poniedziałek, 15 września 2014

"Łatwo być bogiem", Robert J. Szmidt - recenzja

Wybaczcie mi moje dość długie milczenie, ale ostatnio nawarstwiło mi się sporo spraw i trochę się w tym wszystkim gubię. Postaram się, żeby posty znów pojawiały się bardziej regularnie, ale muszę Was prosić o cierpliwość i wyrozumiałość - jeszcze kilka dni i wszystko powinno wrócić do normy.

Tymczasem mam dla Was recenzję najnowszej powieści Roberta J. Szmidta. Czy łatwo być bogiem? Zobaczcie sami.

Zabawa w boga


Człowiek to natura dziwna i skomplikowana. Pomimo wielu bardzo charakterystycznych dla swego gatunku cech, wyróżniających go z tysięcy innych, nadal ma ambicje, by być kimś więcej. By stać się bogiem. I chociaż to człowiek wynalazł boga (a może jednak było na odwrót – tę kwestię pozostawiam religioznawcom), silna chęć dominacji i panowania nad życiem i śmiercią innych istot jest w człowieku niezmienna.

Początek tej recenzji zabrzmiał bardzo filozoficznie, ale już uspokajam – to tylko krótkie przemyślenia nad ludzką naturą, które nasunęły mi się po lekturze powieści „Łatwo być bogiem” Roberta J. Szmidta. Pierwszy tom cyklu zatytułowanego „Pola dawno zapomnianych bitew”, pomimo swej lekkiej formy space opery, porusza wiele ważnych i poważnych kwestii mówiących o naturze ludzkiej. Jak zachowa się człowiek w obliczu spotkania z inną cywilizacją? Czy wolno ludziom wpływać na życie obcej rasy? Czy wreszcie najważniejsze z pytań: czy człowiek powinien bawić się w boga?

Łatwo być bogiem składa się z dwóch części. Pierwsza opowiada historię członków załogi okrętu Nomada, którzy w odległym systemie napotykają statek obcej cywilizacji. Historia Nike, świeżo upieczonego absolwenta Orbitalnej Akademii Floty, jest rozwiniętym opowiadaniem, które ukazało się kilka lat temu na łamach Science Fiction, Fantasy & Horror. Misja Nomady jest właściwie odrębną nowelą, która w bardzo luźny sposób łączy się z dalszą fabułą. Główna oś fabularna osadzona została wokół postaci Henryana Święckiego, który dziwnym zbiegiem okoliczności zostaje wyrwany z więziennego piekła i przeniesiony na stację orbitalną, by obserwować zmagania dwóch ras Obcych i nieuchronną zagładę jednej z nich. Pilnie strzeżona tajemnica, czyli odkrycie przez ludzi dwóch innych ras rozumnych, staje się polem walki pomiędzy biernie przyglądającymi się obserwatorami a jednostkami próbującymi ocalić jeden z gatunków przed całkowitym unicestwieniem. Problem w tym, że zdziesiątkowani Wojownicy Kości są bezwzględni, a celem ich życia jest zabicie jak największej liczby wrogów.

Postaci w powieści Szmidta jest sporo, jednak nie wyróżniają się niczym szczególnym (może oprócz charakterystycznych dwuczłonowych imion – Henryan, Monicatherine czy Annelly). W większości bohaterowie książki to jednostki jednowymiarowe, o których szybko można byłoby zapomnieć. Stanowią raczej tło dla wydarzeń, a niekoniecznie ich katalizator. Wydaje się, że uwaga autora skupiła się wyłącznie na postaci Święckiego, który prawdopodobnie odegra większą rolę w kolejnych tomach cyklu.

Święcki to postać skomplikowana. Żyje w ciągłym zagrożeniu, ponieważ wisi nad nim widmo powrotu do więzienia zarządzanego przez sadystycznego komendanta. Nieustannie lawiruje pomiędzy oczekiwaniami przełożonych a własnym sumieniem. Klaustrofobiczna atmosfera towarzysząca głównemu bohaterowi jest odczuwalna niemal na każdy kroku.

Niektóre wydarzenia przedstawione zostały z perspektywy poszczególnych Obcych, co pozwoliło poznać ich tok myślenia i postawiło czytelnika przed ważnym pytaniem: czy warto taką kulturę ocalić? Krwawe rytuały Wojowników Kości zostały opisane drobiazgowo, przywodząc na myśl pracę etnograficzną czy relację z wyprawy do rejonów świata wciąż zamieszkanych przez prymitywne cywilizacje. Co ciekawe, autor przedstawił Obcych jak lud, który swym zaawansowaniem technologicznym nie wyszedł poza epokę kamienia łupanego. To ludzie dokonali niebywałego skoku technologicznego i podbili kosmos.

Powieść czyta się przyjemnie i nadspodziewanie szybko, jednak zakończenie nieco rozczarowuje – fabularna volta nadchodzi zbyt prędko i wydaje się nieco naciągana, jakby autor nie do końca miał pomysł, co zrobić z całym tym bałaganem. Może taki bieg wydarzeń nabierze sensu w kolejnym tomie? Zobaczymy, bo faktem jest, że Szmidt umie przykuć uwagę czytelnika i sprawić, że ten będzie czekał na dalszy ciąg historii.

Łatwo być bogiem to ciekawa lektura, w której uważny czytelnik znajdzie mnóstwo pytań, ale żadnych odpowiedzi – te każdy musi odnaleźć sam.

Recenzja ukazała się na portalu Fahrenheit

1 komentarz:

  1. Ostatnio będąc w księgarni zastanawiałam się nad zakupem tej książki. Nawet już miałam ją w dłoni. Jednak nie znając żadnej opinii na jej temat nie zdecydowałam się na jej zakup. Teraz już wiem, że następnym razem z pewnością się zdecyduję.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze obraźliwe będą usuwane.