Dzisiaj mam dla Was recenzję powieści kryminalnej. W założeniu, miała to być powieść o nieuchwytnym seryjnym mordercy i tropiącym go detektywie. Przypomina Wam to coś?
Milczenie owiec w wersji
light
Na fali sukcesu Milczenia owiec (i filmu,
i książki) powstały dziesiątki powieści o seryjnych mordercach – wszak tacy
przestępcy są najbardziej interesujący. Sposób ich myślenia, działania i powody
nimi kierujące dla większej części społeczeństwa są zarówno niezrozumiałe,
przerażające, jak i - co tu ukrywać - niezmiernie fascynujące. Od tego czasu
przez literaturę i kino przewinęło się wielu tego typu antybohaterów.
Inteligentni psychopaci, dobrze wykształceni i niepopełniający błędów. Złapać
ich może tylko równie inteligentny policjant, który często myśli nieszablonowo.
Teraz do tego grona dołączył Daniel
Danielle, seryjny morderca z obsesją na punkcie kobiet. Dziesięć lat temu
został złapany i skazany, ale w trakcie transportu do więzienia zniknął bez
śladu. Prawdopodobnie nie żyje. Prawdopodobnie.
W Nowym Jorku dochodzi do serii zabójstw
młodych kobiet. Wszystkie łączy ten sam modus operendi, niezwykle podobny do
sposobu działania Daniela Danielle. Czy morderca powrócił czy jest to dzieło
jego naśladowcy? Tą zagadkę musi rozwiązać Frank Quinn, były policjant, a
obecnie właściciel agencji detektywistycznej.
Puls Johna Lutza to powieść bazująca na
znanym w literaturze kryminalnej motywie psychopatycznego wielokrotnego
mordercy i swoistej zabawie w kotka i myszkę prowadzonej z policjantem lub
prywatnym detektywem. Zwyczajna sprawa kryminalna wkrótce przeradza się w
osobistą, a główni bohaterowie krążą wokół siebie zbliżając się nieuchronnie do
ostatecznej konfrontacji.
Puls Pulsu
Autor miał ciekawy pomysł, jednak nie do
końca potrafił go wykorzystać. Różne wątki przeplatają się ze sobą – akcja
toczy się współcześnie w Nowym Jorku (seria morderstw), w 1998 roku (losy
Daniela Danielle) oraz w 1986 roku (w Leighton – historia pewnego chłopca).
Dzięki retrospekcjom czytelnik ma wgląd w różne aspekty współcześnie toczących
się wydarzeń i choć początkowo niektóre rzeczy mogą się wydawać niezwiązane z
główną historią, to w końcu tworzą spójną całość. Sporo jest również wątków
pobocznych, które czasami za bardzo przeciągają akcję i sprawiają, że czytanie
staje się chwilami nużące. Co prawda, wątki obyczajowe czy prawnicze w jakiś
sposób łączą się z główną akcją, jednak jest ich zbyt dużo i tak naprawdę ich
brak przysłużyłby się książce czyniąc jej lekturę bardziej dynamiczną i
przejrzystą.
Bohaterowie Pulsu to przede wszystkim byli policjanci, którym zlecono
rozwikłanie sprawy morderstw. Postacie nie są pogłębione psychologicznie, autor
raczej skupił się na opisie kolejnych spraw (szczędząc czytelnikowi większości
drastycznych i szczegółowych opisów) i przedstawieniu ostatnich dni lub godzin
życia przyszłych ofiar. Życie Franka Quinna jest potraktowane bardzo
powierzchownie, podobnie jak jego pomocników. Czytelnik przyzwyczajony do
powieści kryminalnych skandynawskich autorów może przez to odczuć pewien
niedosyt.
Diabeł tkwi w szczegółach
W tym miejscu należy się
przyjrzeć logicznym dziurom, których niestety w tej powieści nie brakuje. Na
niektóre można przymknąć oko, jednak kilka z nich jest na tyle poważnych, że
należy je wymienić.
Po pierwsze, seria morderstw
młodych kobiet wstrząsa Nowym Jorkiem. I co robi policja? Zleca sprawę prywatnemu
detektywowi. Fakt, prowadził on wcześniejszą sprawę Daniela Danielle, a obecne
zbrodnie bardzo przypominają jego działania, jednak czytelnik może odnieść
wrażenie, że policja w ogóle nie angażuje się w tę sprawę, stoi z boku, a
funkcjonariusze są tylko dodatkiem, który od czasu do czasu pojawia się na
scenie. Wydaje się, że w takiej sytuacji stróże prawa powinni sięgnąć po
wszelkie dostępne środki, by jak najszybciej złapać mordercę, ale wzmianki o
ich pomocy są naprawdę skąpe.
Po drugie, liczba wątków sprawia,
że każdy z nich zarysowany jest bardzo powierzchownie. Żaden nie został
pogłębiony na tyle, by być wiarygodnym i niezbędnym dla fabuły. Bez kilku z
nich powieść byłaby może i mniejsza objętościowo, ale przez to bardziej
interesująca.
Po trzecie, zakończenie. Ale o
tym musicie przekonać się sami.
Czytać czy nie?
Podsumowując, Puls miał wszelkie zadatki na dobry
kryminał z wyrazistym czarnym charakterem, jednak potencjał książki został
zmarnowany przez zbyt powierzchowne potraktowanie tematu i nadmierną ilość
wątków. Jednak należy uczciwie przyznać, że powieść czyta się dobrze i może ona
stać się dobrym „mordercą czasu” przez kilka godzin. Ale zagorzałym fanom
gatunku, a szczególnie nurtu skandynawskiego, nie polecam.
Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.