środa, 4 czerwca 2014

"Mrok", John Lutz - recenzja

Dzisiaj mam dla Was recenzję mrocznej książki (mrocznej przynajmniej jeśli chodzi o tytuł). Nowy (czy raczej stary) kryminał Johna Lutza zaskakuje. W jaki sposób? Przeczytajcie recenzję.

Mrok czai się nie tylko w ciemnych kątach

     
Dom to azyl, miejsce, w którym czujemy się swobodnie i naturalnie, w którym nie musimy udawać kogoś innego i zrzucamy maski. Dom to często wymarzone mieszkanie kupione za zaoszczędzone pieniądze, pieczołowicie urządzane przez wiele miesięcy, mające dawać ukojenie i wytchnienie po ciężkim dniu pracy. Wreszcie dom to bezpieczeństwo. Ale nie zawsze.

Śmierć przychodzi nocą

Nowym Jorkiem wstrząsa seria zabójstw bezdzietnych małżeństw. Najpierw kobiety odnajdują dyskretnie podrzucone prezenty – ulubione przysmaki w lodówce, czekoladki, ubrania – które to podarunki niczego nieświadome żony przypisują swoim niezbyt romantycznym mężom. A później, którejś nocy budzą się zaalarmowane hałasem w kuchni i znajdują w niej obcego mężczyznę, który najnormalniej w świecie stołuje się kanapką. Dalszy ciąg tej historii to pasmo bólu i czerwień tryskającej krwi. Sprawa jest skomplikowana, bo ofiar nic ze sobą nie łączy, wydają się być dobrane w zupełnie przypadkowy sposób, a i wzorzec popełniania zbrodni nie jest oczywisty.

Mrok to pojedynek dwóch postaci: Nocnego Łowcy, seryjnego mordercy małżeństw, oraz Franka Quinna, detektywa, który musiał odejść z policji w wyniku niesłusznego oskarżenia o pedofilię. W powieści poznajemy postaci znane z wcześniej wydanego w Polsce Pulsu tego autora, ale akcja toczy się kilka lat przed tamtymi wydarzeniami.

Jakiś czas temu recenzowałam dla Was Puls. Lektura tamtego kryminału nie porwała mnie, ponieważ nie najgorszy pomysł doczekał się niezbyt dobrego wykonania. Teraz w moje ręce trafiła druga powieść tego autora i… jestem po prostu zachwycona.


Narodziny Nocnego Łowcy

Mrok to pierwszy tom cyklu o Franku Quinnie. Pierwotnie został wydany w 2004 roku, natomiast Puls w 2012. Widać, że autor ewoluuje, aczkolwiek niekoniecznie w dobrym kierunku, bo Mrok jest niewątpliwie lepszą, bardziej trzymającą w napięciu książką. Szkoda, że wydawnictwo Prószyński i S-ka nie pokusiło się o wydanie powieści w chronologicznej kolejności, bo czytelnicy rozczarowani Pulsem mogą nie chcieć sięgnąć po kolejną powieść autora, a to byłaby wielka szkoda.

Lutz zastosował chwyt znany już z Pulsu. Czytelnik poznaje teraźniejsze (czyli toczące się w 2004 roku) wydarzenia z perspektywy mordercy, ale także tropiących go detektywów. Wykorzystał również retrospekcję przedstawiając zdarzenia, których akcja rozegrała się w Hiram w 1989 roku, a które doprowadziły do narodzin Nocnego Łowcy. Dzięki temu mamy możliwość śledzenia ewolucji mordercy (chociaż jest to dość złudne wrażenie, ale nie zdradzę szczegółów, by nie psuć niespodzianki) i obserwowania jego toku myślenia.

Pobocznym wątkiem, ale niekoniecznie mniej ważnym, są losy pewnej młodej aktorki i rozmiłowanego w niebezpiecznych erotycznych zabawach Skandynawa. Wszystkie te historie zgrabnie splatają się ze sobą w finale, który jest naprawdę emocjonujący i zaskakujący.

Ciekawym zabiegiem jest wgląd w kilka dni z życia przyszłych ofiar tuż przed zabójstwem, poznawanie ich zwyczajów i rodzącego się niepokoju, gdy w domu pojawiają się niezwykłe i niespodziewane prezenty. Autor pokazuje, że poczucie bezpieczeństwa jest złudne i kruche, a ofiarą mordercy może stać się każdy bez względu na wiek, majętność czy wygląd i to w miejscu, w którym najmniej się tego spodziewa.

Czy warto zanurzyć się w Mrok?

Powieść Johna Lutza nie jest może doskonała, ale zapewnia kilka godzin emocjonującej lektury. Bohaterowie są świetnie skrojeni, przedstawieni pełną paletą barw, ze swoimi ułomnościami i problemami. W śledztwie nie ma nagłych odkryć rodem z seriali kryminalnych typu CSI, ale prowadzone jest ono metodycznie, powoli i skrupulatnie, dzięki czemu zyskuje na wiarygodności.

Mrok to kryminał, który daje do myślenia i podkopuje wiarę w złudne poczucie bezpieczeństwa. Powieść trzyma w napięciu do ostatniej strony i zaskakuje zwrotami akcji, co we współczesnej literaturze nie zdarza się zbyt często. Jeśli nie boicie się nocnych odwiedzin psychopaty, to książka idealna dla Was. Po jej przeczytaniu zapewne zaczniecie się bać i pomyślicie o wymianie zamków w drzwiach. A przynajmniej założycie łańcuszek.

Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.