piątek, 22 sierpnia 2014

"Bóg, horror, Ojczyzna", Łukasz Radecki - recenzja

Dzisiejszy tekst dotyczy dość specyficznego i interesującego zbioru opowiadań. A właściwie dwóch zbiorów.

Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?


Niejednokrotnie pisałam, że horror to nie jest mój ulubiony dział literatury. Lubię się bać oglądając filmy, ale czytając książki już niekoniecznie (pewnie dlatego, że w tym wypadku za bardzo działa moja wyobraźnia i boję się bardziej). Ale od czasu do czasu trochę makabry nie powinno nikomu zaszkodzić. Dlatego też, gdy zobaczyłam, że w akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają, będą promowane opowiadania Bóg, horror, Ojczyzna Łukasza Radeckiego, zgłosiłam się niemal bez zastanowienia.

Pod intrygującym tytułem kryją się aż dwa zbiory opowiadań. Ich akcja rozgrywa się w Polsce AD 2079. Cały kraj podporządkowany jest katolickiemu Kościołowi, który rządzi twardą ręką i inwigiluje każdą aktywność obywateli. Muzyka rockowa jest zakazana, alkohol limitowany, a porządku pilnują Katolickie Służby Specjalne, których agenci obowiązkowo muszą się spowiadać oraz Papieskie Oddziały Bojowe.

W tomie pierwszym zatytułowanym Złego początki, znajdują się dwa teksty. Jim Thorson, zwany popularnie Stonką, jest dość kłopotliwym agentem KSSu, a współpraca z nim charakteryzuje się dużą umieralnością. Do pomocy zostaje mu przydzielony Maksymilian Klimkiewicz, Maks, o którego przeszłości wiadomo niewiele. W tekście tytułowym obaj panowie muszą rozwikłać zagadkę rytualnego zabójstwa ucznia katolickiej szkoły. Drugi tekst, Piękno nie umiera nigdy, to makabryczna historia śledztwa prowadzonego w sprawie filmów typu snuff (filmów, w których ofiary są naprawdę okaleczane i torturowane, a następnie bestialsko mordowane). Tom drugi, Wszystko spłonie, rzuca obu agentów w wir wydarzeń bardzo niesamowitych. Na swojej drodze spotkają opancerzonego Diakona, japońskiego mecha i wirus zombie (tekst tytułowy), a także… wampiry (Dzieci mroku).

Przyznaję, że początkowo do lektury podchodziłam jak przysłowiowy pies do jeża. Ja i horror? No cóż, nie takie rzeczy moje oczy widziały. Jednak po przeczytaniu pierwszych stron ebooka (opowiadania są dostępne w wersji elektronicznej m.in. tutaj: http://boghorrorojczyzna.pl/) uniwersum stworzone przez Łukasza Radeckiego pochłonęło mnie bez reszty. Świetnie przemyślane tło historyczne - wielkie konflikty zbrojne, rozpad Unii Europejskiej i Polska jako kraj ultrakatolicki, w którym religia zawłaszczyła każdą dziedzinę życia – to przerażająca wizja (przede wszystkim dlatego, że prawdopodobna). Bardzo podobał mi się język, jakim posługuje się autor – niewyszukany, ale pełen specyficznego humoru, który mi bardzo odpowiadał, a także z ciętymi, krwistymi dialogami. Uważny czytelnik znajdzie również wiele nawiązań do popkultury, m.in. wampiry, zombie czy… prochowiec.

Obaj bohaterowie są typowymi przedstawicielami stróżów prawa, jakich znamy z czarnych kryminałów – palą, piją i są bardzo samotni. W tym przypadku nie jest to jednak wadą – ich styl życia doskonale wpasowuje się w konwencję i wykreowany świat. Trochę brakowało mi spojrzenia zwykłych obywateli na istniejący system, ale kto wie, może w kolejnych tekstach autor szerzej przedstawi życie przeciętnego Polaka?

Bóg, horror, Ojczyzna to ciekawy cykl opowiadań. Znajdą w nim coś dla siebie nie tylko wielbiciele horroru i makabry, ale również czytelnicy lubujący się w zagadkach kryminalnych. A ja z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy przygód Stonki i Maksa, bo że on nastąpi, nie wątpię.

Recenzja ukazała się w ramach akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają

1 komentarz:

  1. Lubię kiedy teksty osadzone są w rzeczywistych realiach, na przykład zmodyfikowanej sytuacji społeczno-politycznej. Z horrorem też całkiem nieźle się porozumiewam, więc na pewno z dużą radością sięgnę po te opowiadania.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze obraźliwe będą usuwane.