czwartek, 6 listopada 2014

"Arlin", Adrian Atamańczuk - recenzja

Zwyczajna kobieta w niezwyczajnych czasach


Wydawać by się mogło, że książkowy rynek nasycił się już powieściami fantasy. Nic bardziej mylnego. Jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne uniwersa, mnożą się światy równoległe przypominające swą konstrukcją, prawami czy zwyczajami średniowiecze, albo raczej bardzo ogólne wyobrażenie o nim.

W ten trend wpisuje się Arlin Adriana Atamańczuka. I może wrzuciłabym książkę do jednego worka z mniej udanymi debiutami (choć to debiut autora nie jest), gdyby nie ciekawa główna bohaterka. Ale o tym za chwilę.

Na tom Arlin składają się dwa opowiadania. Książę Cienia to historia wprowadzająca czytelnika w świat bohaterki. Tytułowa Arlin pomaga uciec kobiecie oskarżonej o czary, co okazuje się brzemiennym w skutkach czynem. Płomień i mrok, zdecydowanie dłuższy tekst, to klasyczna opowieść o walce Dobra ze Złem. W obu opowiadaniach nie brakuje magicznych artefaktów, magii, szczęku oręża, dziwnych stworzeń i herosów o boskich mocach.

Można powiedzieć, że to wszystko już było. Alternatywne światy i sposoby podróżowania między nimi, magiczne pierścienie, nieszczęśliwe miłości, honorowi wojownicy… Literatura fantasy puchnie od tych schematów. Jednak tym, co na tle innych wyróżnia książkę Atamańczuka, jest główna bohaterka.

Tytułowa Arlin jest zwyczajną kobietą, oddaną córką i kochającą żoną. Nie za bardzo umie walczyć (choć kuszą posługuje się wyśmienicie), nie ma nadzwyczajnych mocy, ale jeden dobry uczynek sprawił, że życie rzuca ją w wir niezwykłych wydarzeń i stawia przed wyborami, które nie są łatwe. Otwarty umysł i ciągła ciekawość świata czynią z Arlin interesującą i niebanalną bohaterkę. Rzadko spotyka się tak „poukładane” postacie kobiece – nieszukające męża czy wielkiej miłości, ale chłonące otaczający je świat z prawdziwą pasją i zaangażowaniem.

Paradoksalnie, Arlin jest jednocześnie największym atutem i słabością książki. Autor przez większą część fabuły stosuje narrację pierwszoosobową, a więc wydarzenia poznajemy z perspektywy Arlin. To ciekawy zabieg, ale nie zawsze udany, ponieważ zabrakło fabularnej różnorodności, wielu punktów widzenia. Pozostali bohaterowie są potraktowani pobieżnie (wyłączając może Yskayzera, Księcia Cienia) i tak naprawdę nie wyróżniają się na tle innych, a szkoda, bo potencjał był duży. W opowiadaniu Płomień i mrok narracja jest zróżnicowana, jednak wolałabym by akurat w tym przypadku konsekwentnie narratorem była główna bohaterka. Dzięki temu historia byłaby bardziej płynna i spójna.

Arlin nie obyła się bez drobnych wpadek – na przykład strzelająca strzałami (!) kusza. Choć przez większą część czasu lektura sprawiała mi przyjemność, to jednak widoczne są błędy warsztatowe autora. Często treści brakowało tempa, gubiło się gdzieś napięcie lub opisy były aż za bardzo szczegółowe i przez to nudne. Z kolei bohaterowie nie wzbudzali we mnie większych uczuć – czy to zachwytu czy nienawiści – a to już poważny błąd. Muszę jednak przyznać, że Atamańczuk wyraźnie się rozwija i z opowieści na opowieść robi postępy.

Arlin to dwie opowieści z potencjałem nie do końca wykorzystanym. Mam jednak nadzieję, że autor nie porzuci tej postaci i wkrótce będę mogła przeczytać o kolejnych przygodach zwykłej kobiety żyjącej w niezwykłych czasach.

Recenzja ukazała się w ramach akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.