środa, 23 lutego 2022

"W pożyczonym czasie", Anna Szumacher - recenzja

The Road to Hell



Powieści z gatunku urban fantasy wzbudzają we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony mamy intrygujące dwa światy - naszą rzeczywistość i istoty legendarne, mityczne żyjące gdzieś obok nas i ludzi, którzy potrafią je widzieć czy z nimi walczyć. Z drugiej jednak zbyt często potencjał na ciekawą historię jest marnowany poprzez bezmyślne przeładowanie fabuły istotami nadprzyrodzonymi, bohaterki marysójki z mocami wyciągniętymi z czapy lub nadmiernie eksponowany wątek romantyczny.

Dlatego każda kolejna informacja o nowej powieści z tego gatunku wzbudza we mnie jednocześnie obawy i ekscytację, bo może się okazać, że tym razem będzie to coś naprawdę wciągającego. I to własnie czułam sięgając po pierwszy tom przygód Marii Dee W pożyczonym czasie, której autorką jest Anna Szumacher.

Co ja czytam?

W pożyczonym czasie to opowieść o Marii Dee, studentce prawa, która za namową koleżanek trafia do jasnowidzki. O dziwo, jej przepowiednie się sprawdzają i Maria chętnie z nich korzysta by zdać egzaminy czy wybrać odpowiednie miejsce stażu. Aż do dnia, gdy jasnowidzka przepowiada jej śmierć. Gdy dziewczynie udaje się uniknąć zgonu, spadają na nią wszelkie dziwne zdarzenia próbując wyrównać bilans martwych osób. Chcąc pozbyć się klątwy, Maria zawiera pakt z tajemniczym Kindredem i dołącza do jego grupy. Jednak okazuje się, że Marii niekoniecznie jest po drodze z działaniami Kindreada i światem, którego ten jest częścią.

Czy to na pewno powieść?

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że W pożyczonym czasie ma strukturę… anime. Główna bohaterka jest studentką prawa zafiksowaną na punkcie swoich studiów i “perfekcyjnej przyszłości” i w zasadzie przypadek sprawia, że dołącza do Kindreda i jego coraz bardziej rozrastającej się ekipy. Każdy rozdział to jedna historia, w wyniku której do grupy dołącza kolejna mniej lub bardziej tajemnicza osoba. Przynajmniej do pewnego momentu, bo kilka ostatnich rozdziałów to już zmierzanie do wielkiego finału.

Wiem, że w ten sposób można opisać każdą opowieść, więc anime czy manga niczym się nie różnią, ale pewne drobne elementy sprawiają, że w moim umyśle pojawiła się właśnie taka a nie inna analogia: zachowanie głównej bohaterki czy innych postaci i ogólnie bardzo różnorodny skład samej ekipy. Piszę nieco enigmatycznie by zbyt dużo nie zdradzić osobom, które zdecydują się jednak przeczytać powieść. Takich drobnych wskazówek jest sporo, łącznie z samym zakończeniem. Ale o tym nieco później.

Miejsce pełne możliwości

W przeciwieństwie do wielu polskich autorek i autorów (choć nie ukrywajmy, że w tym gatunku jednak przeważają u nas kobiety) Szumacher umieściła fabułę swojej książki w Ameryce Północnej. Nie powiem, dla mnie to poniekąd miła odmiana, choć może dla zagorzałych fanów gatunku niekoniecznie. 

Podoba mi się to, że autorka nie trzyma się jednego miejsca. Bohaterowie podróżują może nie przez całe Stany Zjednoczone czy Kanadę, ale sporą ich część zaliczając po drodze różne znane z miejskich legend czy szeroko rozumianej popkultury miejsca, np. Salem czy… A nie będę zdradzać co jeszcze, żeby nie psuć niespodzianki przy czytaniu. Przy czym ich wędrówka nie jest bezmyślnym skakaniem z jednej lokacji do drugiej w poszukiwaniu potworów, ale ma określony cel, a bohaterowie napotykają po drodze nie tylko paranormalne, ale i zwyczajne przeszkody jak choćby kupno samochodu czy kwestię posiadania prawa jazdy. Dużym plusem jest to, że Szumacher nie zapomina o przyziemnych sprawach, zwyczajnym życiu, którego rozpaczliwie czepia się Maria.

