arogancją skrywa pewną ważną tajemnicę, której odkrycie może go wiele kosztować. Jest bardzo złożoną osobowością i powoli poznajemy jego przeszłość aż do wielkiego finału.

Bohaterowie wykreowani przez Jennifer A. Nielsen są wielowymiarowi. Autorce w większości przypadków udało się uniknąć jednoznaczności w rysach charakterów – arystokrata Conner, który nie cofa się przed niczym, wydaje się zły, ale działa dla dobra swego kraju; chłopcy, każdy inny, zostali napiętnowani poprzez miejsce swego pochodzenia i walczą o lepszą w ich mniemaniu przyszłość; Amarinda, jedyna ważna kobieca postać, zachowuje się w sposób dość nietypowy dla księżniczki. Dzięki takiej różnorodności charakterów wszystkie osoby wyglądają na bardziej rzeczywiste i przekonywujące, a fabuła powieści wciąga.


Wartka i pochłaniająca uwagę akcja jest, przede wszystkim, zasługą dobrze napisanych dialogów. Pełne ciętych ripost i błyskotliwych słownych potyczek rozmowy są dużym atutem Fałszywego księcia. W tym właśnie widać doświadczenie autorki, ponieważ nie jest to jej pierwsza powieść. Niestety, tracą przez to opisy miejsc i konkretnych wydarzeń – mogłyby być bardziej rozbudowane. Z drugiej strony, wszelkie niedociągnięcia tego typu można złożyć na karb zastosowania pierwszoosobowej narracji i nastoletniego bohatera, dla którego ważniejsze są relacje pomiędzy uczestnikami spisku.


Pierwszy tom Trylogii Władzy umiejętnie wprowadza czytelnika w intrygę polityczną bez stosowania nieuzasadnionych opisów przemocy czy okrucieństwa, co niestety ma często miejsce w cyklu Martina. Świat Sage’a zdaje się być równie brutalny, co świat Aryi, jednak autorka, a raczej główny bohater, nie wdaje się w zbędne szczegóły. Nie jest to książka mająca ambicje politycznego traktatu – czyta się ją lekko, łatwo i przyjemnie. Wiele sytuacji zostało uproszczonych, ale wydaje mi się, że to raczej przez wzgląd na grupę docelową. Taka schematyczność może razić czytelników oczekujących od fabuły jak największej ilości komplikacji i zagmatwanych relacji pomiędzy bohaterami, jednak młodzież, do której głównie jest kierowana powieść, może ją potraktować jako niezłą wprawkę przed przeczytaniem o wiele poważniejszego cyklu Martina.

Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka

A na koniec... czy tylko ja widzę Keanu Reevesa na okładce książki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.