Dzisiaj zapraszam do czytania recenzji niezwykle ciekawego i oryginalnego zbioru opowiadań.
Deklinacja z zombie i wżurkami w tle
Przerabialiśmy już renesans wampirów (wszelkiej maści
świecące Edwardy, kolejne wcielenia Drakuli czy seksowni bohaterowie serialu True Blood), wilkołaków (Lykanie z serii
Underworld, Alcide i reszta watahy z Czystej krwi), a teraz przyszedł czas na
zombie. W kinach króluje World War Z,
na ekranach telewizorów The Walking Dead,
a niedawno ukazała się pierwsza polska antologia o umarlakach Zombiefilia.
Sięgając po Odmianę
przez przypadki, wydawało mi się, że to także zbiór opowiadań o
powstających z grobu. Okładka w stylu pulpowych komiksów przyciąga wzrok, ale
jednocześnie sugeruje, że będziemy mieć do czynienia z historiami o zombie. Nic
bardziej mylnego. Zawartość zbiorku (bo tak można jedynie określić niewielki
format książki) to sześć opowiadań, a każde diametralnie różne od poprzedniego.
Łączy je tylko szeroko pojęta tematyka fantastyczna i otoczka niesamowitości.
Sama książka, choć niewielkich rozmiarów, przyciąga wzrok i zaskakuje bardzo ładnym i starannym wydaniem. O ilustracji tytułowej już wspomniałam, ale to nie koniec plusów. Antologia została wydana na dobrej jakości białym papierze, bardzo czytelną czcionką, a okładka posiada również skrzydełka zawierające fragment jednego z opowiadań, co obecnie staje się coraz popularniejszym zabiegiem wśród wydawców.
Tomik otwiera Mateusz żywych trupów. Historia opowiada o
grupie znajomych trzymających się razem od czasów podstawówki. I byłaby to
opowiastka jakich wiele, gdyby nie fakt, że jeden z kumpli to zombie. Pełen rezerwy
stosunek niektórych dawnych kolegów do powstałego z martwych Mateusza
przypomina sposób traktowania chorych na AIDS – z nadmiernym lękiem, dystansem
i nieufnością.
Po świetnym Mateuszu… dostałam tytułową historię, czyli
Odmianę przez przypadki. Autor, moim zdaniem, trochę przekombinował i
zafundował czytelnikom opowiastkę filozoficzną, która opiera się na pomyśle
podróży w czasie. Pytanie zadane w tym opowiadaniu nurtuje pewnie każdego: czy
gdybym miał możliwość zmiany przeszłości, to czy bym z niej skorzystał? Problem
wart rozważenia, jednak w krótkim tekście gdzieś się zatraca i nudzi. Wyszło to
niezbyt interesująco i bardzo zagmatwanie. Możliwe, że całość byłaby ciekawsza,
gdyby przyjęła nieco obszerniejszą formę.
Weekend z wżurkami to historia o uzależnieniu od
substancji (czy w tym przypadku, kosmicznych stworków), o których działaniu nie
do końca wszystko wiadomo. Ciekawy pomysł o dającym do myślenia problemie
nałogu i tajemniczym pochodzeniu narkotyku.
Z kolei Baśka to następna historia, która lepiej
prezentowałaby się w dłuższej formie, bo przecież tak tajemniczej i
fascynującej kobiecie należy się dłuższy tekst. Podobno niedostępna Baśka
należy do Mensy, jest także szpiegiem, ale nie wiadomo czyim. Krążą o niej
dziesiątki plotek, które – jak sama przyznaje – w większości są prawdziwe.
Pewnego wieczora Maurycemu Bule udaje się porozmawiać z tą dziwną kobietą, ale
co z tego wyniknie, musicie przekonać się sami.
W poprawnie napisanym Skrobaczu widoczne są elementy
horroru – jednego z bohaterów dręczy tajemnicza istota, a żeby dowiedzieć się,
kim ona jest, musi on poprosić o pomoc niezbyt lubianego kolegę z dzieciństwa.
Ostatnie opowiadanie, Galaktyczne mrówki, to historia
reportera, który cierpi na absolutny brak sukcesów. Ale gdy pojawia się druga
szansa, zaczyna zastanawiać się, czy to sprawka siły wyższej, czy raczej zbieg
okoliczności. Opowieść została przedstawiona poprawnie, ale mimo ciekawego
pomysłu, niezbyt mnie wciągnęła.
Antologia jest bardzo nierówna, bo świetne opowiadania
(na przykład Mateusz żywych trupów) przeplatają się w niej ze słabszymi
tekstami, aczkolwiek napisanymi w sposób, któremu nie można zarzucić żadnych
błędów formalnych – po prostu brak im odpowiedniej atmosfery (Galaktyczne
mrówki czy Baśka). Puczyński ma interesujący i niebanalny styl i świetnie
prowadzi fabułę. I chociaż czasami pomysły wydają się niedopracowane czy wręcz
proszą się o rozwinięcie (Odmiana przez przypadki) to jednak wróżę autorowi
świetlaną przyszłość na polskim podwórku fantastyki.
Uważam, że debiut Michała Puczyńskiego jest jak
najbardziej udany. Mimo kilku minusów, całość świetnie się broni, a autor w
tych sześciu krótkich formach zaprezentował przekrój swoich możliwości i niczym
nieograniczonej wyobraźni. Choć antologia jest skromna objętościowo –
wydawnictwa przyzwyczaiły już mnie do minimum trzystustronicowych cegieł –
stanowi perełkę wśród innych zbiorów opowiadań. Z zaciekawieniem czekam na
kolejne krótkie teksty lub długą powieść tego autora.
Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.