Zwyczajna kobieta w niezwyczajnych czasach
Wydawać by się mogło, że książkowy rynek nasycił się już
powieściami fantasy. Nic bardziej mylnego. Jak grzyby po deszczu wyrastają
kolejne uniwersa, mnożą się światy równoległe przypominające swą konstrukcją,
prawami czy zwyczajami średniowiecze, albo raczej bardzo ogólne wyobrażenie o
nim.
W ten trend wpisuje się Arlin Adriana Atamańczuka. I może wrzuciłabym książkę do jednego
worka z mniej udanymi debiutami (choć to debiut autora nie jest), gdyby nie
ciekawa główna bohaterka. Ale o tym za chwilę.
Na tom Arlin składają
się dwa opowiadania. Książę Cienia to
historia wprowadzająca czytelnika w świat bohaterki. Tytułowa Arlin pomaga
uciec kobiecie oskarżonej o czary, co okazuje się brzemiennym w skutkach
czynem. Płomień i mrok, zdecydowanie
dłuższy tekst, to klasyczna opowieść o walce Dobra ze Złem. W obu opowiadaniach
nie brakuje magicznych artefaktów, magii, szczęku oręża, dziwnych stworzeń i
herosów o boskich mocach.
Można powiedzieć, że to wszystko już było. Alternatywne
światy i sposoby podróżowania między nimi, magiczne pierścienie, nieszczęśliwe
miłości, honorowi wojownicy… Literatura fantasy puchnie od tych schematów.
Jednak tym, co na tle innych wyróżnia książkę Atamańczuka, jest główna
bohaterka.
Tytułowa Arlin jest zwyczajną kobietą, oddaną córką i
kochającą żoną. Nie za bardzo umie walczyć (choć kuszą posługuje się
wyśmienicie), nie ma nadzwyczajnych mocy, ale jeden dobry uczynek sprawił, że
życie rzuca ją w wir niezwykłych wydarzeń i stawia przed wyborami, które nie są
łatwe. Otwarty umysł i ciągła ciekawość świata czynią z Arlin interesującą i
niebanalną bohaterkę. Rzadko spotyka się tak „poukładane” postacie kobiece –
nieszukające męża czy wielkiej miłości, ale chłonące otaczający je świat z
prawdziwą pasją i zaangażowaniem.
Paradoksalnie, Arlin jest jednocześnie największym atutem
i słabością książki. Autor przez większą część fabuły stosuje narrację
pierwszoosobową, a więc wydarzenia poznajemy z perspektywy Arlin. To ciekawy
zabieg, ale nie zawsze udany, ponieważ zabrakło fabularnej różnorodności, wielu
punktów widzenia. Pozostali bohaterowie są potraktowani pobieżnie (wyłączając
może Yskayzera, Księcia Cienia) i tak naprawdę nie wyróżniają się na tle innych,
a szkoda, bo potencjał był duży. W opowiadaniu Płomień i mrok narracja jest zróżnicowana, jednak wolałabym by akurat
w tym przypadku konsekwentnie narratorem była główna bohaterka. Dzięki temu
historia byłaby bardziej płynna i spójna.
Arlin nie obyła
się bez drobnych wpadek – na przykład strzelająca strzałami (!) kusza. Choć
przez większą część czasu lektura sprawiała mi przyjemność, to jednak widoczne są
błędy warsztatowe autora. Często treści brakowało tempa, gubiło się gdzieś
napięcie lub opisy były aż za bardzo szczegółowe i przez to nudne. Z kolei
bohaterowie nie wzbudzali we mnie większych uczuć – czy to zachwytu czy
nienawiści – a to już poważny błąd. Muszę jednak przyznać, że Atamańczuk wyraźnie
się rozwija i z opowieści na opowieść robi postępy.
Arlin to dwie opowieści z potencjałem nie do końca wykorzystanym. Mam jednak nadzieję, że
autor nie porzuci tej postaci i wkrótce będę mogła przeczytać o kolejnych
przygodach zwykłej kobiety żyjącej w niezwykłych czasach.
Recenzja ukazała się w ramach akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.