piątek, 19 grudnia 2014

"Na wojnie nie ma niewinnych", Aneta Jadowska - recenzja

Moi Drodzy,

Wybaczcie kolejną dłuższą przerwę w działaniu bloga, ale zamieszanie około urodzinowo-bożonarodzeniowe (a co za tym idzie - goniące terminy) sprawiło, że po prostu opadłam z sił. Obiecuję jednak, że w najbliższym czasie będziecie mogli przeczytać kilka recenzji, które ukażą się w najnowszym numerze Creatio Fantastica.

Gdzie diabeł nie może, tam Dorę pośle


Jak mówi popularne przysłowie, koniec wieńczy dzieło. Towarzysząca czytelnikom od dwóch lat Dora Wilk wreszcie dotarła do kresu swej krętej, wyboistej i niebezpiecznej drogi. Jeszcze jeden zakręt w postaci ostatniego tomu serii i protagonistka możne pójść (prawdopodobnie) na zasłużony (również prawdopodobnie) odpoczynek.

W czasie swoich przygód bohaterka dorobiła się całkiem pokaźnej kolekcji wrogów (archanioła, demonów czy wilków, żeby wymienić choć kilku) oraz dość pokręconej (jak sama często przyznaje) rodzinki, w której skład wchodzą diabły, anioł, wampiry i wilki. I z tymi ostatnimi Dora ma do czynienia w Na wojnie nie ma niewinnych.

Alfa wilczego stada mającego swoje terytorium w Thornie porywa Varga należącego do watahy Dory (to, że fabuła pójdzie w takim właśnie kierunku, zapowiadały wydarzenia znane z Egzorcyzmów Dory Wilk). Była policjantka rusza na pomoc swojemu wilczemu partnerowi i jest gotowa zabić każdego, kto stanie jej na drodze do odzyskania go. W trakcie poszukiwań wychodzą na jaw brudne sekrety niektórych wysoko postawionych mieszkańców magicznego miasta, a także przerażające interesy Brunona. Dorę jak zwykle czekają kłopoty większe niż się spodziewała, bo na kark spada jej także egzekutor europejskich zmiennych stojący ponad wszystkimi stadami, Johann Faust. A to dopiero czubek góry lodowej.

Moja początkowa fascynacja cyklem Anety Jadowskiej wyparowała gdzieś w okolicach lektury trzeciego tomu. Czwarty był najbardziej nudny i niedorzeczny z całej serii, ale w piątym autorka wróciła na stare tory i do początkowej formy. Trochę obawiałam się o zakończenie całego cyklu, ale okazało się, że niepotrzebnie.

Jak już podkreślałam w recenzjach poprzednich powieści, autorka niezaprzeczalnie posiada dar przysłowiowego lekkiego pióra. Jej książki czyta się niemal jednym tchem, są napisane w sposób bardzo przystępny i łatwe w odbiorze. Jednocześnie lekki ton wypowiedzi wprowadza dużą dawkę humoru. Co prawda, czasami ironia, z jaką opowiada swoje przygody bohaterka, jest męcząca, jednak na dłuższą metę słowne przepychanki i niewyparzony język Dory sprawiały, że na mojej twarzy często pojawiał się uśmiech.

Fabuła powieści oscyluje wokół poszukiwań Varga, ale są one tylko punktem wyjścia do przedstawienia skomplikowanych relacji łączących główną bohaterkę z wilkami. Szczególnie podobała mi się bardzo spójna i przemyślana koncepcja życia i hierarchii stada zmiennokształtnych oraz pokazanie, jak wielką rolę odgrywają więzi między poszczególnymi jednostkami. W ich opisie była pewna czułość, jednak nie wpadająca w skrajną cukierkowatość, a raczej przywodząca na myśl uczucie silnej przyjaźni i ciepłych relacji rodzinnych. Nieunikniony przy części ostatniej sentymentalizm był dawkowany w rozsądnych dozach, dzięki czemu książkę czytałam z prawdziwą przyjemnością.

Wśród bohaterów jak zwykle prym wiedzie Dora, jednak ważne role otrzymali Książę Wampirów, Roman oraz wysłannik Dłoni, Johann Faust. Ten pierwszy przewijał się już wcześniej na kartach powieści należących do cyklu, ale pełnił raczej rolę szarej eminencji pociągającej za sznurki gdzieś zza kulis. Tym razem jednak wkracza do akcji i choć nie błyska kłami na prawo i lewo, to jego obecność jest bardzo istotna. Z kolei superalfa nie do końca jest taką osobą jak wieść niesie, a jego wezwanie okazuje się być bronią obosieczną.

Grający dotychczas pierwsze skrzypce wśród przedstawicieli brzydszej płci Miron i Joshua zeszli na dalszy plan, co wyszło powieści tylko na dobre. Umizgi i problemy sercowe tej trójki na dłuższą metę były bardzo irytujące, a wzmocnione jeszcze przez obecność Karmazynowego Księcia i innych samców robiących do Dory maślane oczy, po prostu odrzucały mnie od lektury. Na szczęście autorka skupiła się na dobrej fabule, a nie miłostkach, dzięki czemu ostatni tom heksalogii jest jednym z najlepszych z całego cyklu.

Na wojnie nie ma niewinnych okazał się książką bardzo dobrze napisaną i świetnie skonstruowaną. Jadowska doskonale dawkuje napięcie nie szczędząc drastycznych opisów (walki na arenie i wszelkie wątki z nimi związane). Tym samym wraca niejako do korzeni, bo bohaterka skupia się na rozwiązaniu swoistej zagadki kryminalnej, jak to miało miejsce w pierwszym tomie. Szósta odsłona cyklu jest doskonałym zamknięciem historii Dory Wilk. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że seria o Witkacym będzie równie dobra.

Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.