Słodka trucizna
Brandon Mull ma już ugruntowaną pozycję na rynku książek
przeznaczonych dla młodszych czytelników. Serie Baśniobór i Pozaświatowcy zyskały liczne rzesze wielbicieli, którzy
chętnie sięgają po kolejne powieści autora. A te, można odnieść wrażenie,
wyrastają niczym grzyby po deszczu.
Pierwsza Wojna cukierkowa, jak sam pisarz
przyznaje w podziękowaniach zawartych w tomie drugim, miała być zamkniętą
historią. To sami czytelnicy prosili o ciąg dalszy, a autor uległ w końcu ich
namowom. Mull wymyślił kolejną przygodę, której bohaterami są Trevor, Gołąb
Nate i Summer. Czy to dobrze? Niekoniecznie, Awantura w salonie
gier jest ciekawa i dobrze skonstruowana, nie mogłam jednak pozbyć
się wrażenia, że jednocześnie wtórna w stosunku do pierwowzoru. Pisarz
wykorzystuje znajomy z wcześniejszej powieści schemat: zły czarodziej (tutaj
Jonas, brat znanej z pierwszej części Belindy White) zleca trudne zadanie, do
wykonania którego potrzebne są dzieci (magia cukierków nie działa na dorosłych).
Młodzi bohaterowie muszą udaremnić te knowania zdobywając jego zaufanie.
Pomocne są im słodycze wytwarzane przez innego maga (tym razem dobrego), pana
Stotta. Różnicą w stosunku do pierwowzoru jest rywalizacja kilku grup dzieci i
oczywiście fantastyczne zaczarowane pieczątki. Jednak ogólna konstrukcja
pozostaje ta sama: zamiast sklepu ze słodyczami mamy salon gier, w którym za
kupony można nabyć bardzo kosztowny stempel; w miejscu cukierków pojawiły się pieczątki,
a ich działanie owiane jest głęboką tajemnicą.
Sami bohaterowie niewiele zmienili się od czasu rozprawy
z Belindą White. Są bogatsi o wiedzę dotyczącą świata czarodziejów i mają
dostęp do nowych słodyczy produkowanych przez pana Stotta. Testują ich
właściwości, uważając na to, by nikt nie zobaczył ich karkołomnych wyczynów,
ale to nadal niemal beztroskie dzieci, które łączą niezwykłe więzy przyjaźni.
Bardzo ciekawym wątkiem jest historia Lindy, czyli
odmłodzonej i pozbawionej pamięci o wcześniejszym życiu Belindy White. Dziewczynka
zauważa poważne spojrzenia rzucane ukradkiem w jej stronę, wie, że jej
pochodzenie osnute jest tajemnicą, ale nikt nie chce powiedzieć, co jest nie
tak. Dlatego próbuje sama dociec prawdy, ale czy to ją odmieni? Mull stawia tu
bardzo ciekawe pytania, na które samemu należy znaleźć odpowiedź: Co decyduje o
tym, kim jesteśmy? Wychowanie? Pochodzenie i geny? My sami?
W książce brakowało mi przede wszystkim obecności… dorosłych.
Podobnie jak w tomie pierwszym, także tutaj autor zastosował prostą i wygodną
sztuczkę, by pozbyć się z fabuły rodziców – magiczne słodycze (wcześniej
krówki, teraz nachosy). Dla mnie, jako osoby pełnoletniej, trudno uwierzyć w
tak naiwny zabieg - nagle wszyscy w miasteczku stają się amatorami nachosów?
Nikt nie protestuje? Naprawdę nikt zwyczajnie ich nie lubi? Wiem, że może taka
jest potęga magii, ale czy rzeczywiście żadne z rodziców czy sąsiadów bohaterów
nie widzi, co się dzieje z dziećmi, tym bardziej, że zadania, jakimi obarcza je
Jonas White, nie są proste i bezpieczne? Wszyscy dorośli zamienili się w
nachosowe zombie? Takie myślenie jest po prostu naiwne i, w moim odczuciu,
stanowi zbyt wielkie uproszczenie fabularne, by mogło być wiarygodne.
Tradycją serii stała się lista zagadnień do omówienia w
szkole zamieszczona na końcu książki. W Awanturze… nie
zabrakło także i tego dodatku. Młodzi czytelnicy mogą znaleźć tam pytania
dotyczące przyjaźni, granic tego, co mogę zrobić dla drugiego człowieka czy
kwestii dotyczących nas samych, cech i czynów określających, kim jestem.
Wojna cukierkowa. Awantura w salonie
gier to książka, bez której czytelnik może doskonale się obyć, tym
bardziej, gdy czytał część pierwszą. Nieporównywalnie gorsza od pierwowzoru i
wtórna w stosunku do niego, raczej nie spełnia oczekiwań pokładanych w wyobraźni
autora. Szkoda, bo przygody dzieciaków wspomaganych magicznymi cukierkami i
pieczątkami mogły być naprawdę interesujące.
Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze obraźliwe będą usuwane.