wtorek, 19 kwietnia 2016

Rafał Dębski - wywiad


Rafał Dębski to autor kilkudziesięciu opowiadań i dziewięciu powieści, w tym czterech wpisujących się w nurt literatury fantastycznej.

Debiutował w 1998 roku w Nowej Fantastyce opowiadaniem Siódmy liść. Potem współpracował z Feniksem oraz Magią i Mieczem. Potem rzucił się w objęcia Science Fiction (Science Fiction Fantasy i Horror), drukował także w Gazecie Rycerskiej i paru innych pismach niekoniecznie związanych z fantastyką.

Z Rafałem Dębskim, autorem Łuny za mgłą, kolejnej pozycji z serii Horyzonty zdarzeń, rozmawiałam dla Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.

Powieści traktujące o pierwszym kontakcie zazwyczaj pokazują obce istoty jako byty fizyczne, często podobne ludziom. W Pana książkach (Światło cieni, Łuna za mgłą) Współistnienie to byt mentalny, czysta informacja. Skąd ten pomysł?

Współistnienie jest wprawdzie czystą informacją, wprawdzie zupełnie inaczej podchodzi do życia jako takiego i pewnych spraw kardynalnych. Jednak, czy w podstawowych motywacjach działania aż tak różni się od ludzi? Wydaje mi się, że niekoniecznie. Dążenie do władzy i rządu dusz jest charakterystyczne dla ludzi, a przecież ów kosmiczny byt właśnie tego pragnie. Myślę, że takie ciągoty są związane po prostu z inteligencją jako taką.

Po ukazaniu się pierwszej części cyklu kilka razy zapytano mnie, kto stworzył to okrutne Współistnienie. Czy w ogóle to wiem? Jak by to ująć – wiem, ale nie powiem. Bo chciałbym sobie zostawić możliwość wyjaśnienia zagadki kiedy indziej i może nawet gdzie indziej. Albo wcale, bo wydawca może po prostu nie zechcieć publikować kolejnych części cyklu.

A skąd pomysł? Krótko mówiąc, z głowy - a to stwierdzenie oznacza lata przemyśleń, fascynacji różnymi dziedzinami nauki i kultury, psychiką ludzką i nie tylko ludzką. Jakoś tak samo wyszło.

Wizja przyszłości zaprezentowana w Łunie za mgłą jest dość pesymistyczna. Czy sądzi Pan, że taka właśnie przyszłość nas czeka?

Tutaj mogę odpowiedzieć tylko pytaniem na pytanie – czy ja wiem? Nie mam pojęcia, co może wymyślić ludzkość. Niczego nie można wykluczyć. Apokalipsa informatyczna, w przypadku cywilizacji opartej właśnie o informatykę, tak mogłaby chyba wyglądać. Chociaż człowiek zawsze powinien pozostać człowiekiem, niezależnie od tego, co się stanie.

Wizji czekającej nas, prędzej czy później, apokalipsy jest co najmniej tyle, ilu autorów i naukowców zajmujących się tym tematem. A może się okazać – i pewnie się okaże – że prawda wygląda zupełnie inaczej.

Czy odkrywanie i wdrażanie nowych technologii, stosowanie w praktyce idei transhumanizmu, doprowadzą nas do życia w swoistym matriksie? Życia, którego nie będziemy świadomi, podporządkowanego i sterowanego przez maszyny lub obcą cywilizację?

Zacznijmy od tego, że transhumanizm jako idea jest mi zwyczajnie obcy, by nie rzec - wstrętny. Jak powiedziałem chwilę wcześniej – człowiek zawsze powinien pozostać człowiekiem. Te wszystkie postludzkie pomysły... Mogę mieć mocniejszy szkielet, wzmocnić procesy umysłowe, dysponować środkami, które we wszelkich dziedzinach zwiększają moje możliwości, ale czy przez to mam się stać innym człowiekiem? Czy uczyni mnie to lepszym? No i ostatnia rzecz, jakiej pragnę – a którą nader często postuluje transhumanizm - to przedłużona znacznie, a może i wieczna egzystencja. Toż to idzie skonać z nudów! Człowiekowi wszystkiego się odechce na samą myśl o nieskończoności!

Powiem tak - wojownik zakuty w zbroję, wyszkolony do walki, będący w stanie pokonać dziesiątki mniej doświadczonych przeciwników, mógłby być postrzegany jako niezniszczalny, potężny postczłowiek swoich czasów. Jednakowoż byłby wciąż tym samym członkiem społeczności, mentalnie nie różnił się od pobratymców.

Obawiam się właśnie tego, że zastosowanie idei transhumanizmu zamknie ludzkość w jakimś przeklętym matriksie. Cywilizacja stanie się nieświadoma własnego losu i własnych korzeni. Komunizm technologiczny, tak bym to nazwał. Nie potrzeba używać brutalnej siły fizycznej, żeby zniszczyć kulturę, a w efekcie cały znany nam świat. Wystarczy odpowiednia indoktrynacja i wprowadzanie w życie dziwnych pomysłów, osłabiających ludzkiego ducha. I kto wie, może właśnie tak może wyglądać apokalipsa – jeźdźcy przybędą nie na koniach, ale w nanorurkach, nie z rykiem trąb, lecz w pisku procesorów?

Dla mnie, czym innym jest wykorzystywanie osiągnięć naukowych dla poprawy losu człowieka, a czym innym – niedopuszczalnym i niepotrzebnym – zbędna i nadmierna ingerencja w naturę.

To nie koniec mojej rozmowy z autorem. Jeśli jesteście ciekawi ciągu dalszego, to zapraszam tutaj: Polacy nie gęsi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.