Po przerwie spowodowanej przyjściem na świat naszego Ksenomorfiątka, wracam z nową recenzją. Dzisiaj tekst o najnowszym hicie polskiego rynku fantastycznego.
Powrót do przeszłości
Wieść o tym, że Andrzej
Sapkowski napisał nową powieść osadzoną w uniwersum wiedźmina, lotem błyskawicy
obiegła portale i fora internetowe i zelektryzowała fanów Białego Wilka. Nic w
tym dziwnego, wszak Geralt z Rivii to chyba najpopularniejszy bohater polskiej
literatury fantastycznej ostatnich lat.
Na fali sukcesu gier
komputerowych, a także informacji o zapowiadanym na przyszły rok komiksie,
który ma ukazać się nakładem wydawnictwa Dark Horse, nowa książka nie powinna
dziwić. A jednak była naprawdę dużym zaskoczeniem, tym bardziej, że jej
powstanie trzymano w ścisłej tajemnicy, a informacje o Sezonie burz podano
dopiero na dwa tygodnie przed premierą.
Czy warto było czekać
tyle lat na powrót do książkowego świata wiedźmina? Moja odpowiedź brzmi i tak
i nie. Z jednej strony dostajemy to, co tak dobrze znamy. Geralt z wiedźmińskim
wdziękiem ubija kolejne potwory (i to nie tylko dziwne stworzenia), wplątuje
się w romans z czarodziejką i polityczne intrygi. Nie zabrakło również
niezrównanego Jaskra, krasnoluda (proszę nie ulegać stereotypom na temat tej
rasy!), czarodziejów i ich niezbyt legalnych eksperymentów, a także całej gamy
malowniczych monstrów (z naprawdę niezwykłą aguarą na czele). Całość napisana
została w charakterystyczny dla Sapkowskiego sposób – barwnie, miejscami
dosadnie, z ironią i humorem.
Z drugiej strony jednak Sezon burz to książka, która nie wnosi zbyt wiele nowego i gdyby nie
powstała, tragedii by nie było. W czasie lektury odnosiłam wrażenie, że to
wszystko przecież już widziałam: kolejne zlecenia, które okazują się mieć
drugie dno, kolejne miłostki Geralta i wredni czarodzieje, którzy tylko czyhają
na błąd wiedźmina. Cała intryga skonstruowana została niczym gra komputerowa – główny
bohater wykonuje kolejne zadania i przerzucany jest z jednej lokacji do kolejnej.
Dopiero pod koniec autorowi udało się w jakiś w miarę sensowny sposób spiąć
całą fabułę; wcześniej wydawało mi się, że jest to raczej zbiór luźno
powiązanych ze sobą opowiadań, niż pełnowymiarowa powieść.
Cykl wiedźmiński należy
do moich ulubionych, był zresztą jedną z pierwszych serii fantastycznych, jakie
przeczytałam, i niejako wprowadził mnie w świat fantasy. Dlatego mam do niego
niebywały sentyment. I może w tym leży jednocześnie jego siła i słabość –
przygody Geralta idealnie sprawdzają się w roli furtki dla nowych czytelników wiodącej
w głąb fantastycznej literatury. Dostrzegłam jednak, że z biegiem czasu i
ilością przeczytanych książek, w perypetiach Białego Wilka zaczynam widzieć
drobne luki i niedociągnięcia, a z samego cyklu poniekąd wyrosłam. Owszem, ten
świat nadal mnie fascynuje, nadal w pewnym stopniu zachwyca, ale jednak w ciągu
lat, jakie minęły od ukazania się ostatniego tomu, powstało tak wiele świetnych
powieści, że tamten świat blednie na ich tle. A Sezon burz nie sprawił
niestety, że kolory powracają – tylko na krótką chwilę stały się znów żywsze.
Ja właśnie tej charakterystyki widziałem tam dużo mniej. Mniej było wszystkiego, wszystko było bladsze. Za to dużo było kalki z dawniejszych Geraltowych przygód. Niestety poczułem straszny zawód po lekturze "Sezonu" i ocena 5/10 jest jedynie z sentymentu. Pastwiłem się nad "Sezonem" w recenzji, ale dalej mnie trzyma złość na Sapkowskiego, bo najnormalniej uważam, że próbuje on naciągać ludzi na kasę i jedynie odcina kupony od marki Wiedźmin.
OdpowiedzUsuń