Dzisiaj mam dla Was recenzję pierwszego tomu niezwykłego cyklu Anny Kańtoch.
Witajcie
w Lunapolis, które nigdy nie zasypia. Witajcie w mieście, w którym każdy z
odpowiednią ilością gotówki stanie się, kim chce, udoskonali na wiele różnych
sposobów, a wszystko ku chwale Przedksiężycowych. Jednak muszę Was przestrzec –
Wasz dzisiejszy pobyt tutaj może być zarazem pierwszym i ostatnim, bo gdy
nadejdzie Skok, to kto wie, czy nie pozostaniecie z tyłu. Póki co, bawcie się i
radujcie, bo w Lunapolis znajdziecie i spróbujecie tego, czego nigdzie indziej
nie doświadczycie.
Wydawnictwo
Powergraph oddało w nasze ręce kolejną nietuzinkową powieść w cieszącej oko edycji
i to od razu w dwóch tomach (pierwsza część Przedksiężycowych ukazała się na
rynku w 2009 roku nakładem Fabryki Słów). Już na wstępie wzrok przykuwają
okładkowe ilustracje autorstwa Rafała Kosika i Adelevina – humanoidalna postać
składająca się z trybików i rurek, stojąca na tle gęsto zabudowanej metropolii.
Dodatkowo, obie części zostały opublikowane w twardej oprawie i szacie
graficznej pasującej do pozostałych pozycji Powergraphu, dzięki czemu
zdecydowanie wyróżniają się na półce domowej biblioteczki.
Opis
pierwszego tomu Przedksiężycowych, który znajduje się na tylnej stronie
okładki, jest bardzo enigmatyczny i jednocześnie intrygujący. Spotkałam tam
tylko jednego bohatera – Lunapolis, niesamowite miasto zamieszkałe przez ludzi
dążących do doskonałości w różnych dziedzinach w celu zwiększenia swoich szans na
dotrwanie do tajemniczego Przebudzenia. Niegodni dostąpienia tego zaszczytu
zostają w tyle po każdym Skoku, który jest kolejnym przejściem na następny
szczebel w dążeniu do ideału wyznaczonego przez tajemnicze rządzące metropolią istoty.
Odrzuceni umierają w poprzednich wersjach miasta i tylko Przedksiężycowi
wiedzą, jakie cechy są potrzebne, by przetrwać brutalną selekcję.
Podczas
jednego z takich przejść na wyższy poziom ewolucji Lunapolis poznają się artysta
Finnen i Kaira, pochodząca z dobrego i bogatego domu. Dziewczynę dręczą wyrzuty
sumienia związane z faktem, że udało się jej nie zostać w tyle, postanawia więc
zrobić co w jej mocy, by przerwać szaleństwo związane z kolejnymi Skokami. Wie,
że będzie to oznaczało sprzeciwienie się woli despotycznego ojca i Przedksiężycowych,
jednak jest zdeterminowana, by podjąć ryzyko. Finnen, zafascynowany dziewczyną,
postanawia pomóc jej w realizacji tego planu. Ważną postacią jest także Daniel
Pantalekis, który przybył z innego świata i przypadkiem trafił do najdalej
posuniętej w rozkładzie i odrzuconej przez Przedksiężycowych niedoskonałej wersji
Lunapolis. Z jego perspektywy dowiedziałam się, jakie prawa rządzą poprzednimi edycjami
metropolii.
Pierwszy
tom cyklu jest wprowadzeniem do całej historii i dopiero co poznałam dramatis personae, a poszczególne wątki zaledwie
są zarysowane. Zapewne dlatego autorka kładzie tu nacisk na sylwetki postaci, a
także przedstawia ogólny zarys funkcjonowania Lunapolis. Każdy z bohaterów jest
bardzo charakterystyczny, ale także niejednoznaczny. Postacie są w pewnych
sferach niedoskonałe, czy nawet wręcz skażone przez sposób funkcjonowania
całego świata. Natomiast miasto niezmiennie fascynuje – swoją złożonością i
spójnością, przerażającymi zwyczajami (częste genozmiany, uwięzieni w
mechanicznych istotach ludzie czy kultura art-morderców), a przede wszystkim
sposobem, w jaki dokonuje się jego rozwój. Widziałam Lunapolis w pełnym
rozkwicie, a także w różnych poprzednich stadiach rozkładu.
Język,
jaki stosuje Anna Kańtoch, jest subtelny i jednocześnie bogaty. Opisy są
zgrabne i plastyczne, świetnie oddają wizję świata. Już we wcześniejszych
książkach autorki dał się poznać jej pisarski kunszt i nie dziwi fakt, że trzykrotnie
zdobyła Nagrodę Fandomu Polskiego im. Janusza Zajdla, która jest jednym z
najważniejszych wyróżnień dla polskich pisarzy fantastycznych.
Przedksiężycowi.
Tom I to pozycja dla osób szukających nietuzinkowych historii. Akcja nie
posuwa się z szybkością serii z karabinu maszynowego (czy może raczej
laserowego blastera), co pozwala delektować się opisami i wizją świata. Cykl
polecam tym, którzy są już znudzeni kolejnymi przygodami czarodziejów,
nieustraszonych wojowników czy wojowniczek. To lektura dla osób cierpliwych,
lubujących się w subtelnych intrygach i złożonych relacjach międzyludzkich.
Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.