Bohaterowie

Minusem w moim odczuciu, jest główna bohaterka. Jak już wspomniałam Maria Dee jest niedoszłą prawniczką. W wyniku pewnego zdarzenia związuje się z Kindredem i odkrywa swoją specyficzną moc. Jest postacią ze wszech miar niedoskonałą, o egoistycznym charakterze, sprytną, ale bardzo zapatrzoną w siebie i pyskatą. Powyższy opis zapowiada ciekawą postać, jednak we mnie Maria wzbudzała jedynie irytację - swoim nieznośnym charakterem i brakiem głębszej refleksji. Nie mam na myśli tutaj wrzucenia do fabuły wątków filozoficznych, bo nie jest to ten rodzaj powieści, ale w tej postaci brakuje mi jakiejś głębi, która pozwoli bardziej ją zrozumieć. Przypomina mi niejedną postać z anime - nieznośną, pyskatą i rozwydrzoną, zachowująca się jak kapryśne dziecko, a nie dorosła kobieta. Zapewne będą od niej zależeć losy świata, ale mam nadzieję, że do tego czasu autorka nieco popracuje nad jej charakterem.

Natomiast bardzo podoba mi się poprowadzenie postaci Kindreda i Jamesa i mam nadzieję, że w dalszych częściach nadal obaj będą odgrywać sporą rolę. Pozostali bohaterowie są na tyle jednoznaczni i przewidywalni, że póki co trudno mi na ich temat napisać coś więcej. Jestem ciekawa czy w dalszych tomach autorka da im szansę rozwoju.

Smaczki

Zdecydowanym plusem powieści jest język. Szumacher bardzo sprawnie bawi się popkulturą, cytatami z różnych książek czy filmów (jak znam siebie, wiele z nawiązań mi umknęło, jako że nie jestem fanką prozy Neila Gaimana czy Stephena Kinga). Sprawnie łączy wątki i prowadzi dialogi - niejednokrotnie parsknęłam śmiechem nad wypowiedziami bohaterów. Zresztą, dobry warsztat i wyczucie słowa zapowiadała już Słowodzicielka, powieściowy debiut autorki.

Warto też wspomnieć o cudownej okładce powieści, którą zaprojektowała Joanna Widomska. Grafika fantastycznie oddaje klimat powieści i dualizm, jaki istnieje w gatunku urban fantasy oraz nawiązuje do tak lubianych przez wróżbitów kart.

Jak tak można?

Ogromnym rozczarowaniem jest dla mnie zakończenie. Szczerze nienawidzę cliffhangerów i oczekiwania na kolejną część. Taka forma zakończenia jest też jednym z elementów, które mi przypominają konstrukcję mangi czy anime. I tak jak tam jestem w stanie przyjąć taką konwencję, tak w powieściach jest to dla mnie niezrozumiałe. Idealnym wyjściem jest historia zamknięta w pierwszym tomie z delikatną obietnicą rozwinięcia w tomie kolejnym. Niestety, w tym przypadku zwyczajnie się zawiodłam, bo urywanie historii w momencie gdy ona dopiero zaczyna się rozkręcać jest w moim odczuciu nie fair w stosunku do czytelnika.

Czytać czy nie czytać?

Pomimo ostrego zawodu z powodu zakończenia, uważam, że w W pożyczonym czasie jest jedną z ciekawszych historii w tym gatunku i ma szansę rozwinąć się w naprawdę ciekawy cykl. Dodatkowo Szumacher pisze lekko i swobodnie operuje słowem, więc samo czytanie jest bardzo przyjemne.

Podsumowując, czekam na drugi tom, bo zakończenie historii w takim momencie jest zwyczajną zbrodnią na czytelniku. I mam nadzieję, że autorka nie popełni tej zbrodni ponownie. Chętnie przeczytam kolejne tomy przygód tej dziwnej gromadki, jednak naprawdę, droga autorko, cliffhanger w powieści to strzał w kolano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze obraźliwe będą usuwane.