Dzisiaj mam dla Was recenzję mrocznej książki (mrocznej
przynajmniej jeśli chodzi o tytuł). Nowy (czy raczej stary) kryminał Johna
Lutza zaskakuje. W jaki sposób? Przeczytajcie recenzję.
Mrok czai się nie tylko w ciemnych kątach
Dom to azyl, miejsce, w którym czujemy się swobodnie i
naturalnie, w którym nie musimy udawać kogoś innego i zrzucamy maski. Dom to
często wymarzone mieszkanie kupione za zaoszczędzone pieniądze, pieczołowicie
urządzane przez wiele miesięcy, mające dawać ukojenie i wytchnienie po ciężkim
dniu pracy. Wreszcie dom to bezpieczeństwo. Ale nie zawsze.
Śmierć przychodzi nocą
Nowym Jorkiem wstrząsa seria zabójstw bezdzietnych
małżeństw. Najpierw kobiety odnajdują dyskretnie podrzucone prezenty – ulubione
przysmaki w lodówce, czekoladki, ubrania – które to podarunki niczego
nieświadome żony przypisują swoim niezbyt romantycznym mężom. A później,
którejś nocy budzą się zaalarmowane hałasem w kuchni i znajdują w niej obcego
mężczyznę, który najnormalniej w świecie stołuje się kanapką. Dalszy ciąg tej
historii to pasmo bólu i czerwień tryskającej krwi. Sprawa jest skomplikowana,
bo ofiar nic ze sobą nie łączy, wydają się być dobrane w zupełnie przypadkowy
sposób, a i wzorzec popełniania zbrodni nie jest oczywisty.
Mrok to pojedynek dwóch postaci: Nocnego
Łowcy, seryjnego mordercy małżeństw, oraz Franka Quinna, detektywa, który
musiał odejść z policji w wyniku niesłusznego oskarżenia o pedofilię. W
powieści poznajemy postaci znane z wcześniej wydanego w Polsce Pulsu tego
autora, ale akcja toczy się kilka lat przed tamtymi wydarzeniami.
Jakiś czas temu recenzowałam dla Was Puls.
Lektura tamtego kryminału nie porwała mnie, ponieważ nie najgorszy pomysł
doczekał się niezbyt dobrego wykonania. Teraz w moje ręce trafiła druga powieść
tego autora i… jestem po prostu zachwycona.
Narodziny Nocnego Łowcy
Mrok to pierwszy tom cyklu o Franku Quinnie.
Pierwotnie został wydany w 2004 roku, natomiast Puls w 2012. Widać,
że autor ewoluuje, aczkolwiek niekoniecznie w dobrym kierunku, bo Mrok jest niewątpliwie lepszą, bardziej trzymającą w napięciu
książką. Szkoda, że wydawnictwo Prószyński i S-ka nie pokusiło się o wydanie
powieści w chronologicznej kolejności, bo czytelnicy rozczarowani Pulsem mogą nie chcieć sięgnąć po kolejną powieść autora, a to
byłaby wielka szkoda.
Lutz zastosował chwyt znany już z Pulsu.
Czytelnik poznaje teraźniejsze (czyli toczące się w 2004 roku) wydarzenia z
perspektywy mordercy, ale także tropiących go detektywów. Wykorzystał również
retrospekcję przedstawiając zdarzenia, których akcja rozegrała się w Hiram w
1989 roku, a które doprowadziły do narodzin Nocnego Łowcy. Dzięki temu mamy
możliwość śledzenia ewolucji mordercy (chociaż jest to dość złudne wrażenie,
ale nie zdradzę szczegółów, by nie psuć niespodzianki) i obserwowania jego toku
myślenia.
Pobocznym wątkiem, ale niekoniecznie mniej ważnym, są
losy pewnej młodej aktorki i rozmiłowanego w niebezpiecznych erotycznych
zabawach Skandynawa. Wszystkie te historie zgrabnie splatają się ze sobą w
finale, który jest naprawdę emocjonujący i zaskakujący.
Ciekawym zabiegiem jest wgląd w kilka dni z życia
przyszłych ofiar tuż przed zabójstwem, poznawanie ich zwyczajów i rodzącego się
niepokoju, gdy w domu pojawiają się niezwykłe i niespodziewane prezenty. Autor
pokazuje, że poczucie bezpieczeństwa jest złudne i kruche, a ofiarą mordercy
może stać się każdy bez względu na wiek, majętność czy wygląd i to w miejscu, w
którym najmniej się tego spodziewa.
Czy warto zanurzyć się w Mrok?
Powieść Johna Lutza nie jest może doskonała, ale zapewnia
kilka godzin emocjonującej lektury. Bohaterowie są świetnie skrojeni,
przedstawieni pełną paletą barw, ze swoimi ułomnościami i problemami. W
śledztwie nie ma nagłych odkryć rodem z seriali kryminalnych typu CSI, ale
prowadzone jest ono metodycznie, powoli i skrupulatnie, dzięki czemu zyskuje na
wiarygodności.
Mrok to kryminał, który daje do myślenia i
podkopuje wiarę w złudne poczucie bezpieczeństwa. Powieść trzyma w napięciu do
ostatniej strony i zaskakuje zwrotami akcji, co we współczesnej literaturze nie
zdarza się zbyt często. Jeśli nie boicie się nocnych odwiedzin psychopaty, to
książka idealna dla Was. Po jej przeczytaniu zapewne zaczniecie się bać i
pomyślicie o wymianie zamków w drzwiach. A przynajmniej założycie łańcuszek.
Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.