środa, 20 sierpnia 2014

"Nomen omen", Marta Kisiel - recenzja

Po nitce do kłębka


Starożytni Rzymianie wierzyli, że imię kryje w sobie informację o osobie, która je nosi, jej charakterze lub przeznaczonym losie. Dla tego typu wróżby ukuli specjalny zwrot – nomen omen. Co prawda, w obecnych czasach z wieloczłonowych nomina pozostało tylko jedno oraz nazwisko, jednak nietrudno zgodzić się z ich mądrością, gdy spojrzymy na bohaterów książki Marty Kisiel. Bo czy nazywając się Przygoda, można spodziewać się spokojnego i nudnego życia?

Główna bohaterka, Salomea Klementyna Przygoda, nie ma lekko nie tylko ze względu na niecodzienne miano. Ekscentryczni rodzice (szczególnie matka, opowiadająca otwarcie o erotycznym życiu swoim i latorośli), brat, który uważa się za uosobienie inteligencji, no i to koszmarne imię. Gdy miarka się przebiera, Salomea, a raczej Salka, postanawia uciec od zwariowanej rodziny i stać się w pełni samodzielną. Dziewczyna przeprowadza się do Wrocławia. Niestety, stancja, w której mieszka, cieszy się ponurą sławą (taksówkarze omijają ją szerokim łukiem), dodatkowo prowadzona jest przez dziwną kobietę, mającą najwyraźniej rozdwojenie jaźni. Dom zamieszkuje także papuga o imieniu nadanym na cześć piłkarza Roy’a Keane’a, a w telefonie słychać głosy i to nie koniecznie osób, z którymi dzwoniący chce rozmawiać. A to dopiero początek dziwnych zdarzeń, bo wkrótce dołącza do niej jej młodszy brat i po kilku dniach z nieznanych powodów próbuje utopić ją w Odrze.

Marta Kisiel tworzy swoją historię według najlepszych reguł z powodzeniem stosowanych przez Alfreda Hitchcocka – najpierw następuje trzęsienie ziemi, a potem napięcie stale rośnie. Opowieść, początkowo bardzo humorystyczna, zmienia się w nieco poważniejszą, sięgającą czasów II wojny światowej i Festung Breslau. Magia przeplata się z historią i mitologią, a te mają ogromny wpływ na teraźniejszość. Demony przeszłości zawsze wypływają na wierzch i to w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Autorka stworzyła galerię wyrazistych i niebanalnych postaci. Na pierwszy plan wysuwa się główna bohaterka, której perypetie najczęściej wzbudzały we mnie śmiech. Salki nie sposób nie polubić, bo chociaż jest niezgrabna i nieśmiała, to jednak kibicowałam jej do samego końca. Co innego z jej bratem, Niedasiem, typowym egocentrykiem i – co tu dużo mówić – niezwykle tępym narcyzem. Często wzbudzał moją irytację, chociaż nie sposób nie odmówić mu  pewnego uroku. Niezwykłe okazały się siostry Bolesne, ale nie mogę o nich zdradzić zbyt wiele, by nie psuć czytelnikom naprawdę dużej niespodzianki. Na koniec trzeba wspomnieć o Basi, małej kobietce uzbrojonej w glany i z wielkim zapałem grającej w WoWa, która wnosi do opowieści nie tylko sporo humoru, ale i waleczności, oraz doktorancie Bartku z romantyczną filologiczną duszą.

Bardzo dużym atutem Nomen omen jest język. Kisiel bawi się słowami, parafrazuje utwory literackie i niejednokrotnie sięga po klasyków literatury, cytując między innymi wieszcza Mickiewicza. Nie boi się również nawiązać do legendy popkultury, jaką niewątpliwie jest World of Warcraft, i delikatnie, z wyczuciem pośmiać się z graczy i ich sposobu porozumiewania się. Autorka żongluje konwencjami, zgrabnie wplata motywy kryminalne i obyczajowe. Jest i śmiesznie, i strasznie, a wszystko zostało napisane w taki sposób, że trudno się oderwać od lektury.

Akcja toczy się niczym pociąg linii Shinkansen, a fabularna lokomotywa zabrała mnie, czytelnika, w najmniej oczekiwane miejsca. Małe nienazwane miasteczko, z którego ucieka bohaterka, współczesny Wrocław z tajemniczym i strasznym domem, bibliotekami i… cmentarzem oraz zniszczone Breslau z czasów II wojny światowej. Dodatkowo wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji sprawiło, że niełatwo mi było domyślić się zakończenia historii Salki i tym bardziej opowieść mnie wciągnęła.

Nomen omen to książka, którą niezwykle trudno zaszufladkować gatunkowo. Fantastyka? Tak. Kryminał? Owszem. Groza? Jak najbardziej. To istny koktajl stylów i motywów doprawiony dużą dawką wyśmienitego humoru sytuacyjnego i językowego, a także przyjemnymi dla oka ilustracjami Katarzyny Babis. A więc jeśli macie ochotę odbyć niezwykłą podróż po nitce, jaką jest początek przygód Salki, aż do kłębka, wydarzeń w teraźniejszym Wrocławiu – skuście się. Gwarantuję wyśmienitą zabawę i rozrywkę na najwyższym poziomie.

Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.