wtorek, 2 listopada 2021

Han Solo. Gwiezdne wojny historie - opowieść filmowa, Mur Lafferty - recenzja

Gwiezdnowojenny półświatek


Pamiętam jak gruchnęła wieść, że Disney przygotowuje film o Hanie Solo. W sieci nie zabrakło krytycznych uwag, komentarzy o tym, jak niepotrzebny jest to film. I tak jak zgadzałam się z podobnymi komentarzami w przypadku Łotra 1 zanim oczywiście obejrzałam ten film, tak po samej premierze pierwszego pełnometrażowego obrazu spoza głównego nurtu Sagi byłam nastawiona do podobnych pomysłów pozytywnie. I stałam się wielką orędowniczką spin-offów.

Moim zdaniem zarówno Łotr 1, jak i Han Solo to najlepsze co w ostatnich latach wyszło spod znaku Star Wars. No, oprócz nich, są jeszcze bardzo dobre lub dobre powieści (wiem, to kwestia bardzo dyskusyjna, ale ja bardzo lubię nowy kanon powieściowy). Jedną z ciekawszych pozycji jest książkowa wersja filmu Solo. Gwiezdne wojny - historie.

Książka a film

Spin-off o Hanie Solo był w zasadzie niepotrzebny - według przeciwników ekranizacji jego origin story jest znane od dawna i wydawało się, że sam film wniesie do tej historii niewiele. Jednak jeśli pominiemy samą postać najsłynniejszego gwiezdnowojennego przemytnika i zasadność powstawania osobnego obrazu o nim, to okazuje się, że w pakiecie dostaliśmy kilka interesujących postaci drugoplanowych: Becketta i jego drużynę (zbyt szybko okrojoną, niestety), Drydena Vosa czy Qi’rę. Nie wspomnę już o kilku naprawdę fantastycznych scenach i lokacjach.

No ale tyle o filmie. Niezwykle dużym plusem powieściowych adaptacjami filmów jest to, że rozbudowują przedstawioną na ekranie historię. Wielu fanów może być oburzonych, że przecież nie chcą dowiadywać się skąd coś się wzięło, jak się nazywa (gdy nazwa nie padła w filmie) czy nie interesuje ich wcześniejsza historia bohaterów - i dobrze, nikt nie zmusza do czytania, a film powinien się sam obronić zamkniętą historią. Uważam natomiast, że takie książki są nie tyle potrzebne, co zwyczajnie ciekawe, bo pozwalają głębiej wejrzeć w myśli postaci, ich dzieje, pragnienia i marzenia, co nie zawsze udaje się pokazać na dużym ekranie - najczęściej z braku czasu. Po przeczytaniu książki ponowny seans filmowy sprawia, że oglądamy dany obraz w zupełnie nowym świetle.

Bohaterowie drugiego planu

Powieść Mura Lafferty’ego pozwala wejrzeć w bohaterów i rozbudować ich historie. Zdecydowanie zyskuje na tym Qi’ra. Po obejrzeniu filmu jej losów po nieudanej ucieczce z Korelii możemy się tylko domyślać, natomiast powieść przedstawia nam jej dokładne dzieje, co też pokazuje tę postać w nieco innym świetle, lepiej tłumaczy jej końcowe decyzje i same relacje z Drydenem Vosem.

Nie można też zapomnieć o tytułowym bohaterze. W powieści znalazły się sceny z jego służby w imperialnej Flocie oraz sąd wojskowy (jako ciekawostkę dodam, że w tej scenie pojawiają się dwie postacie znane z gwiezdnowojennych komiksów, Tag i Bink), możemy też lepiej poznać podwaliny pod przyjaźń z Chewbaccą.

To, co mi się najbardziej podoba w książce, to fakt, że w zasadzie cała historia dotyczy półświatka. Wszyscy bohaterowie w mniejszym lub większym stopniu pracują dla gangów i karteli. Mamy lepiej pokazany koreliańskie podziemie i zasady nim rządzące - coś, co w filmie zostało zaledwie muśnięte, a na kartach powieści zyskało szerszą perspektywę. Z jednej strony mamy Szkarłatny Świt i jego wierchuszkę, czyli Drydena Vosa i Qi'rę, a z drugiej sam dół organizacji, czyli współpracujących z gangiem Becketta i Solo. Powiem szczerze, że po lekturze powieści aż chciałoby się wiedzieć więcej na ten temat i chętnie przeczytałabym powieść tylko i wyłącznie o gwiezdnowojennych gangsterach (o, taki Ojciec chrzestny w starłorsowych realiach).

Wersja polska

Na słowa uznania zasługuje tłumacz. Dla Szymona Bolewickiego była to druga przetłumaczona pozycja z gwiezdnowojennego uniwersum (po przeznaczonej dla dzieci książce 5-minutowe opowieści kontratakują), ale pierwsza dla dorosłego czytelnika. Poradził sobie z tym znakomicie - Hana Solo... czyta się płynnie, bez błędów (choć muszę przyznać, że nie wyłapana przez redakcję nazwa wina “z Toniray”, a nie samo “Toniray” mnie rozbawiła, ale nie oszukujmy się, w każdej książce znajdzie się przynajmniej jeden zabawny błąd, który przejdzie niezauważony przez redaktorskie sito, a nam, fanom, przynosi niespodziewaną radochę). Mam nadzieję, że Bolewicki nadal pozostanie w gronie świetnego zespołu tłumaczy, jaki udało się stworzyć wydawnictwu Olesiejuk.

Czytać czy nie czytać?

Han Solo. Gwiezdne Wojny Historie. Opowieść filmowa to coś więcej niż tylko streszczenie filmu w formie powieści. Moim zdaniem warto ją przeczytać choćby dla kilku smaczków i scen, których w filmie zabrakło. Poza tym książka daje to, czego brakuje filmom - większego oddechu od akcji i pozwala skupić się na detalach. A tych w Hanie Solo… nie brakuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.