Kolejna moja recenzja, która znalazła się na portalu Efantastyka, dotyczy nietuzinkowej powieści Julity Grodek. Zapraszam do czytania.
Odyseja kosmiczna i poszukiwacze zaginionego smoka
Muszę przyznać, że gdy po raz pierwszy zetknęłam się z powieścią Julity Grodek, jej tytuł wzbudził we mnie ciekawość. Smoki stanowią nieodłączny element prozy fantasy, a tu na dodatek mam jeszcze smoczego króla. Te ogromne łuskowate stwory od zawsze uosabiały magię w najczystszej postaci i ze wszystkich nadnaturalnych istot kreowanych w fantastycznych wizjach niezliczonych światów i krain intrygowały mnie najbardziej.
Biorąc do ręki książkę Julity Grodek, spodziewałam się, że będzie to właśnie opowieść o Królu Zachodnich Smoków. Oszczędna okładka utrzymana w szarej tonacji sugeruje wręcz, że tytułowy stwór zostanie groźnym przeciwnikiem lub sprzymierzeńcem głównego bohatera, Ram Dassa (Sługi Bożego) Tatchera. Z pięknej grafiki przedstawiającej gada, autorstwa Piotra Zwierzchowskiego (polecam też pozostałe ilustracje rozsiane w całej książce), emanują groźba i moc – jest to wręcz archetypiczne przedstawienie bestii znanej z tak wielu powieści fantasy czy filmów, i czytając książkę wręcz oczekiwałam pojawienia się takiego właśnie potwora. Nic bardziej mylnego. Smok i jego poszukiwanie okazują się właściwie pretekstem do rozważań nad ludzką naturą, do pokazania złożonego świata przyszłości, w którym androidy uczą w szkołach, oraz skomplikowanych relacji rodzinnych na linii mąż-żona czy ojciec-córka.
O czym właściwie opowiada Ram Dass i Król Zachodnich Smoków? Głównym bohaterem jest trzydziesty ósmy baronet O’Kirk i agent tajnych służb Jej Królewskiej Mości w stanie spoczynku. Wraz z żoną, trzema córkami, wujem Seanem i dwoma kotami o wdzięcznych imionach Gog i Magog prowadzi spokojne życie na ziemskiej prowincji. Pewnego dnia przybywają do niego trzej dziwni młodzieńcy pochodzący z odległej planety Niburu, prosząc o pomoc w odnalezieniu Króla Zachodnich Smoków. W podróży Ram Dassowi towarzyszą wuj kombatant i zbiegły android, który wcześniej nauczał chemii w szkole.
Po tym zarysie fabuły (nie zdradzę więcej, by nie psuć przyjemności czytania) odniosłam wrażenie, że książka Julity Grodek to istny koktajl Mołotowa. Autorka do jednego worka wrzuca wątki znane z literatury science-fiction (androidy, odległa przyszłość) i fantasy (smoki), a także motywy zaczerpnięte z powieści szpiegowskiej (Ram Dass nieodparcie kojarzy się z innym znanym agentem JKM, Jamesem Bondem). Wydawać by się mogło, że taki misz-masz motywów będzie raczej gryzł się niczym pies z kotem, ale, ku mojemu zaskoczeniu, tak się nie stało. Autorce udaje się zgrabnie wszystko połączyć i klarownie wyjaśnić, dzięki czemu całość jest wizją świata niezwykle ciekawą i nowatorską.
Narracja książki poprowadzona została dwutorowo. Z perspektywy Ram Dassa; czytelnik uczestniczy w jego poszukiwaniach i włóczędze śladami smoków. Jego działania wydały mi się chaotyczne i przypadkowe, ale dość wiarygodnie wyjaśnione. Drugi wątek tworzy Mary, żona Ram Dassa, która pozostawiona w domu z trójką córek, musi sobie samotnie radzić z różnymi problemami przez wiele miesięcy. I to niestety jest jeden z minusów powieści. Odniosłam wrażenie, że autorka w pewnym momencie za bardzo brnie w stronę powieści obyczajowej, zestawiając na boczny tor świetnie zapowiadający się fantastyczny wątek główny. Przez to zakończenie całej historii wydało mi się nijakie i za bardzo rozmyte oraz dopisane tak naprawdę na siłę, bo jakoś ta historia musiała się zakończyć.
Wszelkie niedociągnięcia, jakie mogę zarzucić konstrukcji fabuły, skutecznie niweluje sposób pisania prezentowany przez autorkę. Użyty język obfituje w barwne i bogate frazy, co wyraźnie wyróżnia tę pozycję na tle innych, bardziej popularnych, powieści fantastycznych. Widać w tym wielkie doświadczenie Julity Grodek, która jest nie tylko pisarką, ale także scenarzystką, tłumaczką i autorką sztuk teatralnych. W opisach różnych sytuacji czy postaci znalazłam wiele smakowitych szczegółów świetnie ubarwiających akcję i sprawiających, że całość czytałam z niekłamaną przyjemnością.
Ram Dass i Król Zachodnich Smoków nie jest lekturą dla każdego. Akcja rozwija się w tempie ślimaka, co dla wielu czytelników może być nużące i odrzucające. Brak tu wybuchów, pogoni czy strzelanin rodem z filmów o Jamesie Bondzie, co z jednej strony uważam za atut, ponieważ mogłam delektować się finezyjnym stylem pisarskim, ale z drugiej od czasu do czasu przydałby się poważny zastrzyk adrenaliny zdecydowanie posuwający akcję do przodu.
Powieść Julity Grodek to nietuzinkowa i ciekawa lektura na długie jesienne wieczory pozwalająca delektować się niebanalną fabułą i połączeniem różnych gatunków literackich. Autorka bawi się konwencją i zaprasza do tej zabawy czytelnika. Bez reszty dałam się pochłonąć jej wizji i chociaż rozłożenie akcentów w fabule i zakończenie nie w pełni mnie satysfakcjonują, to jednak muszę przyznać, że warto sięgnąć po tę powieść. Choćby po to, by przekonać się, co wyjdzie z połączenia motywów science-fiction i jednego z najbardziej rozpoznawalnych bohaterów literatury fantasy – smoka.
Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.