piątek, 22 listopada 2013

"Sezon burz", Andrzej Sapkowski - recenzja

Po przerwie spowodowanej przyjściem na świat naszego Ksenomorfiątka, wracam z nową recenzją. Dzisiaj tekst o najnowszym hicie polskiego rynku fantastycznego.

Powrót do przeszłości



Wieść o tym, że Andrzej Sapkowski napisał nową powieść osadzoną w uniwersum wiedźmina, lotem błyskawicy obiegła portale i fora internetowe i zelektryzowała fanów Białego Wilka. Nic w tym dziwnego, wszak Geralt z Rivii to chyba najpopularniejszy bohater polskiej literatury fantastycznej ostatnich lat.

Na fali sukcesu gier komputerowych, a także informacji o zapowiadanym na przyszły rok komiksie, który ma ukazać się nakładem wydawnictwa Dark Horse, nowa książka nie powinna dziwić. A jednak była naprawdę dużym zaskoczeniem, tym bardziej, że jej powstanie trzymano w ścisłej tajemnicy, a informacje o Sezonie burz podano dopiero na dwa tygodnie przed premierą.

Czy warto było czekać tyle lat na powrót do książkowego świata wiedźmina? Moja odpowiedź brzmi i tak i nie. Z jednej strony dostajemy to, co tak dobrze znamy. Geralt z wiedźmińskim wdziękiem ubija kolejne potwory (i to nie tylko dziwne stworzenia), wplątuje się w romans z czarodziejką i polityczne intrygi. Nie zabrakło również niezrównanego Jaskra, krasnoluda (proszę nie ulegać stereotypom na temat tej rasy!), czarodziejów i ich niezbyt legalnych eksperymentów, a także całej gamy malowniczych monstrów (z naprawdę niezwykłą aguarą na czele). Całość napisana została w charakterystyczny dla Sapkowskiego sposób – barwnie, miejscami dosadnie, z ironią i humorem.

Z drugiej strony jednak Sezon burz to książka, która nie wnosi zbyt wiele nowego i gdyby nie powstała, tragedii by nie było. W czasie lektury odnosiłam wrażenie, że to wszystko przecież już widziałam: kolejne zlecenia, które okazują się mieć drugie dno, kolejne miłostki Geralta i wredni czarodzieje, którzy tylko czyhają na błąd wiedźmina. Cała intryga skonstruowana została niczym gra komputerowa – główny bohater wykonuje kolejne zadania i przerzucany jest z jednej lokacji do kolejnej. Dopiero pod koniec autorowi udało się w jakiś w miarę sensowny sposób spiąć całą fabułę; wcześniej wydawało mi się, że jest to raczej zbiór luźno powiązanych ze sobą opowiadań, niż pełnowymiarowa powieść.

Cykl wiedźmiński należy do moich ulubionych, był zresztą jedną z pierwszych serii fantastycznych, jakie przeczytałam, i niejako wprowadził mnie w świat fantasy. Dlatego mam do niego niebywały sentyment. I może w tym leży jednocześnie jego siła i słabość – przygody Geralta idealnie sprawdzają się w roli furtki dla nowych czytelników wiodącej w głąb fantastycznej literatury. Dostrzegłam jednak, że z biegiem czasu i ilością przeczytanych książek, w perypetiach Białego Wilka zaczynam widzieć drobne luki i niedociągnięcia, a z samego cyklu poniekąd wyrosłam. Owszem, ten świat nadal mnie fascynuje, nadal w pewnym stopniu zachwyca, ale jednak w ciągu lat, jakie minęły od ukazania się ostatniego tomu, powstało tak wiele świetnych powieści, że tamten świat blednie na ich tle. A Sezon burz nie sprawił niestety, że kolory powracają – tylko na krótką chwilę stały się znów żywsze.

1 komentarz:

  1. Ja właśnie tej charakterystyki widziałem tam dużo mniej. Mniej było wszystkiego, wszystko było bladsze. Za to dużo było kalki z dawniejszych Geraltowych przygód. Niestety poczułem straszny zawód po lekturze "Sezonu" i ocena 5/10 jest jedynie z sentymentu. Pastwiłem się nad "Sezonem" w recenzji, ale dalej mnie trzyma złość na Sapkowskiego, bo najnormalniej uważam, że próbuje on naciągać ludzi na kasę i jedynie odcina kupony od marki Wiedźmin.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze obraźliwe będą usuwane.