Droga usłana… cegłami.
Ten dziwny tytuł recenzji nie nawiązuje do treści książki
ani nawet do wrażeń po jej przeczytaniu. Nowa powieść Sandersona nie jest kanciasta w odbiorze jak
cegła, ani nie jest lekturą dla przysłowiowych pustaków. To raczej mój bezpośredni
komentarz do wielkości Drogi królów. Nie
da się ukryć, że autor z książki na książkę pisze coraz grubsze tomiszcza,
które swą objętością (a czasem i samym ciężarem) cegły przypominają. Można pokusić się o stwierdzenie, że o konfliktach na tak wielką skalę, o jakich opowiada Sanderson, nie da się napisać na marnych trzystu stronach i jest to prawdą. Z jednej
strony, cieszę się z tego, bo takie tomiszcza uwielbiam czytać, chociaż są nieporęczne i zajmują dużo miejsca na półce, z drugiej - kupując książkę, wiem, za co płacę.
Streszczenie fabuły pierwszego tomu Archiwum Burzowego Światła jest praktycznie niemożliwe, poprzestanę
więc na krótkiej charakterystyce głównych postaci. Kaladin to świetny włócznik
i uczeń chirurga, który w wyniku pewnego wydarzenia zostaje niewolnikiem we
własnej armii. Shallan, jedyna córka pomniejszego arystokraty, musi wybierać
pomiędzy oddaniem rodzinie a pasją naukowca. Arcyksiążę Dalinar żyje według
wskazówek zawartych w tytułowej Drodze
królów, co wciąż jest powodem drwin ze strony innych arcyksiążąt preferujących raczej swobodne życie. W czasie
arcyburz nawiedzają go wizje zbliżającej się apokalipsy, ale nie wie czy są one
prawdziwe, czy raczej oszalał. A Szeth jest piekielnie dobrym skrytobójcą. I Kłamcą.
Sanderson po raz kolejny zaskakuje. Na kartach książki
stworzył niesamowity świat, w którym magia działa na pograniczu z
nauką. Tutaj jest ona oparta na kamieniach szlachetnych i arcyburzach,
potężnych żywiołach nawiedzających krainy Rosharu. Dodatkowo królestwa zamieszkują
różne dziwne rasy (np. tajemniczy Parshmeni) oraz zwierzęta (wymienię chociaż
ogromne przepastne bestie czy chulle). Cały ekosystem został dokładnie
przemyślany, dostosowany do szalejących arcyburz – rośliny są małe i silne,
zwierzęta opancerzone, podobne do chrząszczy. Chyba tylko w wyobraźni tego
autora mógł powstać świat, w którym wyłącznie kobiety potrafią czytać i pisać i
zostają uczonymi, a wojna to właściwie sport uprawiany pod przykrywką honoru.
Od samego początku autor zadaje mnóstwo pytań, wciąga
czytelnika w kolejne zagadki, ale nie udziela niemal żadnych odpowiedzi. To
dość charakterystyczne dla niego – w trylogii Z mgły zrodzony fabularna wolta odwróciła wszystko, co było niemal
oczywiste już w końcówce tomu pierwszego. A dalej było tylko lepiej. Tak
więc aby coś odkryć, czytelnik musi być bardzo cierpliwy.
Podobnie jak we wcześniejszych powieściach, tak i tutaj
bardzo ważną rolę odgrywają religia, bogowie i wydarzenia z zamierzchłej
przeszłości. Cała fabuła podporządkowana jest zbliżającemu się Ostatniemu
Spustoszeniu, dość enigmatycznie wspominanemu. Bohaterowie muszą odkryć, kim są
Pustkowcy, jaką rolę odegrają Świetliści oraz oni sami. W grze biorą udział
tajemnicze siły, dzieją się nadprzyrodzone rzeczy, które są sprzeczne z panującą
doktryną religijną i zahaczają o herezję.
Moim zdaniem słabym punktem pisarstwa Sandersona zawsze była
kreacja postaci. Były one sztuczne i mało wiarygodne. Teraz autor kreśli obraz
bardzo skomplikowanych osobowości, które pochodzą z różnych warstw społecznych i kierują się różnymi pobudkami. Nie
zalewa czytelnika od razu potokiem cech charakteryzujących bohaterów, ale
dawkuje je stopniowo, podobnie jak ich historie z przeszłości. Czytając Drogę królów trzeba uzbroić się w
cierpliwość, bo akcja zawiązuje się powoli, a autor musi mieć czas i miejsce by
przedstawić świat oraz skomplikowane osobowości.
Jedynym zarzutem w stosunku do tej książki i to dość
poważnym, jest doktryna wojenna wyznawana przez Alethich. Nie potrafię
zrozumieć jak można marnować czas oraz zasoby ludzkie na tak bezsensowną i błahą
wojnę trwającą kilka lat. Do prostych i wydawałoby się logicznych wniosków
bohaterowie dochodzą dopiero pod koniec pierwszego tomu – dlaczego nie wcześniej?
Tym bardziej, że są to podstawy sztuki wojennej stosowane z powodzeniem od
wieków. Nie mogę napisać dokładnie, o co chodzi, bo zdradzę większość wydarzeń,
ale tej nielogiczności nie jestem w stanie po prostu pojąć. Opieranie na niej
większej części fabuły jest moim zdaniem niedorzeczne.
Droga królów to
nie jest łatwa lektura. Opasłe tomiszcze (niemal tysiąc stron) może być zachętą
(jak w moim przypadku), ale specyficzny styl prowadzenia fabuły, jaki stosuje
Sanderson, wielu czytelnikom może nie przypaść do gustu. Mi akurat to się
podoba, bo mogę dogłębnie poznać nowy świat i jego kulturę, a w ich opisie
autor jest po prostu niedościgniony. Dodatkowo książka jest opatrzona licznymi
ilustracjami imitującymi wycinki z prac naukowych oraz kolorowe mapy, co uważam
za dużą zachętę.
Wciągająca i skomplikowana fabuła, interesujący
bohaterowie, słuszne rozmiary tomiszcza i uczciwy rozmiar czcionki sprawiają,
że pierwszy tom cyklu Archiwum Burzowego
Światła to świetna lektura na kilka długich dni. Po jej przeczytaniu z
niecierpliwością czekam na tom drugi.
Znając Sandersona, oś fabularna (doktryna wojskowa) jest akurat wzięta żywcem ze starożytnego lub średniowiecznego świata (krucjaty?). Wystarczy się zorientować, ile trwały podróże odkrywców oraz przemarsze wojsk, żeby zrozumieć, że dla nich parę lat wojny to normalka. To nasz świat jest taki szybki, ten starożytny miał sporo inercji. Zresztą książęta na płaskowyżu tłuką ogromne pieniądze (kamienne serca), a czas i zasoby ludzkie uważają za coś, co im się po prostu należy, i tę mentalność Sanderson opisał całkiem nieźle. Trzeba było Dalinara z jego zasadami, żeby ktoś powiedział, że to kiepski sposób rządzenia państwem.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że raczej ze średniowiecznej wojskowości, bo mamy i dużą rolę łuczników i konnicy.
UsuńZapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę przeczytałam jedynie do połowy. Jednak nie porwała mnie tak jak oczekiwałam.
OdpowiedzUsuń