Wybaczcie mi moje dość długie milczenie, ale ostatnio nawarstwiło mi się sporo spraw i trochę się w tym wszystkim gubię. Postaram się, żeby posty znów pojawiały się bardziej regularnie, ale muszę Was prosić o cierpliwość i wyrozumiałość - jeszcze kilka dni i wszystko powinno wrócić do normy.
Tymczasem mam dla Was recenzję najnowszej powieści Roberta J. Szmidta. Czy łatwo być bogiem? Zobaczcie sami.
Zabawa w boga
Człowiek to natura dziwna i skomplikowana.
Pomimo wielu bardzo charakterystycznych dla swego gatunku cech, wyróżniających
go z tysięcy innych, nadal ma ambicje, by być kimś więcej. By stać się bogiem.
I chociaż to człowiek wynalazł boga (a może jednak było na odwrót – tę kwestię
pozostawiam religioznawcom), silna chęć dominacji i panowania nad życiem i
śmiercią innych istot jest w człowieku niezmienna.
Początek tej recenzji zabrzmiał bardzo
filozoficznie, ale już uspokajam – to tylko krótkie przemyślenia nad ludzką
naturą, które nasunęły mi się po lekturze powieści „Łatwo być bogiem” Roberta
J. Szmidta. Pierwszy tom cyklu zatytułowanego „Pola dawno zapomnianych bitew”,
pomimo swej lekkiej formy space opery, porusza wiele ważnych i poważnych
kwestii mówiących o naturze ludzkiej. Jak zachowa się człowiek w obliczu
spotkania z inną cywilizacją? Czy wolno ludziom wpływać na życie obcej rasy?
Czy wreszcie najważniejsze z pytań: czy człowiek powinien bawić się w boga?
Łatwo być bogiem składa się z dwóch
części. Pierwsza opowiada historię członków załogi okrętu Nomada, którzy w
odległym systemie napotykają statek obcej cywilizacji. Historia Nike, świeżo
upieczonego absolwenta Orbitalnej Akademii Floty, jest rozwiniętym
opowiadaniem, które ukazało się kilka lat temu na łamach Science Fiction, Fantasy
& Horror. Misja Nomady jest właściwie odrębną nowelą, która w bardzo
luźny sposób łączy się z dalszą fabułą. Główna oś fabularna osadzona została
wokół postaci Henryana Święckiego, który dziwnym zbiegiem okoliczności zostaje
wyrwany z więziennego piekła i przeniesiony na stację orbitalną, by obserwować
zmagania dwóch ras Obcych i nieuchronną zagładę jednej z nich. Pilnie strzeżona
tajemnica, czyli odkrycie przez ludzi dwóch innych ras rozumnych, staje się
polem walki pomiędzy biernie przyglądającymi się obserwatorami a jednostkami
próbującymi ocalić jeden z gatunków przed całkowitym unicestwieniem. Problem w
tym, że zdziesiątkowani Wojownicy Kości są bezwzględni, a celem ich życia jest
zabicie jak największej liczby wrogów.
Postaci w powieści Szmidta jest sporo,
jednak nie wyróżniają się niczym szczególnym (może oprócz charakterystycznych
dwuczłonowych imion – Henryan, Monicatherine czy Annelly). W większości
bohaterowie książki to jednostki jednowymiarowe, o których szybko można byłoby
zapomnieć. Stanowią raczej tło dla wydarzeń, a niekoniecznie ich katalizator.
Wydaje się, że uwaga autora skupiła się wyłącznie na postaci Święckiego, który
prawdopodobnie odegra większą rolę w kolejnych tomach cyklu.
Święcki to postać skomplikowana. Żyje w
ciągłym zagrożeniu, ponieważ wisi nad nim widmo powrotu do więzienia
zarządzanego przez sadystycznego komendanta. Nieustannie lawiruje pomiędzy
oczekiwaniami przełożonych a własnym sumieniem. Klaustrofobiczna atmosfera
towarzysząca głównemu bohaterowi jest odczuwalna niemal na każdy kroku.
Niektóre wydarzenia przedstawione zostały z
perspektywy poszczególnych Obcych, co pozwoliło poznać ich tok myślenia i
postawiło czytelnika przed ważnym pytaniem: czy warto taką kulturę ocalić?
Krwawe rytuały Wojowników Kości zostały opisane drobiazgowo, przywodząc na myśl
pracę etnograficzną czy relację z wyprawy do rejonów świata wciąż zamieszkanych
przez prymitywne cywilizacje. Co ciekawe, autor przedstawił Obcych jak lud,
który swym zaawansowaniem technologicznym nie wyszedł poza epokę kamienia
łupanego. To ludzie dokonali niebywałego skoku technologicznego i podbili
kosmos.
Powieść czyta się przyjemnie i
nadspodziewanie szybko, jednak zakończenie nieco rozczarowuje – fabularna volta
nadchodzi zbyt prędko i wydaje się nieco naciągana, jakby autor nie do końca
miał pomysł, co zrobić z całym tym bałaganem. Może taki bieg wydarzeń nabierze
sensu w kolejnym tomie? Zobaczymy, bo faktem jest, że Szmidt umie przykuć uwagę
czytelnika i sprawić, że ten będzie czekał na dalszy ciąg historii.
Łatwo być bogiem to ciekawa lektura, w
której uważny czytelnik znajdzie mnóstwo pytań, ale żadnych odpowiedzi – te
każdy musi odnaleźć sam.
Recenzja ukazała się na portalu Fahrenheit
Ostatnio będąc w księgarni zastanawiałam się nad zakupem tej książki. Nawet już miałam ją w dłoni. Jednak nie znając żadnej opinii na jej temat nie zdecydowałam się na jej zakup. Teraz już wiem, że następnym razem z pewnością się zdecyduję.
OdpowiedzUsuń