Kosmiczny Greenpeace
Popularność, jaką zyskał George R.R. Martin po
zekranizowaniu przez HBO jego sztandarowego dzieła, czyli Pieśni Lodu
i Ognia, sprawiła, że wydawcy chętnie sięgnęli po jego wcześniejsze publikacje.
I należy się z tego cieszyć, ponieważ muszę przyznać, że Martin to twórca
nietuzinkowy, potrafiący wyjść poza utarte schematy i pokazać, że nie da się
łatwo zaszufladkować jako wyłącznie „rodzic” wielotomowego konfliktu Starków i
Lannisterów.
Tuf Wędrowiec to zbiór siedmiu
opowiadań spiętych postacią tytułową. Teksty te ukazywały się w różnych
periodykach u schyłku lat 70-tych oraz do połowy 80-tych.
Haviland Tuf był niegdyś drobnym kupcem, ale dzięki
splotowi niezwykłych wydarzeń stał się właścicielem wojskowego okrętu należącego
do dawno nieistniejącego już Inżynierskiego Korpusu Ekologicznego. Długi na
kilkadziesiąt kilometrów statek, nazwany przez jego pilota, będącego zarazem
samozwańczym inżynierem ekologiem, Arką, skrywa wewnątrz dziesiątki
tysięcy próbek tkanek różnych gatunków flory i fauny pochodzących z setek
światów. Dzięki technikom klonowania jeden człowiek jest w stanie pomóc
odbudować lub zniszczyć każdą planetę. Zrządzeniem losu władza ta zostaje
złożona w ręce poczciwego Tufa.
Otwierające zbiór opowiadanie, Gwiazda
śmierci jest historią o tym, w jaki sposób drobny kupiec stał się
właścicielem ogromnego wojskowego okrętu. Chleb i ryby, Repeta i Manna z nieba tworzą jedną
historię rozgrywającą się na przestrzeni kilkunastu lat. Ich fabuła oscyluje
wokół planety S’uthlam, która boryka się z wzrastającym przeludnieniem i wizją
głodu. Problemem rządzących jest religia, która nakazuje S’uthlamczykom niczym
nieograniczoną prokreację. Poproszony o pomoc Tuf tworzy genetycznie zmodyfikowane
rośliny i zwierzęta, ale z każdą kolejną wizytą przekonuje się, że w przypadku tego
świata należy podjąć radykalne środki. Akcja Strażników toczy się na Namorze, na którym ludzie prowadzą nieustającą walkę z wyłaniającymi
się z morza bestiami. Okazuje się, że pomoc samozwańczego inżyniera ekologa nie
ograniczy się tylko do tworzenia nowych potworów. Bestia dla
Norna dotyka problemów brutalnych walk zwierząt i dziwnie pojętego
honoru rodów, natomiast Dziesiąta plaga odwołuje się znów do
przekonań religijnych, ale tym razem kwestii narzucania ich innym siłą.
Opowiadania są utrzymane w lekkim tonie i czytałam je z
prawdziwą przyjemnością. Martin świetnie operuje językiem i potrafi stworzyć
napięcie nawet w scenie z pozoru humorystycznej.
Bohaterowie są zróżnicowani i w większości przypadków tylko
delikatnie naszkicowani, co w krótkich tekstach jest zupełnie zrozumiałe i
często wystarczające. Inna sprawa ma się z Pajęczycą, Tolly Mune, S’uthlamką,
która niejako prosi Tufa o pomoc w rozwiązaniu problemów ojczystej planety. W
kolejnych opowiadaniach widziałam jej przemianę z kobiety sceptycznie
nastawionej do ludzi żyjących poniżej i zarządzającej orbitalną stacją w polityka,
dla którego wartości religijne mają duże znaczenie, ale raczej w kwestii
tradycji i sprzeciwu wobec obcej ingerencji niż wiary. Mune widzi, że
podejmowane przez władzę środki są tylko tymczasowe i odsuwają problem
przeludnienia w niedaleką przyszłość, jednak nie chce brać na swe barki
ogromnej odpowiedzialności, jaką niesie ze sobą przeciwstawienie się religijnym
nakazom.
Haviland Tuf został przedstawiony najwyraźniej i
najbardziej barwnie. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest postacią
nietuzinkową: wysoki, łysy i otyły wielbiciel kotów stroni od ludzi i
nienawidzi dotykania. Wysławia się w specyficzny, wręcz barokowy, sposób (przykładowo
zamiast zwykłego „tak” mówi „zaiste”) i często nie wiedziałam, czy w jego
słowach skrywa się powaga czy sarkazm. Kupiec jest człowiekiem poczciwym, niezmiennie
kierującym się zasadami etyki. Nigdy nie unosi się gniewem, ale potrafi
postawić na swoim i umie negocjować warunki. Podejmuje się różnych zadań,
często mając w tym swój ukryty cel. Chociaż dzięki Arce posiada moc decydowania o życiu i śmierci ekosystemów planet, nie pretenduje do
miana boga. Mimo niezwykłych wydarzeń, których jest świadkiem, a często i
sprawcą, nadal pozostaje skromnym człowiekiem, którego władza nie deprawuje.
Tuf Wędrowiec to zbiór bardzo odmienny od pozostałych dzieł
George’a R.R. Martina i kawał dobrej fantastyki. Pokazuje też, że autor potrafi
odnaleźć się w różnych gatunkach literackich i poruszać ważne etyczne i moralne
kwestie w lekkich z pozoru historiach. Dla mnie była to bardzo przyjemna i
odświeżająca lektura i polecam ją nie tylko wielbicielom Pieśni Lodu i
Ognia.
Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka
To nie pierwsza recenzja, w której widzę wskazanie na inność w porównaniu do "Pieśni Lodu i Ognia"... Nie wiem czy jest to na plus czy nie, gdyż zdania są w sumie podzielone co do zbioru opowiadań Martina.
OdpowiedzUsuńMi bardziej chodziło o to, że osoby spodziewające się czegoś podobnego do sagi, mogą poczuć się rozczarowane.
Usuń