Dzisiaj recenzuję książkę Upadek króla Artura, najnowsze opracowanie nieukończonego poematu J.R.R. Tolkiena.
Król Artur u twórcy Śródziemia
Johna Ronalda Reuela Tolkiena miłośnikom fantastyki nie
trzeba przedstawiać. Jeden z pionierów współczesnej fantastyki, człowiek,
którego dzieła na stałe wpisały się w kanon literatury, wspaniały pisarz i
nauczyciel akademicki… O Tolkienie można pisać dużo, niejedno już też napisano.
I choć zmarł czterdzieści lat temu, to nadal ukazują się jego wcześniej
niepublikowane teksty. Jest to zasługa spadkobiercy, Christophera Tolkiena,
który podjął się trudu uporządkowania jego spuścizny i co jakiś czas wypuszcza
na światło dzienne kolejne perełki z dorobku ojca.
Upadek króla Artura to jeden z niedokończonych
poematów, którego pisanie Tolkien zarzucił w latach trzydziestych. Chociaż
właściwy tekst Upadku… jest krótki (niewiele ponad czterdzieści stron) to
książka zawiera liczne dodatki, które w doskonały sposób uzupełniają i
wyjaśniają jak powstawało to niezwykłe dzieło.
Sam tom wydany został solidnie i starannie. Twarda oprawa
zapewnia trwałość, a szata graficzna została dopasowana do wcześniej wydanych
przez Prószyńskiego i S-kę dzieł Profesora. Całość ładnie prezentuje się na
półce i jedynym, co pozostawia nieco do życzenia, jest jakość papieru. Ale to
niestety częsta zmora dzisiejszych czasów.
Poemat Upadek
króla Artura
Książka podzielona została na pięć części. Po krótkim
słowie wstępnym znajduje się właściwy tekst, szkoda tylko, że wydawca nie
poinformował czytelników, że stanowi on niewielką część całości. Jednak plusem
jest to, że w tym wydaniu znalazł się tekst oryginalny, a na sąsiedniej stronie
widnieje jego polskie tłumaczenie. Podobny zabieg wydawnictwo Prószyński i S-ka
wykorzystało w wydanej kilka lat temu Legendzie o Sigurdzie i Gudrun. Takie
bilingwiczne teksty to na naszym rynku rzadkość, ale przez to są niezwykle
cenne – pozwalają porównać oba teksty i w pewien sposób ocenić pracę tłumacza.
W tym przypadku obie tłumaczki, Katarzyna Staniewska oraz Agnieszka
Sylwanowicz, spisały się świetnie, tym bardziej, że przełożenie na polski język
aliteracyjnej poezji angielskiej z zachowaniem reguł nią rządzących, nie jest wcale
prostym zadaniem. Dodatkowo tekst opatrzony został przypisami wyjaśniającymi
wiele kwestii zawartych w tekście.
Dodatki
Dodatki zajmują większą część
omawianej pozycji. Pierwszy z nich opisuje rolę poematu w tradycji
arturiańskiej. To bodaj pierwsze opracowanie tego tematu, które ukazało się po
polsku. Christopher Tolkien w przystępnych, ale fachowych słowach, podaje
źródła mitu i wymienia fragmenty, których opis w poszczególnych dziełach
diametralnie się różni. Wykazuje także, jak odmienne jest dzieło ojca i jego
podejście do klasycznych wersji mitu.
Drugi aneks poniekąd nawiązuje do
Silmarillionu. Czytelnik dowie się z
niego, co wiąże króla Artura i Eärendila i jakie fragmenty w mitologii Tolkiena
nawiązują bezpośrednio do arturiańskiego mitu.
Przedostatni dodatek został
poświęcony ewolucji niedokończonego poematu. Ten bardzo ciekawy tekst pokazuje,
z jaką pieczołowitością Tolkien pracował nad dziełem i jak szlifował
poszczególne wersy nadając im najdoskonalszą formę. Tym większa szkoda, że mimo
nakładu pracy, autor nie ukończył swego dzieła.
Ostatni aneks, dość krótki w
porównaniu do poprzednich, dotyczy wiersza staroangielskiego. Christopher
Tolkien cytuje tutaj fragment wykładu na ten temat wygłoszonego przez jego ojca
w latach czterdziestych. Czytelnik może się z niego dowiedzieć, jakie zasady
obowiązywały w tej specyficznej formie poezji.
Czy warto sięgnąć po tę książkę?
Upadek króla Artura to kolejne dzieło, które pokazuje jak wybitnym
twórcą był Tolkien i jak szerokie było pole jego zainteresowań. Jednak nie jest
to pozycja przeznaczona dla wszystkich czytelników. Dla wielu wielbicieli Hobbita czy Władcy Pierścieni (szczególnie ich filmowych wersji) ta książka
może wydawać się zbyt naukowa i słabo powiązana ze Śródziemiem. Jednak dla
zagorzałych tolkienistów jest to pozycja obowiązkowa i jednocześnie wspaniały
prezent na święta.
Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz
Nie należę do zagorzałych tolkienistów. Jestem raczej zagorzałym fanem Śródziemia, a do reszty twórczości Tolkiena szczególną miłością nie pałam. Całkiem możliwe, że nie zadałem sobie nigdy trudu porządnego zapoznania z tą resztą twórczości zostając przy tolkienowskim mainstreamie.
OdpowiedzUsuńMam jednak do czytania tyle innych rzeczy, że raczej nie będę tych braków nadrabiał.