piątek, 14 marca 2014

"Wszystko zostaje w rodzinie", Aneta Jadowska - recenzja

Dzisiaj premierowa recenzja nowej części cyklu przygód Dory Wilk.

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu


Tak powinna brzmieć maksyma Teodory Wilk, głównej bohaterki cyklu Anety Jadowskiej. Co prawda, nie mam tu na myśli jej biologicznej rodziny, bo o niej wiadomo póki co niewiele, ale ta magiczna to już inna para kaloszy. Stado wilków, dwójka wampirów, anioł i diabeł oraz związana z nimi wiedźma złączeni są przedziwnymi i skomplikowanymi więzami, a ich wzajemne relacje bywają trudne. Jak to w rodzinie.

W poprzednich tomach Dora Wilk walczyła między innymi z bogami (Badb i Lokim), a także z szalonym archaniołem Rafaelem. Dlatego do Wszystko zostaje w rodzinie podchodziłam sceptycznie, bo co jeszcze może spotkać główną bohaterkę po tylu perypetiach? Powstrzymała Armagedon, pomogła zawrzeć sojusz pomiędzy magicznymi rasami, odkryła kilka mrocznych tajemnic. Porównując najnowszą część cyklu do wcześniejszych, wydaje się ona istną sielanką. Bohaterka musi „tylko” uporać się z wampirzą intrygą i przywołać do porządku wilcze stado. Ach, i poradzić sobie z osobistymi kłopotami oraz złamanym sercem, ale to nie problem dla takiej stalowej kobiety, prawda?

Sięgając po pierwszą część serii, spodziewałam się ciekawej historii detektywistycznej osadzonej w dwóch światach: realnym i magicznym. Czegoś w stylu przygód Feliksa Castora pióra Mike Carey’a, ale z silną postacią kobiecą i romantycznym wątkiem na drugim planie. Niestety, z każdą kolejną powieścią zagadki kryminalne coraz bardziej schodziły na dalszy plan, zaczynał natomiast dominować romans. Moja irytacja i rozczarowanie osiągnęły szczyt w trakcie lektury tomu trzeciego. W rezultacie początkowe zaciekawienie i nadzieje rozwiały się, a na ukazanie się Wszystko zostaje w rodzinie jakoś specjalnie nie czekałam.

Nie twierdzę, że Jadowska nie posiada daru pisania. Wręcz przeciwnie, jej książki czyta się płynnie i szybko, a język okraszony jest lekkim i przyjemnym humorem. Czasami jednak dialogi są napisane zbyt poprawną polszczyzną, szczególnie gdy kwestie padają z ust przedstawicieli półświatka. Taki sposób wypowiadania się postaci jest zbyt nieprawdziwy i czasami wręcz śmieszny. Wielu ludzi po prostu tak nie mówi, a miejscami aż prosi się o zastosowanie stylizacji językowej.

Niestety, dar pisania nie obejmuje umiejętności tworzenia interesujących postaci. Główna bohaterka nie dość, że niemal w każdym tomie otrzymuje kolejne supermoce i wychodzi cało z najgorszych opresji (łącznie z przebijaniem mieczem), to dodatkowo działa na mężczyzn jak lep na muchy. Zarzut może i śmieszny, ale w perspektywie kilku tomów i kilkunastu męskich postaci słuszny. Prawie każdy przedstawiciel płci powszechnie uważanej za brzydszą (żywy czy umarły) jest jej niezwykle oddany lub nią zauroczony (często jedno i drugie), a ten, kto początkowo nie wydaje się dostrzegać jej wspaniałości, wkrótce będzie miał okazję ją zobaczyć i naprawić swój błąd. Dora to seksbomba, powabna, ale przy tym honorowa i wierna przyjaciołom, po prostu chodzący ideał, który posiada umiejętność wkurzania wszystkich. Kto myśli inaczej, jest na pewno jej zatwardziałym wrogiem lub skrywa jakiś sekret. Taka kreacja głównej bohaterki bardzo mnie irytowała w trakcie lektury. Autorka wyraźnie nie potrafi stworzyć innej, silnej postaci kobiecej – każda napotkana przedstawicielka płci pięknej to albo przeciwniczka wiedźmy (i to z gruntu złą i głupią), albo jest słaba/nieśmiała (niepotrzebne skreślić) i potrzebuje jej obrony. Brak silnych, interesujących pań razi i sprawia, że cała historia staje się zbyt przewidywalna, a podobny schemat pojawia się w każdej części cyklu.

Jadowska garściami czerpie z różnych mitologii (bóstwa celtyckie, nordyckie, wampiry czy osoby z kręgu chrześcijańskiego), mieszając ze sobą przedstawicieli odmiennych systemów religijnych. I wszystko byłoby w porządku, ale skoro decyduje się na wprowadzenie do fabuły postaci diabelskich, demonicznych oraz anielskich, to jednak powinna zachować pewne charakteryzujące je cechy. Inaczej nazywanie diabła diabłem mija się z celem, bo nie posiada on przynależnych mu atrybutów. Lucyfer jest Władcą Piekieł tak naprawdę tylko z nazwy – u Jadowskiej to kochający dziadek, który szaleje także za główną bohaterką; Baal, Książę Demonów – przed innymi udaje twardziela i okrutnika, a tak naprawdę ma miękkie serduszko. Wydaje mi się, że autorka stosuje te nazwy jedynie do określenia gatunku, z którego bohaterowie pochodzą, nie przejmując się wcale cechami nadanymi im przez kulturę. Jedyne zło, jakie występuje w jej powieściach, to starzy mściwi bogowie i równie stare wampiry lub parające się dilerką i stręczycielstwem wilczyce. Moim zdaniem jest to duże uproszczenie, a zatarcie różnic sprawia, że książka staje się zbyt monotonna.

Podsumowując, Wszystko zostaje w rodzinie to kolejna powieść z cyklu, który mógł wnieść coś nowego do polskiej fantastyki, a stał się rozwlekłym i przewidywalnym romansem paranormalnym. Wielka szkoda, że potencjał części pierwszej został rozmyty w potokach łez, falach westchnień i górnolotnych deklaracji bohaterów.

Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.